W ostatni weekend rozpoczęliśmy nowy sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. Działo się wiele, więc czas to opisać!
Kwalifikacje do niedzielnego konkursu i treningi w piątek raczej nie napawały optymizmem. Polacy nie prezentowali w nich wysokiej dyspozycji, drugi był w nich Dawid Kubacki, Kamil Stoch zajął miejsce 48, wystarczające do awansu. 15 byl Piotr Żyła (skromny w komentarzach w ten weekend), 28 Jakub Wolny, 33 Stefan Hula, 39 Maciej Kot. Część kibiców już przyjanuszowało i napisało, że Stoch się skończył. Tak, skończył się, zanim się zaczął nowy sezon! Troszeczkę to irracjonalne, ale też warunki z lekka nie mogły zachwycać. Dla niektórych były to pierwsze skoki na śniegu, ale na tyle wystarczające, aby pokazać świetną dyspozycję. Tę zaprezentował Jewgienij Klimow, który triumfował w nich skokiem na 137 metr. Rosjanin prezentował także w treningach fenomenalną dyspozycję, co pokazało, że to, co robił w Letnim GP może się przełożyć na początek sezonu w Pucharze Świata. O awans otarła się tradycyjnie kadra B. To skłania do refleksji nad sposobem trenowania tejże reprezentacji, dlaczego oni nie uzyskują dobrych rezultatów, ale może nie będę tej kwestii już tutaj poruszał, bo to nie jest czas i miejsce.
Sobotni konkurs drużynowy odbywał się w dobrych warunkach, były to płynne zawody, gdzie Kazachowie tradycyjnie pokazali umiejętności latania! Żaden z zawodników nie przekroczył stu metrów, nawet ten młody Nurszat Tursunżanow (15 lat, rekord Pucharu Świata), który przy swoim skoku trochę się potłukł. Dużo zawodników upadało, była widoczna nierówność przy odjeździe na przeciwstok. Skoczkowie mieli z tym wyraźny problem. Stefan Horngacher wystawił skład Żyła-Wolny-Kubacki-Stoch, który zaprezentował się fenomenalnie. Polacy zdominowali konkurs drużynowy, mimo że Dawid Kubacki swoim skokiem w drugiej serii skomplikował sytuację (114,5 metra) i pozwolił wyprzedzić nas przez Niemców. Na szczęście Kamil Stoch skoczył 129 metrów, przy których 123,5 metra Richarda Freitaga okazało się niewystarczające i w Wiśle wybuchła radość (prawie jak w 2002 roku w Zakopanem, gdzie Małysz wygrał drugi konkurs różnicą 0,5 pkt z Hannawaldem). Zapytacie: gdzie są ci Norwegowie? No bo w ostatnim sezonie miażdżyli, wygrali konkurs na mamucie w Vikersund największą przewagą w historii. Tym razem też byliby w drugiej serii, ALE u Roberta Johanssona wykryto nieprzepisowy kombinezon, a więc dostał DSQ, co przesunęło Norwegów w ostatecznym rozrachunku na 10 miejsce (czyli tak, jakby byli lepsi tylko od Kazachów!), a to pozwoliło Finom po raz pierwszy od ponad 10 lat wygrać z nimi (zajęli tylko 9 miejsce). Podium uzupełnili ww. Niemcy oraz Austriacy, właściwie pewni podium od drugich skoków w drugiej serii. Polska drużyna pokazała, że niepotrzebnie się ją skreślało po takich tam kwalifikacjach. Wystarczy wierzyć do końca. Ta drużynówka wyszła nam znakomicie, raczej nie możemy się do niczego przyczepić. Można pochwalić Kubę Wolnego za jego pierwszą poważną drużynówkę, Szwajcarię za najwyższe miejsce od dawna (piąte), Rosja także zaliczyła te osiagnięcie (pozycja nizej). Choć nie ukrywajmy, gdyby nie dyskwalifikacja Norwegów, to pewnie byłoby inaczej.
Niedzielny pierwszy konkurs indywidualny rozgrywany był ze śniegiem nieraz prószącym bardzo mocno. Wiatr był zmienny, ale to nie przeszkadzało w osiąganiu niezłych odległości, przerw w skokach również nie było. Czasem jednak wiatr był na tyle dokuczliwy, że spowodował wyrzucenie po pierwszej serii z konkursu Andreasa Stjernena, Daniela-Andre Tandego, Simona Ammanna czy Gregora Schlierenzauera (tylko 104,5 metra!). Wpływ mógł mieć podmuch po wyjściu z progu, tam czasem wiatr wiał dość mocno. Polacy prezentowali się bardzo dobrze, po pierwszej serii Kamil Stoch był drugi, prowadził Jewgienij Klimow (127,5 metra). Ten niesamowity Rosjanin utrzymał prowadzenie po drugiej serii, wygrywając konkurs z przewagą 6,7 pkt nad Stephanem Leyhe i 7,8 pkt nad Ryoyu Kobayashi. To pierwsze zwycięstwo Rosjanina w Pucharze Świata, co pozwoliło wybrzmieć w Wiśle hymnowi Federacji Rosyjskiej. Kamil Stoch (wbrew radości pana Babiarza!) nie utrzymał dobrej lokaty, skoczył 127 metrów, ale można było się przyczepić do jego lądowania, wobec czego słabsze noty i czwarte miejsce. Tak samo, jak do lądowania innych skoczków, na co wpływ miały liczne nierówności. Ten sztuczny śnieg, o którego wyrównanie na zeskoku dbali organizatorzy nie był najwyraźniej dobrze przygotowany. Szósty był Piotr Żyła, ósmy Dawid Kubacki, dwudziesty trzeci Kuba Wolny, dwudziesty dziewiąty Maciek Kot. Na podziw zasługuje mlody Słoweniec Timi Zajc, który przedzielił Polaków na czwartej i szóstej pozycji, oraz Fin Antti Aalto, który przedzielił tychże na pozycjach sześć i osiem. Szczególnie zwracam uwagę na Fina, dla którego jest to najlepszy wynik w Pucharze Świata, jak i dla całej Finlandii od wielu lat w normalnym konkursie. Janne Ahonen może być dumny!
Kolejny Puchar Świata w Ruce (Kuusamo). Dwa konkursy indywidualne w sobotę i niedzielę, jeżeli stan rzeczy się utrzyma do tego czasu, to będzie zapowiedź niezwykle ciekawego sezonu. Tylko oby wiatr, jak to często się tam zdarzało, nie pokrzyżował planów.
Kwalifikacje do niedzielnego konkursu i treningi w piątek raczej nie napawały optymizmem. Polacy nie prezentowali w nich wysokiej dyspozycji, drugi był w nich Dawid Kubacki, Kamil Stoch zajął miejsce 48, wystarczające do awansu. 15 byl Piotr Żyła (skromny w komentarzach w ten weekend), 28 Jakub Wolny, 33 Stefan Hula, 39 Maciej Kot. Część kibiców już przyjanuszowało i napisało, że Stoch się skończył. Tak, skończył się, zanim się zaczął nowy sezon! Troszeczkę to irracjonalne, ale też warunki z lekka nie mogły zachwycać. Dla niektórych były to pierwsze skoki na śniegu, ale na tyle wystarczające, aby pokazać świetną dyspozycję. Tę zaprezentował Jewgienij Klimow, który triumfował w nich skokiem na 137 metr. Rosjanin prezentował także w treningach fenomenalną dyspozycję, co pokazało, że to, co robił w Letnim GP może się przełożyć na początek sezonu w Pucharze Świata. O awans otarła się tradycyjnie kadra B. To skłania do refleksji nad sposobem trenowania tejże reprezentacji, dlaczego oni nie uzyskują dobrych rezultatów, ale może nie będę tej kwestii już tutaj poruszał, bo to nie jest czas i miejsce.
Sobotni konkurs drużynowy odbywał się w dobrych warunkach, były to płynne zawody, gdzie Kazachowie tradycyjnie pokazali umiejętności latania! Żaden z zawodników nie przekroczył stu metrów, nawet ten młody Nurszat Tursunżanow (15 lat, rekord Pucharu Świata), który przy swoim skoku trochę się potłukł. Dużo zawodników upadało, była widoczna nierówność przy odjeździe na przeciwstok. Skoczkowie mieli z tym wyraźny problem. Stefan Horngacher wystawił skład Żyła-Wolny-Kubacki-Stoch, który zaprezentował się fenomenalnie. Polacy zdominowali konkurs drużynowy, mimo że Dawid Kubacki swoim skokiem w drugiej serii skomplikował sytuację (114,5 metra) i pozwolił wyprzedzić nas przez Niemców. Na szczęście Kamil Stoch skoczył 129 metrów, przy których 123,5 metra Richarda Freitaga okazało się niewystarczające i w Wiśle wybuchła radość (prawie jak w 2002 roku w Zakopanem, gdzie Małysz wygrał drugi konkurs różnicą 0,5 pkt z Hannawaldem). Zapytacie: gdzie są ci Norwegowie? No bo w ostatnim sezonie miażdżyli, wygrali konkurs na mamucie w Vikersund największą przewagą w historii. Tym razem też byliby w drugiej serii, ALE u Roberta Johanssona wykryto nieprzepisowy kombinezon, a więc dostał DSQ, co przesunęło Norwegów w ostatecznym rozrachunku na 10 miejsce (czyli tak, jakby byli lepsi tylko od Kazachów!), a to pozwoliło Finom po raz pierwszy od ponad 10 lat wygrać z nimi (zajęli tylko 9 miejsce). Podium uzupełnili ww. Niemcy oraz Austriacy, właściwie pewni podium od drugich skoków w drugiej serii. Polska drużyna pokazała, że niepotrzebnie się ją skreślało po takich tam kwalifikacjach. Wystarczy wierzyć do końca. Ta drużynówka wyszła nam znakomicie, raczej nie możemy się do niczego przyczepić. Można pochwalić Kubę Wolnego za jego pierwszą poważną drużynówkę, Szwajcarię za najwyższe miejsce od dawna (piąte), Rosja także zaliczyła te osiagnięcie (pozycja nizej). Choć nie ukrywajmy, gdyby nie dyskwalifikacja Norwegów, to pewnie byłoby inaczej.
Niedzielny pierwszy konkurs indywidualny rozgrywany był ze śniegiem nieraz prószącym bardzo mocno. Wiatr był zmienny, ale to nie przeszkadzało w osiąganiu niezłych odległości, przerw w skokach również nie było. Czasem jednak wiatr był na tyle dokuczliwy, że spowodował wyrzucenie po pierwszej serii z konkursu Andreasa Stjernena, Daniela-Andre Tandego, Simona Ammanna czy Gregora Schlierenzauera (tylko 104,5 metra!). Wpływ mógł mieć podmuch po wyjściu z progu, tam czasem wiatr wiał dość mocno. Polacy prezentowali się bardzo dobrze, po pierwszej serii Kamil Stoch był drugi, prowadził Jewgienij Klimow (127,5 metra). Ten niesamowity Rosjanin utrzymał prowadzenie po drugiej serii, wygrywając konkurs z przewagą 6,7 pkt nad Stephanem Leyhe i 7,8 pkt nad Ryoyu Kobayashi. To pierwsze zwycięstwo Rosjanina w Pucharze Świata, co pozwoliło wybrzmieć w Wiśle hymnowi Federacji Rosyjskiej. Kamil Stoch (wbrew radości pana Babiarza!) nie utrzymał dobrej lokaty, skoczył 127 metrów, ale można było się przyczepić do jego lądowania, wobec czego słabsze noty i czwarte miejsce. Tak samo, jak do lądowania innych skoczków, na co wpływ miały liczne nierówności. Ten sztuczny śnieg, o którego wyrównanie na zeskoku dbali organizatorzy nie był najwyraźniej dobrze przygotowany. Szósty był Piotr Żyła, ósmy Dawid Kubacki, dwudziesty trzeci Kuba Wolny, dwudziesty dziewiąty Maciek Kot. Na podziw zasługuje mlody Słoweniec Timi Zajc, który przedzielił Polaków na czwartej i szóstej pozycji, oraz Fin Antti Aalto, który przedzielił tychże na pozycjach sześć i osiem. Szczególnie zwracam uwagę na Fina, dla którego jest to najlepszy wynik w Pucharze Świata, jak i dla całej Finlandii od wielu lat w normalnym konkursie. Janne Ahonen może być dumny!
I tak na następnych zawodach Cię pokonam!
Komentarze
Prześlij komentarz