Przejdź do głównej zawartości

#45 Raw Air 2019, czyli symbol niemocy polskiej reprezentacji

10 dni, 4 konkursy indywidualne, 4 prologi,  2 drużynówki. To składało się w tym roku, jak zresztą zawsze, na szalony, norweski cykl Raw Air. W tym roku mieliśmy jako Polacy spore apetyty. Ale jednak coś mi w głowie świtało, że będzie średnio i "niby człowiek wiedzioł, a jednak się łudził". No i było.

Zaczęło się od Oslo. Tam nie mieliśmy negatywnych emocji w piątek, bo prolog wygrał Wąsacz Johansson, a Kamil Stoch był drugi. Kuba Wolny 9, Dawid Kubacki 19. Komplet zakwalifikował się do niedzielnego konkursu. Ale to w sobotę się zaczęło. Od drużynowego cyrku wietrznego, w którym wystąpili skoczkowie, a reżyserem był wiatr. Wicher. Plus Walter Hofer i Borek Sedlak. Obejrzeliśmy farsę. Ten konkurs nie powinien dojść do skutku. Szedł bardzo mozolnie, a Kuba Wolny pięć razy wchodził na belkę startową. Za piątym razem skoczył. To było jedno wielkie kuriozum jednoseryjne zakończone triumfem Norwegów. W tych nierównych warunkach to ten triumf do nich należał, a rekord Holmenkollbakken skoczył Robert Johansson - 144,5m, co dało mu jeszcze większe prowadzenie w cyklu. My drużynówkę skończyliśmy na czwartym miejscu, Kamil trochę zepsuł skok, ale nie możemy mieć do niego pretensji, tylko do tych warunków i sędziów. W niedzielnym konkursie indywidualnym zanotowaliśmy najgorszy wynik w sezonie, Kamil Stoch był 13, Kuba Wolny 19, Dawid Kubacki 24, a Piotr Żyła 26. Wygrał znowu Wąsacz, który pozostał liderem Raw Air. Drugi był Stefan Kraft, a trzecie miejsce po ponad roku ponownie Peter Prevc! Ten Raw Air był dla niego bardzo dobry, bo wiele razy widzieliśmy, czy to jego czy brata Domena w znakomitej formie. My mogliśmy znowu obejść się smakiem, jeżeli chodzi o indywidualne podium, czy triumf na Holmenkollbakken. A Ryoyu mógł zacząć się cieszyć z Kryształowej Kuli, którą sobie w tym konkursie zapewnił. Pierwsza Kryształowa Kula za triumf w Pucharze Świata dla skoczka nie z Europy! Czego nie zrobił Funaki, to zrobił Kobayashi.

Drugi przystanek to Lillehammer. I to dosłownie, bo podróżowali do tego miasta autokarami. Tam był prolog i konkurs. W tym pierwszym uświadczyliśmy braci Kobayashi na dwóch pierwszych miejscach. Wygrał nie Ryoyu, lecz Junishiro po skoku na 139,5m. Ryoyu skoczył 2,5 metra bliżej i był drugi.  Najlepszy z naszych był Kamil Stoch na ósmej lokacie, 11 Piotr Żyła,  15 Dawid Kubacki,  17. Stefan Hula, 24. Kuba Wolny. Jedynie Paweł Wąsek miał pecha i nie zobaczyliśmy go w konkursie. W nim natomiast mieliśmy trochę emocji,  bo Kamil Stoch w drugiej serii skoczył 137m (130 w pierwszej) i zaczął się wspinać z siódmego miejsca. Wystarczyło mu to na czwarte. Triumfował Stefan Kraft przed Wąsaczem i Ryoyu. Ósmy był Dawid Kubacki,  21. Kuba Wolny a 24. Stefan Hula. Piotr Żyła nie awansował do drugiej serii, co można uznać za to, że Piotrek jakoś w końcówce sezonu nie zachwyca formą.

Podróżowali autokarem i dotarli do Trondheim. Tu rok temu Kamil Stoch pobił rekord skoczni, skacząc 146 metrów. W tym roku nie zapowiadało się ani na rekord, ani na dobry wynik Stocha. Prolog środowy padł łupem Stefana Krafta, który utrzymał bardzo stabilną formę i skoczył 135,5m - najdalej w kwalifikacjach zwanych prologiem. To brzmi trochę jak "rybka zwana Wandą".  Drugi był Ryoyu, a dotychczasowy lider Raw Air, Robert Johansson dopiero ósmy. Trzeci był Dawid Kubacki, który był najlepszy z Polaków.  Kamil Stoch był 14, oczko niżej Kuba Wolny. 26. Piotr Żyła, 43. Paweł Wąsek, a pozycję niżej Stefan Hula. W czwartek oglądaliśmy więc komplet Polaków. Ale ten komplet jednak nie pokazał jednak czegoś fantastycznego. Kamil Stoch zauważył, że jego forma falowała podczas tego turnieju i słusznie to ujął - najpierw słabo w Oslo, potem dobrze w Lillehammer, znowu słabo w Trondheim i w Vikersund nawet dobrze. W tym konkursie był 17., najlepszy z naszych był Piotr Żyła - 11.  18. był Dawid Kubacki, który znowu zaczął comeback z 28., ale to tym razem się nie udało.Triumfował Ryoyu Kobayashi, dwa znakomite skoki 141 i 141,5m, pokazał w tym konkursie moc znaną z wcześniejszej fazy sezonu, kiedy to zdominował wszystko i wszystkich. Drugi był kończący swoją karierę Andreas Stjernen, dwa razy po 137 metrów, pożegnanie dostał godne zdobywcy Kryształowej Kuli z zeszłego sezonu za loty narciarskie. Radził sobie w tym świetnie. Będzie go brakowało, ale skoro nie czuje już motywacji, coś w nim drgnęło po upadku w Lahti, no to wiadomo. Skoki narciarskie to nieraz okrutny sport.

Ostatni przystanek zabawy to Vikersund. Miejsce, gdzie skoczkowie czują się najbardziej wolni - skocznia do lotów Vikersundbakken. Prolog na lekko przebudowanej skoczni padł łupem Ryoyu Kobayashiego, który skoczył 232m i zmniejszył dystans do lidera cyklu Stefana Krafta, który był drugi. Trzeci był Markus Eisenbichler. Piąte, znakomite miejsce odnotował Dmitryj Wasilijew, który poleciał 224m. Stary Dyma pokazał, że coś jeszcze w nim jest! Najlepszym polskim skoczkiem był Dawid Kubacki, który zajął szóste miejsce osiągając 214,5m.  Dawid w tamten weekend skakał w okolicach  215 metra, miał pewną stabilność, ale jednak to było jakby nie w jego stylu. Też nie w stylu Kamila było latanie tylko 202,5m, co dało mu 19. miejsce w prologu, oczko niżej był Kuba Wolny, o którym będzie więcej. 12. był Piotrek Żyła.  Bracia Prevc uplasowali się w drugiej dziesiątce na 15 i 17 miejscu. Dobre, 28. miejsce zajął Kazach Siergiej Tkaczenko, który przy okazji pobił rekord Kazachstanu, lecąc 199,5m. Kwalifikacji nie przebrnął Stefan Hula (o jedną dziesiątą punktu!) i Paweł Wąsek, a także znamienity lotnik, jakim jest Noriaki Kasai.  Dzień później odbył się konkurs drużynowy i tak naprawdę mimo ogromnych ambicji Polaków stać było nas na czwarte miejsce. Było to jednak w pewnym sensie spodziewane, zwłaszcza że Kamil nie radził sobie ze skokami, coś zawodziło, jakiś element techniczny nie pozwalał mu na dalekie odległości. Dalekie odległości odnotował Kuba Wolny, który dwukrotnie pobił swój rekord życiowy - 227,5m i 229,5m. Sam zapowiada, że niedługo pobije rekord Adama Małysza. Szczególnie daleko w drugiej serii poleciał Piotr Żyła - 232m. Trzecie czwarte miejsce z rzędu, być może w Planicy uda się tę serię przełamać. Spodziewaliśmy się takiego miejsca Polski, a nie spodziewaliśmy się triumfu Słowenii. Pierwszego od trzech lat! Skład Semenić-Prevc senior-Prevc junior-Zajc zdał egzamin. Szczególnie to Domen pokazał swój kunszt, dwukrotnie lądując grubo poza 230 metrem. Także Peter pokazał to, czego dawno w jego wykonaniu nie widzieliśmy. Słowenia triumfowała, co bardzo cieszy, a także daje małą zapowiedź tego, co może nas czekać w następnym sezonie. Jeżeli Słowenia regularnie wróci do czołówki, to możemy zobaczyć kolejny sezon dominacji Prevca seniora. Drugie miejsce zajęli Niemcy, którzy odrobili do nas 100 pkt, trzeci byli Austriacy. Kraft znowu stracił punkty względem Ryoyu, który doszedł do niego na różnicę 8,5 pkt. Na skoczni do lotów to nic.  

W niedzielę oglądaliśmy konkurs kunsztu lotnictwa, mimo że żaden z zawodników nie doleciał pod 250m. Najdalej poleciał w pierwszej serii Domen Prevc - 241m, jego seria próbna też była znakomita, 242m. Ryoyu Kobayashi zmniejszył stratę do Krafta na 6,7 pkt po locie na 237m. Kuba Wolny ponownie udowodnił, że potrafi latać! W pierwszej serii poleciał 230 metrów, bijąc po raz trzeci w ten weekend rekord życiowy. I był na trzecim miejscu. Dawid Kubacki był 10, Piotr Żyła 11, a Kamil Stoch 15. W drugiej serii oni awansowali odpowiednio na miejsce bez zmian, 9 i 12 miejsce (Kamil najlepszy lot weekendu - 225,5m!).   Kuba Wolny skoczył 225,5m i to go strąciło z podium na najgorsze, choć jego najlepsze w karierze czwarte miejsce. Jeszcze będzie częstym bywalcem podium Pucharu Świata, może Planica na niego czeka? A strącił go lotem 229,5m Stefan Kraft. Ale co tam. Był jeszcze Ryoyu Kobayashi, który poleciał 239m, niszcząc cała przewagę Krafta i triumfując w Raw Air różnicą 2,9 pkt! To było bardziej emocjonujące niż ten pech Wellingera w 2017. Na taki finał Raw Air czekaliśmy! Ale Ryoyu tego konkursu nie wygrał,  bo Domen Prevc poleciał 232,5m. Wygrał ten konkurs jako piętnasty skoczek w historii Pucharu Świata O JEDNĄ DZIESIĄTĄ PUNKTU! To jest coś niemożliwego, było blisko podwójnych triumfatorów, ale to jednak Słoweniec mógł się cieszyć z pierwszego od ponad 2 lat triumfu pucharowego. Ryoyu z wielkiego czarnego talerza, 60 tysięcy euro, Kraft z drugiego, Wąsacz z trzeciego miejsca, a my z tego, że przetrwaliśmy 10 dni. My - sympatycy skoków, ale też my - skoczkowie.  Dawid Kubacki był siódmy, Kuba Wolny, dzięki lotom, ósmy, Kamil Stoch dziewiąty, Piotr Żyła siedemnasty w tym dziesięciodniowym maratonie. Było ciężko, ale wytrwali. Pozycje w dziesiątce generalki to świetny wynik, ale jednak były chyba wyższe ambicje. Choć też zmęczenie dało się we znaki. Przewaga w Pucharze Narodów nadal duża. Czy uda się ją obronić? Czy Kamil Stoch wygra Kryształową Kulę za loty? Czy rekord świata w Planicy zostanie po 14 latach ponownie pobity? To pytania na Planicę.

50 rocznica powstania Letalnicy. Velikanki wziętej przez Adama Małysza i Kamila Stocha.

Komentarze

Przeczytaj jeszcze o:

#3 Dziękuję, trenerze Nawałka!

Dzisiaj ogłoszono na konferencji trenera Nawałki i prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, że pan trener będzie na tym stanowisku do 30 lipca. Potem, albo wcześniej się okaże, kto będzie nowym trenerem. Dzisiaj chcę podziękować trenerowi Nawałce za prawie 5 lat pracy z tą reprezentacją. Okres, który przepracowało zaledwie 4 trenerów w historii naszej piłki. Okres, w którym polskie piłkarstwo reprezentacyjne wspięło się na wyżyny. Wyszliśmy ze słabości, przestaliśmy mieć kompleksy, walczyliśmy z najmocniejszymi jak równy z równym. W pewnym momencie coś się posypało i to postępowało z kolejnymi miesiącami. Nasza motywacja spadała, graliśmy słabiej, nasz pomysł na grę nie był widoczny. Nasz dobry występ na Mundialu stanął pod znakiem zapytania, a ten znak zapytania zniknął w momencie spotkania z Senegalem. To dalej postępowało w grze z Kolumbią, a z Japonią uratowaliśmy częściowo honor. Gdzieś ta współpraca się wypaliła. Piszę o tym, co złe, co smutne. Ale trzeba konstruktywnie wyliczyć, co nie p...

#4 Ćwierćfinały, czyli jak z ośmiu drużyn robią się cztery

Po dwóch dniach posuchy nadeszły dwa dni z dwoma spotkaniami, a te dwa mecze odbyły się dwa razy o 16:00 i 20:00. A teraz znowu dwa dni przerwy! Pierwszego dnia dwa mecze - Urugwaj zagrał z Francją, a Brazylia zmierzyła się z Belgami. W pierwszym meczu obie drużyny dość średnio zagrały w piłkę. Ale koniec końców to Francuzi cieszyli się z półfinału, triumfując 2:0. Pierwsza bramka ze stałego fragmentu - z prawej strony "szesnastki" wrzucał Griezmann (swoją drogą, sprytna zmyłka, że niby uderza!), a piłkę do bramki wbił obrońca Realu Madryt, Rafael Varane. I drugi gol, znowu Griezmann w akcji. Walnął sobie z dystansu, Muslerze piłka odbiła się po zmianie rotacji od rąk i wpadła do siatki. Napisałem na Twitterze, że to gol kwalifikujący się do miana "Kariusa Roku", ale tu raczej zaważyła rotacja piłki, a nie błąd bramkarza. Czy obrońcy urugwajscy mogli tę piłkę wyjąć? Mogli. Gdyby lepiej się ustawili i przewidzieli intencje fana Fortnite'a, to chyba udałoby się...

#57 Nie skopaliśmy w Skopje, czyli Macedonia Północna vs Polska 0:1

Skopje - tam zagraliśmy mecz numer trzy eliminacji do Mistrzostw Europy. I ten mecz był w gorących okolicznościach. Bez sensacji. Tym brakiem sensacji jest też triumf Polski 0:1. Wynik idzie w świat i to jest najważniejsze. Pierwsza połowa to lekka kaszana naszego zespołu. Pozwalaliśmy Macedończykom rozgrywać piłkę, jak chcieli w naszej połowie boiska.  Gra nam się nie kleiła, Macedonia Północna grała wysoko, wykorzystywała nasze straty i torpedowała naszą bramkę. Jednak że Polska stoi bramkarzami, to Fabiański łapał te piłki. Albo te piłki przelatywały daleko od bramki. Nasze też, bo my graliśmy padakę. Uczciwie pisząc, chciałem przełączyć na drugi trening F1 przed GP Kanady. I przełączyłem, ciesząc się z prowadzenia Leclerca w sesji! Ale potem wróciłem i dalej się męczyłem z tą grą. Były nasze faule, nawet jeżeli to nie były faule. Faule Macedończyków prawie że były przez pana Rocchiego ignorowane. Na początku drugiej części wpuszczono Piątka. No i strzeliliśmy w 47'. Gównia...