Pierwszy z dziesięciu meczów eliminacyjnych do EURO 2020. Szybko minął okres między ostatnim meczem Ligi Narodów a tym meczem. I nic się nie zmieniło. Prawie czterysta lat temu triumfowaliśmy pod Wiedniem. Wczoraj musieliśmy uznać wyższość Austriaków.
Zaczęła się gra od bardzo wysokiej gry Austriaków. Z tego parę akcji im wyszło, ale żadna do bramki nie wpadła w pierwszych dwudziestu minutach meczu. Polsce wyszły dwie-trzy akcje, zagrożenie poważne stworzyliśmy raz. Ładnie wykonywaliśmy rzuty rożne, ale brakowało dokładności. Sprawdzał się Piotrek Zieliński na prawej flance. Polacy potrafili ładnie rwać z kontry akcje, ale one nie kończyły się celnie. Pierwsza połowa była na utrzymanie.
W drugiej części Austriacy zaczęli mocniej ciągnąć grę, Arnautović szedł zdecydowanie z piłką, co dało im przez faul akcję z rzutu wolnego i uderzenie Arnautovicia w 56. minucie. W 69. minucie mieliśmy róg, z którego była wrzutka Grosickiego, piłka się poodbijała, Kędziora uderzył z woleja, piłkę odbił bramkarz, ale w pobliżu był nasz dzielny PIO PIO PIO PIO PIO Piątek i uderzył z główki. Ernst-Happel Stadion w euforii, bo Polska objęła prowadzenie! Austria zaczęła wściekle atakować, my też, bo Robert podał parę minut później Piątkowi, który spudłował. Ta akcja miała potencjał. W osiemdziesiątej siódmej setkę z główki po wrzutce spudłował jeden z austriackich piłkarzy. Szczęsny miał chwilę później szczęście z wybiciem piłki na aut. Mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nie na długo. Pazdan w 91' (wszedł za Grosickiego, chyba mieliśmy grać na piątkę obrońców - obrona Częstochowy) zepsuł podanie, z tego wyszła akcja Austriaków, piłka nie wpadła do siatki. Austriacy mieli też niewykorzystany róg.
Wygraliśmy ten mecz, mimo że była ogromna nerwówka. Mimo że ten mecz nie był wysokich lotów, a my byliśmy atakowani, a my też stwarzaliśmy parę pięknych akcji, tu szacun do Grosika i Piotrka Zielińskiego (oby uraz nie był poważny). Wojtek Szczęsny nam ratował mecz wielokrotnie, gdyby nie on, byłoby tutaj 4:0 dla Austrii. Jest 0:1 dla Polski, wywalczone jako tako, ale Brzęczek wygrał po raz pierwszy w reprezentacji. Warto docenić te małe rzeczy, bo z małych rzeczy rodzą się te gigantyczne. Przed nim jeszcze 9 kolejek, kolejna potyczka w niedzielę w Warszawie z Łotwą. Ten mecz powinniśmy raczej wygrać, ale wiemy, jak to jest z dyspozycją naszej kadry. Nie możemy zlekceważyć rywala, ale pewnie wygramy ten mecz 2:0. Start w niedzielę o 20:45. To będzie ciekawe widowisko!
Zaczęła się gra od bardzo wysokiej gry Austriaków. Z tego parę akcji im wyszło, ale żadna do bramki nie wpadła w pierwszych dwudziestu minutach meczu. Polsce wyszły dwie-trzy akcje, zagrożenie poważne stworzyliśmy raz. Ładnie wykonywaliśmy rzuty rożne, ale brakowało dokładności. Sprawdzał się Piotrek Zieliński na prawej flance. Polacy potrafili ładnie rwać z kontry akcje, ale one nie kończyły się celnie. Pierwsza połowa była na utrzymanie.
W drugiej części Austriacy zaczęli mocniej ciągnąć grę, Arnautović szedł zdecydowanie z piłką, co dało im przez faul akcję z rzutu wolnego i uderzenie Arnautovicia w 56. minucie. W 69. minucie mieliśmy róg, z którego była wrzutka Grosickiego, piłka się poodbijała, Kędziora uderzył z woleja, piłkę odbił bramkarz, ale w pobliżu był nasz dzielny PIO PIO PIO PIO PIO Piątek i uderzył z główki. Ernst-Happel Stadion w euforii, bo Polska objęła prowadzenie! Austria zaczęła wściekle atakować, my też, bo Robert podał parę minut później Piątkowi, który spudłował. Ta akcja miała potencjał. W osiemdziesiątej siódmej setkę z główki po wrzutce spudłował jeden z austriackich piłkarzy. Szczęsny miał chwilę później szczęście z wybiciem piłki na aut. Mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nie na długo. Pazdan w 91' (wszedł za Grosickiego, chyba mieliśmy grać na piątkę obrońców - obrona Częstochowy) zepsuł podanie, z tego wyszła akcja Austriaków, piłka nie wpadła do siatki. Austriacy mieli też niewykorzystany róg.
Wygraliśmy ten mecz, mimo że była ogromna nerwówka. Mimo że ten mecz nie był wysokich lotów, a my byliśmy atakowani, a my też stwarzaliśmy parę pięknych akcji, tu szacun do Grosika i Piotrka Zielińskiego (oby uraz nie był poważny). Wojtek Szczęsny nam ratował mecz wielokrotnie, gdyby nie on, byłoby tutaj 4:0 dla Austrii. Jest 0:1 dla Polski, wywalczone jako tako, ale Brzęczek wygrał po raz pierwszy w reprezentacji. Warto docenić te małe rzeczy, bo z małych rzeczy rodzą się te gigantyczne. Przed nim jeszcze 9 kolejek, kolejna potyczka w niedzielę w Warszawie z Łotwą. Ten mecz powinniśmy raczej wygrać, ale wiemy, jak to jest z dyspozycją naszej kadry. Nie możemy zlekceważyć rywala, ale pewnie wygramy ten mecz 2:0. Start w niedzielę o 20:45. To będzie ciekawe widowisko!
Komentarze
Prześlij komentarz