Przejdź do głównej zawartości

#19 Dwa rekordy świata jednego dnia!

Lekkoatletycznie ta niedziela miała prawo być udana. Zadziało się wiele. Raz w Berlinie, raz gdzieś we Francji. No więc po kolei.


Poranek i przedpołudnie na ulicach Berlina upłynęły pod znakiem maratonu, czyli 42195m biegu, lekko ponad dwie, dwie i pół godziny godziny wysiłku dla profesjonalistów, dla amatorów do nawet 4, 4,5 godziny. Trasa w Berlinie słynie z najszybszych na świecie, więc nic dziwnego, że tutaj uzyskiwano najlepsze rezultaty w historii, przekraczano pewne granice i zbliżano się do dwóch godzin. I nadal te zbliżanie trwa za sprawą mistrza olimpijskiego, mistrza świata z Londynu w biegu maratońskim Kenijczyk Eliud Kipchoge, który w ostatnich kilku latach miażdży stawkę maratońską, tak jak Kamil Stoch w skokach narciarskich. Tym razem przebiegł ten dystans w zabójczym tempie 2 godzin 1 minuty i 39 sekund, czym poprawił poprzedni rekord świata o 1 minutę i 18 sekund. Drugi na mecie Amos Kipruto stracił do niego 4 minuty i 44 sekundy, co pokazuje, że Kipchoge wrzucił siódmy, ósmy bieg i niesamowicie odskoczył przeciwnikom. Trzymał też niezłe tempo, co potwierdziło tylko jego znakomitą dyspozycję, jaką utrzymuje od wielu lat na arenie międzynarodowej. Do niego też należy najlepszy wynik w historii z toru Monza (2:00:25), który jednak nie może być uznany za rekord świata, gdyż nie spełnił wymogów IAAFu. No to w takim tempie Kipchoge za rok zejdzie poniżej dwóch godzin i minuty, bo naprawdę mu się wiedzie w maratonie. Zejśc poniżej dwóch godzin musiałby jakiś szaleniec z Afryki, myślę, że na ten moment to jest niemożliwe. Ale jeżeli dojdą do takich metod treningowych, które umożliwią przebieganie 42.195km w mniej niż 120 minut, to będzie ciekawie. Obyśmy się za parę lat nie dowiedzieli, że taki Kipchoge był na dopingu, albo że cała kawalkada Kenijczyków, Etiopczyków i innych afrykańskich biegaczy była na dopingu. To jak oni odskakują reszcie stawki i są bezkonkurencyjni często może budzić wątpliwości.


No dobra, pobawiliśmy się z reprezentantami Afryki, zobaczyliśmy rekord Kipchoge, no to zobaczmy kolejny rekord, który został wczoraj ustanowiony. Kevin Mayer, Francuz, któremu się fajnie wiedzie w dziesięcioboju też pobił wczoraj rekord świata.  26-latek w dwudniowym evencie w Talence, który zamykał sezon IAAF World Combined Events Challenge przeskoczył rekord świata ustanowiony 3 lata temu na MŚ w Pekinie przez Ashtona Eatona (który już spędza czas na emeryturze). Do wczoraj było to 9045 pkt, od wczoraj rezultatem oznaczonym literkami "WR" jest 9126 pkt, więc przebił ten wynik o 81 pkt. Zawdzięcza to świetnym wynikom podczas zawodów, pokazał pazur w skoku o tyczce, rzucie dyskiem, a drogę do rekordu świata otworzył mu rzut oszczepem, kiedy to rzucił 71.90m, czym pobił swoją życiówkę.  Do rekordu świata potrzebował 4:49:00 na 1500m, ale on pobiegł ten dystans w czasie 4:36:11, co dało mu najlepszy wynik w historii. Mayer dokonał rzeczy, do której zbliżał się wielokrotnie od wielu miesięcy. Ma talent do łączenia 10 konkurencji w ciągu dwóch dni. Myślę, że zasłużył na ten rekord jak mało kto i jeżeli zdarzy się jakaś okazja w przyszłości to on nie zawaha się go jeszcze bardziej wyśrubować. A gdyby lepiej pobiegł 1500m, to mógłby nawet przekroczyć bajeczną granicę 9200 pkt. Ale to już w granicach gdybania i pytań o dyspozycję dnia. Paweł Wiesiołek, mimo męczarni z kontuzjami, też zaprezentował się przyzwoicie w tym cyklu. Jeżeli nie będzie miał problemów, dobrze przejdzie okres przygotowawczy, to kto wie, może da nam też tyle radości, ile dał w przeszłości Sebastian Chmara, a teraz Francuzom Mayer.

Komentarze

Przeczytaj jeszcze o:

#3 Dziękuję, trenerze Nawałka!

Dzisiaj ogłoszono na konferencji trenera Nawałki i prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, że pan trener będzie na tym stanowisku do 30 lipca. Potem, albo wcześniej się okaże, kto będzie nowym trenerem. Dzisiaj chcę podziękować trenerowi Nawałce za prawie 5 lat pracy z tą reprezentacją. Okres, który przepracowało zaledwie 4 trenerów w historii naszej piłki. Okres, w którym polskie piłkarstwo reprezentacyjne wspięło się na wyżyny. Wyszliśmy ze słabości, przestaliśmy mieć kompleksy, walczyliśmy z najmocniejszymi jak równy z równym. W pewnym momencie coś się posypało i to postępowało z kolejnymi miesiącami. Nasza motywacja spadała, graliśmy słabiej, nasz pomysł na grę nie był widoczny. Nasz dobry występ na Mundialu stanął pod znakiem zapytania, a ten znak zapytania zniknął w momencie spotkania z Senegalem. To dalej postępowało w grze z Kolumbią, a z Japonią uratowaliśmy częściowo honor. Gdzieś ta współpraca się wypaliła. Piszę o tym, co złe, co smutne. Ale trzeba konstruktywnie wyliczyć, co nie p...

#4 Ćwierćfinały, czyli jak z ośmiu drużyn robią się cztery

Po dwóch dniach posuchy nadeszły dwa dni z dwoma spotkaniami, a te dwa mecze odbyły się dwa razy o 16:00 i 20:00. A teraz znowu dwa dni przerwy! Pierwszego dnia dwa mecze - Urugwaj zagrał z Francją, a Brazylia zmierzyła się z Belgami. W pierwszym meczu obie drużyny dość średnio zagrały w piłkę. Ale koniec końców to Francuzi cieszyli się z półfinału, triumfując 2:0. Pierwsza bramka ze stałego fragmentu - z prawej strony "szesnastki" wrzucał Griezmann (swoją drogą, sprytna zmyłka, że niby uderza!), a piłkę do bramki wbił obrońca Realu Madryt, Rafael Varane. I drugi gol, znowu Griezmann w akcji. Walnął sobie z dystansu, Muslerze piłka odbiła się po zmianie rotacji od rąk i wpadła do siatki. Napisałem na Twitterze, że to gol kwalifikujący się do miana "Kariusa Roku", ale tu raczej zaważyła rotacja piłki, a nie błąd bramkarza. Czy obrońcy urugwajscy mogli tę piłkę wyjąć? Mogli. Gdyby lepiej się ustawili i przewidzieli intencje fana Fortnite'a, to chyba udałoby się...

#57 Nie skopaliśmy w Skopje, czyli Macedonia Północna vs Polska 0:1

Skopje - tam zagraliśmy mecz numer trzy eliminacji do Mistrzostw Europy. I ten mecz był w gorących okolicznościach. Bez sensacji. Tym brakiem sensacji jest też triumf Polski 0:1. Wynik idzie w świat i to jest najważniejsze. Pierwsza połowa to lekka kaszana naszego zespołu. Pozwalaliśmy Macedończykom rozgrywać piłkę, jak chcieli w naszej połowie boiska.  Gra nam się nie kleiła, Macedonia Północna grała wysoko, wykorzystywała nasze straty i torpedowała naszą bramkę. Jednak że Polska stoi bramkarzami, to Fabiański łapał te piłki. Albo te piłki przelatywały daleko od bramki. Nasze też, bo my graliśmy padakę. Uczciwie pisząc, chciałem przełączyć na drugi trening F1 przed GP Kanady. I przełączyłem, ciesząc się z prowadzenia Leclerca w sesji! Ale potem wróciłem i dalej się męczyłem z tą grą. Były nasze faule, nawet jeżeli to nie były faule. Faule Macedończyków prawie że były przez pana Rocchiego ignorowane. Na początku drugiej części wpuszczono Piątka. No i strzeliliśmy w 47'. Gównia...