Lekkoatletycznie ta niedziela miała prawo być udana. Zadziało się wiele. Raz w Berlinie, raz gdzieś we Francji. No więc po kolei.
Poranek i przedpołudnie na ulicach Berlina upłynęły pod znakiem maratonu, czyli 42195m biegu, lekko ponad dwie, dwie i pół godziny godziny wysiłku dla profesjonalistów, dla amatorów do nawet 4, 4,5 godziny. Trasa w Berlinie słynie z najszybszych na świecie, więc nic dziwnego, że tutaj uzyskiwano najlepsze rezultaty w historii, przekraczano pewne granice i zbliżano się do dwóch godzin. I nadal te zbliżanie trwa za sprawą mistrza olimpijskiego, mistrza świata z Londynu w biegu maratońskim Kenijczyk Eliud Kipchoge, który w ostatnich kilku latach miażdży stawkę maratońską, tak jak Kamil Stoch w skokach narciarskich. Tym razem przebiegł ten dystans w zabójczym tempie 2 godzin 1 minuty i 39 sekund, czym poprawił poprzedni rekord świata o 1 minutę i 18 sekund. Drugi na mecie Amos Kipruto stracił do niego 4 minuty i 44 sekundy, co pokazuje, że Kipchoge wrzucił siódmy, ósmy bieg i niesamowicie odskoczył przeciwnikom. Trzymał też niezłe tempo, co potwierdziło tylko jego znakomitą dyspozycję, jaką utrzymuje od wielu lat na arenie międzynarodowej. Do niego też należy najlepszy wynik w historii z toru Monza (2:00:25), który jednak nie może być uznany za rekord świata, gdyż nie spełnił wymogów IAAFu. No to w takim tempie Kipchoge za rok zejdzie poniżej dwóch godzin i minuty, bo naprawdę mu się wiedzie w maratonie. Zejśc poniżej dwóch godzin musiałby jakiś szaleniec z Afryki, myślę, że na ten moment to jest niemożliwe. Ale jeżeli dojdą do takich metod treningowych, które umożliwią przebieganie 42.195km w mniej niż 120 minut, to będzie ciekawie. Obyśmy się za parę lat nie dowiedzieli, że taki Kipchoge był na dopingu, albo że cała kawalkada Kenijczyków, Etiopczyków i innych afrykańskich biegaczy była na dopingu. To jak oni odskakują reszcie stawki i są bezkonkurencyjni często może budzić wątpliwości.
No dobra, pobawiliśmy się z reprezentantami Afryki, zobaczyliśmy rekord Kipchoge, no to zobaczmy kolejny rekord, który został wczoraj ustanowiony. Kevin Mayer, Francuz, któremu się fajnie wiedzie w dziesięcioboju też pobił wczoraj rekord świata. 26-latek w dwudniowym evencie w Talence, który zamykał sezon IAAF World Combined Events Challenge przeskoczył rekord świata ustanowiony 3 lata temu na MŚ w Pekinie przez Ashtona Eatona (który już spędza czas na emeryturze). Do wczoraj było to 9045 pkt, od wczoraj rezultatem oznaczonym literkami "WR" jest 9126 pkt, więc przebił ten wynik o 81 pkt. Zawdzięcza to świetnym wynikom podczas zawodów, pokazał pazur w skoku o tyczce, rzucie dyskiem, a drogę do rekordu świata otworzył mu rzut oszczepem, kiedy to rzucił 71.90m, czym pobił swoją życiówkę. Do rekordu świata potrzebował 4:49:00 na 1500m, ale on pobiegł ten dystans w czasie 4:36:11, co dało mu najlepszy wynik w historii. Mayer dokonał rzeczy, do której zbliżał się wielokrotnie od wielu miesięcy. Ma talent do łączenia 10 konkurencji w ciągu dwóch dni. Myślę, że zasłużył na ten rekord jak mało kto i jeżeli zdarzy się jakaś okazja w przyszłości to on nie zawaha się go jeszcze bardziej wyśrubować. A gdyby lepiej pobiegł 1500m, to mógłby nawet przekroczyć bajeczną granicę 9200 pkt. Ale to już w granicach gdybania i pytań o dyspozycję dnia. Paweł Wiesiołek, mimo męczarni z kontuzjami, też zaprezentował się przyzwoicie w tym cyklu. Jeżeli nie będzie miał problemów, dobrze przejdzie okres przygotowawczy, to kto wie, może da nam też tyle radości, ile dał w przeszłości Sebastian Chmara, a teraz Francuzom Mayer.
Poranek i przedpołudnie na ulicach Berlina upłynęły pod znakiem maratonu, czyli 42195m biegu, lekko ponad dwie, dwie i pół godziny godziny wysiłku dla profesjonalistów, dla amatorów do nawet 4, 4,5 godziny. Trasa w Berlinie słynie z najszybszych na świecie, więc nic dziwnego, że tutaj uzyskiwano najlepsze rezultaty w historii, przekraczano pewne granice i zbliżano się do dwóch godzin. I nadal te zbliżanie trwa za sprawą mistrza olimpijskiego, mistrza świata z Londynu w biegu maratońskim Kenijczyk Eliud Kipchoge, który w ostatnich kilku latach miażdży stawkę maratońską, tak jak Kamil Stoch w skokach narciarskich. Tym razem przebiegł ten dystans w zabójczym tempie 2 godzin 1 minuty i 39 sekund, czym poprawił poprzedni rekord świata o 1 minutę i 18 sekund. Drugi na mecie Amos Kipruto stracił do niego 4 minuty i 44 sekundy, co pokazuje, że Kipchoge wrzucił siódmy, ósmy bieg i niesamowicie odskoczył przeciwnikom. Trzymał też niezłe tempo, co potwierdziło tylko jego znakomitą dyspozycję, jaką utrzymuje od wielu lat na arenie międzynarodowej. Do niego też należy najlepszy wynik w historii z toru Monza (2:00:25), który jednak nie może być uznany za rekord świata, gdyż nie spełnił wymogów IAAFu. No to w takim tempie Kipchoge za rok zejdzie poniżej dwóch godzin i minuty, bo naprawdę mu się wiedzie w maratonie. Zejśc poniżej dwóch godzin musiałby jakiś szaleniec z Afryki, myślę, że na ten moment to jest niemożliwe. Ale jeżeli dojdą do takich metod treningowych, które umożliwią przebieganie 42.195km w mniej niż 120 minut, to będzie ciekawie. Obyśmy się za parę lat nie dowiedzieli, że taki Kipchoge był na dopingu, albo że cała kawalkada Kenijczyków, Etiopczyków i innych afrykańskich biegaczy była na dopingu. To jak oni odskakują reszcie stawki i są bezkonkurencyjni często może budzić wątpliwości.
No dobra, pobawiliśmy się z reprezentantami Afryki, zobaczyliśmy rekord Kipchoge, no to zobaczmy kolejny rekord, który został wczoraj ustanowiony. Kevin Mayer, Francuz, któremu się fajnie wiedzie w dziesięcioboju też pobił wczoraj rekord świata. 26-latek w dwudniowym evencie w Talence, który zamykał sezon IAAF World Combined Events Challenge przeskoczył rekord świata ustanowiony 3 lata temu na MŚ w Pekinie przez Ashtona Eatona (który już spędza czas na emeryturze). Do wczoraj było to 9045 pkt, od wczoraj rezultatem oznaczonym literkami "WR" jest 9126 pkt, więc przebił ten wynik o 81 pkt. Zawdzięcza to świetnym wynikom podczas zawodów, pokazał pazur w skoku o tyczce, rzucie dyskiem, a drogę do rekordu świata otworzył mu rzut oszczepem, kiedy to rzucił 71.90m, czym pobił swoją życiówkę. Do rekordu świata potrzebował 4:49:00 na 1500m, ale on pobiegł ten dystans w czasie 4:36:11, co dało mu najlepszy wynik w historii. Mayer dokonał rzeczy, do której zbliżał się wielokrotnie od wielu miesięcy. Ma talent do łączenia 10 konkurencji w ciągu dwóch dni. Myślę, że zasłużył na ten rekord jak mało kto i jeżeli zdarzy się jakaś okazja w przyszłości to on nie zawaha się go jeszcze bardziej wyśrubować. A gdyby lepiej pobiegł 1500m, to mógłby nawet przekroczyć bajeczną granicę 9200 pkt. Ale to już w granicach gdybania i pytań o dyspozycję dnia. Paweł Wiesiołek, mimo męczarni z kontuzjami, też zaprezentował się przyzwoicie w tym cyklu. Jeżeli nie będzie miał problemów, dobrze przejdzie okres przygotowawczy, to kto wie, może da nam też tyle radości, ile dał w przeszłości Sebastian Chmara, a teraz Francuzom Mayer.
Komentarze
Prześlij komentarz