Było blisko. Obie drużyny uratowały swoje sytuacje w końcówce. Ale to nie zmienia faktu, że zagrały beznadziejnie. Lech przegrał z Gandżasarem 2:1, a Górnik tylko zremisował 1:1 z ostatnią drużyną ligi mołdawskiej, Zarią Balti.
Lech do stolicy Armenii jechał z wynikiem 2:0 zrobionym przy pustych trybunach, po słabym meczu. Pierwsze minuty gry nie zwiastowały tego, że Lech zagra wybitny mecz. Do okazji częsciej dochodziła ekipa Gandżasaru, która była bliżej bramki Putnockiego. Do przerwy drużyna z Poznania remisowała, ale ze wskazaniem na lepszą grę trzeciej drużyny ligi armeńskiej w sezonie 17/18, a także zdobywców Pucharu Armenii. Prawdziwy eurowpierdziel rozpoczął się w drugiej części gry. W 50 minucie Lubambo potwierdził dominację zespołu z Armenii i pokonał Putnockiego, dając prowadzenie tej drużynie. Do wyrównania brakowało im jednej bramki, a wtedy możliwa byłaby nawet dogrywka. I strzelili ponad kwadrans później, bo w 67 sześćdziesiątce meczu Harutjunian huknął z dystansu, Putnockiemu ta piłka poszła po rękawicy, ale wpadła do siatki i Lechowi z dwubramkowej przewagi zostały tylko wspomnienia. Gandżasar wyglądał lepiej niż drużyna Kolejorza, zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Lech też miał okazje, nie był gołosłowny w tym meczu. Nie wychodziło nic. Pod koniec gry potrzebowali jednej skutecznej akcji, aby uciec od jeszcze 30 minut męki na boisku, a potem może jeszcze 15 minut nerwówki w karnych. I taka nadeszła w ostatniej akcji meczu, piąta minuta doliczonego czasu, wrzutka z rzutu wolnego na Łukasza Trałkę, który wbił piłkę do siatki i zniszczył marzenia lepiej dysponowanych zawodników Gandżasaru o drugiej rundzie. Lech fuksem wydarł ten awans. To było takie pyrrusowe zwycięstwo w dwumeczu, bo drugi mecz przegrali i to fakt. Będzie teraz musiał pokazać, że ten mecz był tylko wypadkiem przy pracy, jeżeli nie chce dostać oklepu od Szachtioru Soligorsk z Białorusi. Ale patrząc na poziom, o ten oklep się nie boję.
Zaledwie kwadrans po tym meczu musieliśmy słuchać bądź oglądać kolejny paździerz w wykonaniu polskiego klubu w europucharach. Górnik Zabrze był w Kiszyniowie i grał z Zarią Balti, nad którą po pierwszym, bardzo słabym meczu w Zabrzu, mieli jedną bramkę przewagi zdobytą w końcówce. W pierwszej części gry nie działo się zbyt wiele ze strony Górnika. Zaria, która jest ostatnią drużyną ligi mołdawskiej po 14 na 28 kolejek sezonu 2018 z jednym zwycięstwem, 6 remisami i 7 porażkami, wykazała większą inicjatywę i chęć akcji ofensywnych. To potwierdziła w 7 minucie gry, strzelając bramkę na 1:0. W dalszej części gry nadal podejmowali akcje, które mogły dać im bramkę na 2:0, ale jednak albo to oni psuli akcje, albo defensywa klubu ze Śląska zatrzymywała akcje z torwarterem Loską na czele. To nie zmieniało faktu, że do przerwy Górnik przegrywał w tym nudnym, jak flaki oleju, meczu. Po przerwie też z ich strony za dużo się nie działo. Nawet mieliśmy krótką przerwę medyczną. Istotnie, można było się przejść na spacer, wrócić i nadal działo się niewiele ze strony polskiej drużyny. Ale za to Zaria fedrowała i była parę razy blisko awansu. Okazji jednak nie udało się wykorzystać. A ponieważ Górnik Zabrze lubi strzelać bramki w końcówce, to w 85 minucie bramkę ustalającą wynik meczu na 1:1 strzelił Daniel Smuga. Do końca gry jeszcze Zaria miała jedną szansę na to, aby awansować, ale nie skorzystała z szansy od losu. Górnik, tak samo jak Lech, awansował do drugiej rundy w stylu słabym, jak skoki zawodników z Kazachstanu w Pucharze Świata! W drugiej rundzie zawodnicy z Zabrza rozegrają mecz z AS Trenczyn, więc prawdopodobnie to będzie koniec przygód Górnika. Liczę na niespodziankę, ale pewnie będzie bardziej ta negatywna! A jeszcze teraz dojdzie Jagiellonia z Rio Ave. Pozostaję jednak przy polskich drużynach, bo to jednak zespoły z Polski, które nas reprezentują. Ale czasem wolałbym, żeby nas reprezentowały drużyny, które prezentują jakiś poziom, a nie grają kaszankę.
Lech do stolicy Armenii jechał z wynikiem 2:0 zrobionym przy pustych trybunach, po słabym meczu. Pierwsze minuty gry nie zwiastowały tego, że Lech zagra wybitny mecz. Do okazji częsciej dochodziła ekipa Gandżasaru, która była bliżej bramki Putnockiego. Do przerwy drużyna z Poznania remisowała, ale ze wskazaniem na lepszą grę trzeciej drużyny ligi armeńskiej w sezonie 17/18, a także zdobywców Pucharu Armenii. Prawdziwy eurowpierdziel rozpoczął się w drugiej części gry. W 50 minucie Lubambo potwierdził dominację zespołu z Armenii i pokonał Putnockiego, dając prowadzenie tej drużynie. Do wyrównania brakowało im jednej bramki, a wtedy możliwa byłaby nawet dogrywka. I strzelili ponad kwadrans później, bo w 67 sześćdziesiątce meczu Harutjunian huknął z dystansu, Putnockiemu ta piłka poszła po rękawicy, ale wpadła do siatki i Lechowi z dwubramkowej przewagi zostały tylko wspomnienia. Gandżasar wyglądał lepiej niż drużyna Kolejorza, zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Lech też miał okazje, nie był gołosłowny w tym meczu. Nie wychodziło nic. Pod koniec gry potrzebowali jednej skutecznej akcji, aby uciec od jeszcze 30 minut męki na boisku, a potem może jeszcze 15 minut nerwówki w karnych. I taka nadeszła w ostatniej akcji meczu, piąta minuta doliczonego czasu, wrzutka z rzutu wolnego na Łukasza Trałkę, który wbił piłkę do siatki i zniszczył marzenia lepiej dysponowanych zawodników Gandżasaru o drugiej rundzie. Lech fuksem wydarł ten awans. To było takie pyrrusowe zwycięstwo w dwumeczu, bo drugi mecz przegrali i to fakt. Będzie teraz musiał pokazać, że ten mecz był tylko wypadkiem przy pracy, jeżeli nie chce dostać oklepu od Szachtioru Soligorsk z Białorusi. Ale patrząc na poziom, o ten oklep się nie boję.
Zaledwie kwadrans po tym meczu musieliśmy słuchać bądź oglądać kolejny paździerz w wykonaniu polskiego klubu w europucharach. Górnik Zabrze był w Kiszyniowie i grał z Zarią Balti, nad którą po pierwszym, bardzo słabym meczu w Zabrzu, mieli jedną bramkę przewagi zdobytą w końcówce. W pierwszej części gry nie działo się zbyt wiele ze strony Górnika. Zaria, która jest ostatnią drużyną ligi mołdawskiej po 14 na 28 kolejek sezonu 2018 z jednym zwycięstwem, 6 remisami i 7 porażkami, wykazała większą inicjatywę i chęć akcji ofensywnych. To potwierdziła w 7 minucie gry, strzelając bramkę na 1:0. W dalszej części gry nadal podejmowali akcje, które mogły dać im bramkę na 2:0, ale jednak albo to oni psuli akcje, albo defensywa klubu ze Śląska zatrzymywała akcje z torwarterem Loską na czele. To nie zmieniało faktu, że do przerwy Górnik przegrywał w tym nudnym, jak flaki oleju, meczu. Po przerwie też z ich strony za dużo się nie działo. Nawet mieliśmy krótką przerwę medyczną. Istotnie, można było się przejść na spacer, wrócić i nadal działo się niewiele ze strony polskiej drużyny. Ale za to Zaria fedrowała i była parę razy blisko awansu. Okazji jednak nie udało się wykorzystać. A ponieważ Górnik Zabrze lubi strzelać bramki w końcówce, to w 85 minucie bramkę ustalającą wynik meczu na 1:1 strzelił Daniel Smuga. Do końca gry jeszcze Zaria miała jedną szansę na to, aby awansować, ale nie skorzystała z szansy od losu. Górnik, tak samo jak Lech, awansował do drugiej rundy w stylu słabym, jak skoki zawodników z Kazachstanu w Pucharze Świata! W drugiej rundzie zawodnicy z Zabrza rozegrają mecz z AS Trenczyn, więc prawdopodobnie to będzie koniec przygód Górnika. Liczę na niespodziankę, ale pewnie będzie bardziej ta negatywna! A jeszcze teraz dojdzie Jagiellonia z Rio Ave. Pozostaję jednak przy polskich drużynach, bo to jednak zespoły z Polski, które nas reprezentują. Ale czasem wolałbym, żeby nas reprezentowały drużyny, które prezentują jakiś poziom, a nie grają kaszankę.
Komentarze
Prześlij komentarz