Rozegraliśmy drugi mecz w ramach Ligi Narodów. Możemy więc powiedzieć, że jesteśmy na półmetku tych niebywałych rozgrywek. Podjęliśmy w Kotle Czarownic, prawie jak 12 lat temu Portugalię, choć tym razem bez Cristiano Ronaldo, ale jednak nadal silną. Nasza reprezentacja poległa, przegrała 1:3 z Mistrzami Europy.
Pamiętajcie, że to są tylko moje przemyślenia na temat tego, jak wyglądał mecz.
Zanim zacznę moje przemyślenia z tej gry naszej repry, mały rys historyczny. 11 października 2006 roku pokonaliśmy Portugalię 2:1. Ebi Smolarek strzelił dwa gole. 11 października 2014 roku Polska wygrała z Niemcami 2:0 na Narodowym, historyczne dwa strzały bramkowe mieli Milik z głowy i Mila po asyście Lewego.. 11 października 2015 roku Polska wygrała z Irlandią 2:1 i awansowała na EURO 2016. 11 października 2016 roku Polska wygrała fuksem w końcówce z Armenią 2:1. 11 października 2018 roku Robert Lewandowski rozegrał swój setny, a Kuba Błaszczykowski sto trzeci mecz w narodowych barwach. Nasza zwycięska passa, jak już wiecie, została przełamana.
W pierwszej części gry było duzo spokoju i trochę akcji. My zagrażaliśmy im, tak jak oni nam. W osiemnastej mieliśmy rzut rożny, wkręcił Rafał Kurzawa, a z główki uderzył ten, który udowadnia, że Piątek może być w czwartek! On jest nieoceniony i otworzył wynik tego meczu. Pierwsza połowa pokazała także, że nasze boki obrony istnieją teoretycznie, bo Portugalczycy wykorzystywali jak chcieli ten nasz brak. I wykorzystali w trzydziestej, ładne podanie do Andre Silvy i z tego było wyrównanie. Rozklepali nas bardzo ładnie i obrona była bez szans. Zarówno to był bład Bednarka, jak i Jędrzejczyka. Nawet i wtedy, gdy wykonano piękną wrzutkę z połówki i Glik strzelił samobója, choć miał wybić piłkę Silvy. Tak, to był dramat. W dwóch aktach. Nasza obrona była kiepska jak barszcz nie w Wigilię. Portugalczycy mieli zdecydowanie więcej szans w tej części gry. Było widać, że naprawdę mają tę moc, której nam niestety zabrakło. Łukasz Fabiański robił to, co w West Hamie, czy wcześniej w Swansea, obrona trochę zawalała. A Jerzy Brzęczek trzaskał kolejne kilometry i trochę szkoda, że nie mamy dostępu do jego heatmapy!
Druga połowa to znowu grająca swoje Portugalia. My rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia w postaci żółtej kartki Mateusza Klicha, a to było równoznaczne z jego wykluczeniem z następnej gry, czyli z meczu z Włochami. Trzeciego gola dla Portugalii strzelił w 52 minucie Bernardo Silva, ładne uderzenie z lewej, Fabianowi ta piłka pod ciałem przeleciała. Ułamek sekundy wcześniej i może to wyjąłby. Nasza lewa strona obrony nie istniała nadal. Niestety, ten Jędza to nie jest najlepsza jakość. Portugalczycy nadal mieli akcję za akcją, moment za moment. Albo nasi wyjaśniali, albo ta piłka szła w trybuny. Obrona trochę leżała. Glik chyba też jakby nie był najświeższy. Na boisko wszedł po raz sto trzeci Kuba Błaszczykowski, pobił rekord Żewłakowa i jest już samotnym rekordzistą pod względem liczby spotkań. Mieliśmy dwóch zawodników, którzy mają setkę na koncie na boisku w tym meczu, taki mały pozytyw. Są, jak to śpiewała Sylwia Grzeszczak, małe rzeczy, które mogą cieszyć. No i wszedł też Turbo. 75 minuta to był rzut wolny w naszym wykonaniu, ale nie udało się tej piłki wbić do siatki. W 77 wyjęcie piłki z linii autowej (ona chyba była nawet za linią!) przez Grosickiego, wrzutka, minął się z piłką jeden z piłkarzy, a Kuba z pierwszej uderzył, jakże pięknie i było 2:3! To jest jubileusz! I myślę, że nawet uciszenie hejterów, którzy pisali, że Kuba jest naszej kadrze niepotrzebny. A jednak dopóki będzie np. takim superzmiennikiem, to byłoby świetnie. Jeżeli oczywiście dawałby przez to jakąś jakość. Nie napisałem nic o Robercie, oprócz tego o jego jubileuszu. No bo Lewego w tym meczu nie było. Nie był praktycznie widoczny. Cofał się, jak u Fornalika. Nie strzelił bramki, ma siódmą najdłuższą passę bez bramki w kadrze. Nie poradził sobie. Gdy Bayern jest bez formy, to i Lewy jest bez formy. To są ważne czynniki. On może sobie walnąć karnego ze spowolnieniem, ale gola z akcji nie strzeli.
Brakowało jeszcze gola na wyrównanie, a tego nie udało się strzelić, mimo pasji, zaangażowania, wyjęcia piłki przez Kędziorę z linii po błędzie obrony w końcówce. Mogło być 2:4, 2:7, jest tylko 2:3. Przegrywamy ten mecz, nadal mamy ten punkt, mamy taki sam bilans, jak Włosi, czyli 0-1-1, bilansem bramek na wyjeździe jednak prowadzimy z nimi i tym sposobem utrzymujemy drugą lokatę (co za zasady!). Wygramy z Włochami, to wtedy musimy czekać na mecz ich z Portugalią. Ten oni muszą przegrać, abyśmy utrzymali się w tej lidze A. Niby proste, ale pewnie niemożliwe. Liczę na to, że w niedzielę pokonamy słabych Włochów i nie okaże się, że Polska jest słabsza od nich. Tamten mecz w Bolonii tej tezy nie potwierdzał.
Pamiętajcie, że to są tylko moje przemyślenia na temat tego, jak wyglądał mecz.
Zanim zacznę moje przemyślenia z tej gry naszej repry, mały rys historyczny. 11 października 2006 roku pokonaliśmy Portugalię 2:1. Ebi Smolarek strzelił dwa gole. 11 października 2014 roku Polska wygrała z Niemcami 2:0 na Narodowym, historyczne dwa strzały bramkowe mieli Milik z głowy i Mila po asyście Lewego.. 11 października 2015 roku Polska wygrała z Irlandią 2:1 i awansowała na EURO 2016. 11 października 2016 roku Polska wygrała fuksem w końcówce z Armenią 2:1. 11 października 2018 roku Robert Lewandowski rozegrał swój setny, a Kuba Błaszczykowski sto trzeci mecz w narodowych barwach. Nasza zwycięska passa, jak już wiecie, została przełamana.
W pierwszej części gry było duzo spokoju i trochę akcji. My zagrażaliśmy im, tak jak oni nam. W osiemnastej mieliśmy rzut rożny, wkręcił Rafał Kurzawa, a z główki uderzył ten, który udowadnia, że Piątek może być w czwartek! On jest nieoceniony i otworzył wynik tego meczu. Pierwsza połowa pokazała także, że nasze boki obrony istnieją teoretycznie, bo Portugalczycy wykorzystywali jak chcieli ten nasz brak. I wykorzystali w trzydziestej, ładne podanie do Andre Silvy i z tego było wyrównanie. Rozklepali nas bardzo ładnie i obrona była bez szans. Zarówno to był bład Bednarka, jak i Jędrzejczyka. Nawet i wtedy, gdy wykonano piękną wrzutkę z połówki i Glik strzelił samobója, choć miał wybić piłkę Silvy. Tak, to był dramat. W dwóch aktach. Nasza obrona była kiepska jak barszcz nie w Wigilię. Portugalczycy mieli zdecydowanie więcej szans w tej części gry. Było widać, że naprawdę mają tę moc, której nam niestety zabrakło. Łukasz Fabiański robił to, co w West Hamie, czy wcześniej w Swansea, obrona trochę zawalała. A Jerzy Brzęczek trzaskał kolejne kilometry i trochę szkoda, że nie mamy dostępu do jego heatmapy!
Druga połowa to znowu grająca swoje Portugalia. My rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia w postaci żółtej kartki Mateusza Klicha, a to było równoznaczne z jego wykluczeniem z następnej gry, czyli z meczu z Włochami. Trzeciego gola dla Portugalii strzelił w 52 minucie Bernardo Silva, ładne uderzenie z lewej, Fabianowi ta piłka pod ciałem przeleciała. Ułamek sekundy wcześniej i może to wyjąłby. Nasza lewa strona obrony nie istniała nadal. Niestety, ten Jędza to nie jest najlepsza jakość. Portugalczycy nadal mieli akcję za akcją, moment za moment. Albo nasi wyjaśniali, albo ta piłka szła w trybuny. Obrona trochę leżała. Glik chyba też jakby nie był najświeższy. Na boisko wszedł po raz sto trzeci Kuba Błaszczykowski, pobił rekord Żewłakowa i jest już samotnym rekordzistą pod względem liczby spotkań. Mieliśmy dwóch zawodników, którzy mają setkę na koncie na boisku w tym meczu, taki mały pozytyw. Są, jak to śpiewała Sylwia Grzeszczak, małe rzeczy, które mogą cieszyć. No i wszedł też Turbo. 75 minuta to był rzut wolny w naszym wykonaniu, ale nie udało się tej piłki wbić do siatki. W 77 wyjęcie piłki z linii autowej (ona chyba była nawet za linią!) przez Grosickiego, wrzutka, minął się z piłką jeden z piłkarzy, a Kuba z pierwszej uderzył, jakże pięknie i było 2:3! To jest jubileusz! I myślę, że nawet uciszenie hejterów, którzy pisali, że Kuba jest naszej kadrze niepotrzebny. A jednak dopóki będzie np. takim superzmiennikiem, to byłoby świetnie. Jeżeli oczywiście dawałby przez to jakąś jakość. Nie napisałem nic o Robercie, oprócz tego o jego jubileuszu. No bo Lewego w tym meczu nie było. Nie był praktycznie widoczny. Cofał się, jak u Fornalika. Nie strzelił bramki, ma siódmą najdłuższą passę bez bramki w kadrze. Nie poradził sobie. Gdy Bayern jest bez formy, to i Lewy jest bez formy. To są ważne czynniki. On może sobie walnąć karnego ze spowolnieniem, ale gola z akcji nie strzeli.
Brakowało jeszcze gola na wyrównanie, a tego nie udało się strzelić, mimo pasji, zaangażowania, wyjęcia piłki przez Kędziorę z linii po błędzie obrony w końcówce. Mogło być 2:4, 2:7, jest tylko 2:3. Przegrywamy ten mecz, nadal mamy ten punkt, mamy taki sam bilans, jak Włosi, czyli 0-1-1, bilansem bramek na wyjeździe jednak prowadzimy z nimi i tym sposobem utrzymujemy drugą lokatę (co za zasady!). Wygramy z Włochami, to wtedy musimy czekać na mecz ich z Portugalią. Ten oni muszą przegrać, abyśmy utrzymali się w tej lidze A. Niby proste, ale pewnie niemożliwe. Liczę na to, że w niedzielę pokonamy słabych Włochów i nie okaże się, że Polska jest słabsza od nich. Tamten mecz w Bolonii tej tezy nie potwierdzał.
Komentarze
Prześlij komentarz