#32 Niezły Żyła, choć Forfang przed nim 0,2 i 0,3, Ryoyu znowu wygrywa, czyli skaczemy w Niżnym Tagile
W pierwszy weekend grudnia cyrk Waltera Hofera przemieścił się do azjatyckiej części Rosji. Byliśmy w Niżnym Tagile na skoczni "Bocian". Raz wygrał Johann Andre Forfang (hejterzy powiedzą, że Daniel Andre Forfang!), raz Ryoyu Kobayashi. Polacy stabilnie.
Ale najpierw były kwalifikacje w piątek. Przebiegły one bez praktycznie żadnych problemów, choć zdarzyło się, że wiało mocno i mieliśmy krótkie przerwy. Praktycznie króciusieńkie. Kwalifikowało się ich 63, zakwalifikowano 50, na szczycie tabeli Piotr Żyła! 134 metry, dobry wiatr, wygrał te kwalifikacje z przewagą pół punktu nad Ryoyu Kobayashim i 1,8 pkt nad Johannem Andre Forfangiem. Czwarty był Kamil Stoch i jego 127 metrów. Do konkursu pierwszego zakwalifikował się także Maciek Kot (ósmy), Dawid Kubacki (15), Jakub Wolny (23) i Stefan Hula (31), także komplecik! Sędziowie byli nudni, flegmatyczni, bo nie zmienili ani razu belki w tej sesji.
W konkursie sobotnim za to belki były piąta i czwarta, najwięcej skoków oddano z piątej, w tym całą drugą serię i prawie całą pierwszą, bo TOP10 skakało z czwartej. Pierwsza seria była dla nas marzeniem, bo Piotr Żyła był trzeci, a prowadził ten niesamowity Japończyk! Drugi był Forfang.W drugiej serii wystartowało czterech Polaków, bo przemieleni zostali w pierwszej Maciek Kot (szkoda, była duża szansa na punkty, szczególnie po takich dobrych kwalifikacjach) i Kuba Wolny (ten nie przebrnął kwali do drugiego konkursu, może słabszy weekend?). W tejże również nie wystąpili Gregor Schlierenzauer (który ma słabszy moment generalnie patrząc na start tego sezonu), Daniel Andre Tande (jakiś mały problem ze stabilnością u niego na początku tego sezonu), Markus Eisenbichler czy nawet Richard Freitag! W drugiej serii trochę stawka się pomieszała, punkty zdobył nawet stary Dyma Wasiliew (17!), który w pierwszej serii odpalił rakietę, ale w drugiej spadł, niczym niektórzy Rosjanie, ale nie aż tak, jak nasi milusińscy z Kazachstanu! Regularność utrzymał Antti Aalto, czy Władimir Zografski, którzy znowu zdobyli punkty Pucharu Świata. To jest coś fantastycznego. Szczególnie w fińskim przypadku, który przez ostatnie parę lat praktycznie nie istniał. Obaj panowie zdobyli punkty, zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Konkurs wygrał Johann Andre Forfang (NIE Daniel Andre Forfang, ani Johann Andre Tande), ktory skoczył 129 metrów, o zaledwie DWIE DZIESIĄTE PUNKTU ZA NIM uplasował się Piotr Żyła (264,4 - 264,2!), który skoczył przed nim dalej, ale ta "zielona linia" jednak była łaskawsza dla Forfanga. Kobayashi uzupełnił podium, choć skoczył daleko, tak jednak nie wygrał, bo potrzebował około 132 metrów, aby triumfować. Siódmy był Kamil Stoch, dwudziesty Dawid Kubacki, oczko dalej Stefan Hula.
W niedzielę kwalifikacje z Polaków przebrnęli wszyscy oprócz Kuby Wolnego. Tak jak pisałem wcześniej, chyba po prostu słabszy weekend w jego wykonaniu, nie miał tej regularności w skokach. Kwalifikacje wygrał Ryoyu Kobayashi, a za nim byli Kevin Bickner (!!!!) i Karl Geiger. W konkursie cała ta trójka punkty zdobyła, najlepszy jednak okazał się ten pierwszy. Chłopak ma talent, to jest chyba jeden z lepszych Japończyków, jakich widziałem w Pucharze Świata, a trochę już te zawody oglądam. Harady i Funakiego nie pamiętam, ale sobie odtwarzałem ich skoki na YT i to, co skakali, robiło wrażenie. Podium uzupełniła ta sama dwójka w tej samej kolejności, co w sobotę. Rzecz w tym, że tym razem przedzieliło ich 0,3 pkt! Piotr Żyła nie miałby tego podium, gdyby nie 133m w drugiej serii, po pierwszej zajmował dziesiątą lokatę i odnotował awans o siedem pozycji. To robi wrażenie, tak samo to, jak się on zmienił w przeciągu ostatnich miesięcy. To jest zupełnie inny człowiek. Za podium uplasował się Kamil Stoch, który tak tuła się i tuła poza podium, ale może zdobędzie je po raz kolejny np. w Engelbergu, a nie w Titisee-Neustadt, gdzie mieliśmy skakać w drugim weekendzie grudnia, ale nie skaczemy, bo nie ma śniegu, a poza tym prognozy nie były łaskawe. Jedenasty był Dawid Kubacki, dwunasty był Killian Peier, który zanotował dobry weekend - tutaj dwunaste, w sobotę szesnaste miejsce. W drugiej serii wystapił także Richard Freitag, chociaż upadł w pierwszej serii. Zadziałała jednak tutaj "zasada 95%" i dzięki temu mógł oddać jeszcze jeden skok. I chociaż nie zdobył punktów, drugą serię miał. Punktów nie zdobył Maciek Kot (kwalifikacje mu idą dobrze, konkursy nie - trochę jak Stoch w ostatnim sezonie Kruczka) oraz Stefan Hula. W punktach też się nie znalazł niejaki Gregor Schlierenzauer, i w tym przypadku myślę, że trenerowi Austriaków zapaliła się żółta lampka ostrzegawcza, bo coś się z tym Schlierim psuje. Może powinien poskakać w Pucharze Kontynentalnym, tak samo jak Maciek Kot, tam się jakoś odbudować. Czy to by pomogło? W paru przypadkach pomogło. To byłby na pewno jakiś "obóz rehabilitacyjny" dla nich.
A już w ten weekend Engelberg. O ile będzie tam śnieg i będą warunki. A podobno jest zagrożenie konkursu. Gdyby mieli tam i w Titisee takich cudownych ludzi, jak my mamy w Zakopanem i Wiśle, to nie mieliby żadnego strachu o to, czy konkursy się odbędą, czy też nie!
Ale najpierw były kwalifikacje w piątek. Przebiegły one bez praktycznie żadnych problemów, choć zdarzyło się, że wiało mocno i mieliśmy krótkie przerwy. Praktycznie króciusieńkie. Kwalifikowało się ich 63, zakwalifikowano 50, na szczycie tabeli Piotr Żyła! 134 metry, dobry wiatr, wygrał te kwalifikacje z przewagą pół punktu nad Ryoyu Kobayashim i 1,8 pkt nad Johannem Andre Forfangiem. Czwarty był Kamil Stoch i jego 127 metrów. Do konkursu pierwszego zakwalifikował się także Maciek Kot (ósmy), Dawid Kubacki (15), Jakub Wolny (23) i Stefan Hula (31), także komplecik! Sędziowie byli nudni, flegmatyczni, bo nie zmienili ani razu belki w tej sesji.
W konkursie sobotnim za to belki były piąta i czwarta, najwięcej skoków oddano z piątej, w tym całą drugą serię i prawie całą pierwszą, bo TOP10 skakało z czwartej. Pierwsza seria była dla nas marzeniem, bo Piotr Żyła był trzeci, a prowadził ten niesamowity Japończyk! Drugi był Forfang.W drugiej serii wystartowało czterech Polaków, bo przemieleni zostali w pierwszej Maciek Kot (szkoda, była duża szansa na punkty, szczególnie po takich dobrych kwalifikacjach) i Kuba Wolny (ten nie przebrnął kwali do drugiego konkursu, może słabszy weekend?). W tejże również nie wystąpili Gregor Schlierenzauer (który ma słabszy moment generalnie patrząc na start tego sezonu), Daniel Andre Tande (jakiś mały problem ze stabilnością u niego na początku tego sezonu), Markus Eisenbichler czy nawet Richard Freitag! W drugiej serii trochę stawka się pomieszała, punkty zdobył nawet stary Dyma Wasiliew (17!), który w pierwszej serii odpalił rakietę, ale w drugiej spadł, niczym niektórzy Rosjanie, ale nie aż tak, jak nasi milusińscy z Kazachstanu! Regularność utrzymał Antti Aalto, czy Władimir Zografski, którzy znowu zdobyli punkty Pucharu Świata. To jest coś fantastycznego. Szczególnie w fińskim przypadku, który przez ostatnie parę lat praktycznie nie istniał. Obaj panowie zdobyli punkty, zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Konkurs wygrał Johann Andre Forfang (NIE Daniel Andre Forfang, ani Johann Andre Tande), ktory skoczył 129 metrów, o zaledwie DWIE DZIESIĄTE PUNKTU ZA NIM uplasował się Piotr Żyła (264,4 - 264,2!), który skoczył przed nim dalej, ale ta "zielona linia" jednak była łaskawsza dla Forfanga. Kobayashi uzupełnił podium, choć skoczył daleko, tak jednak nie wygrał, bo potrzebował około 132 metrów, aby triumfować. Siódmy był Kamil Stoch, dwudziesty Dawid Kubacki, oczko dalej Stefan Hula.
W niedzielę kwalifikacje z Polaków przebrnęli wszyscy oprócz Kuby Wolnego. Tak jak pisałem wcześniej, chyba po prostu słabszy weekend w jego wykonaniu, nie miał tej regularności w skokach. Kwalifikacje wygrał Ryoyu Kobayashi, a za nim byli Kevin Bickner (!!!!) i Karl Geiger. W konkursie cała ta trójka punkty zdobyła, najlepszy jednak okazał się ten pierwszy. Chłopak ma talent, to jest chyba jeden z lepszych Japończyków, jakich widziałem w Pucharze Świata, a trochę już te zawody oglądam. Harady i Funakiego nie pamiętam, ale sobie odtwarzałem ich skoki na YT i to, co skakali, robiło wrażenie. Podium uzupełniła ta sama dwójka w tej samej kolejności, co w sobotę. Rzecz w tym, że tym razem przedzieliło ich 0,3 pkt! Piotr Żyła nie miałby tego podium, gdyby nie 133m w drugiej serii, po pierwszej zajmował dziesiątą lokatę i odnotował awans o siedem pozycji. To robi wrażenie, tak samo to, jak się on zmienił w przeciągu ostatnich miesięcy. To jest zupełnie inny człowiek. Za podium uplasował się Kamil Stoch, który tak tuła się i tuła poza podium, ale może zdobędzie je po raz kolejny np. w Engelbergu, a nie w Titisee-Neustadt, gdzie mieliśmy skakać w drugim weekendzie grudnia, ale nie skaczemy, bo nie ma śniegu, a poza tym prognozy nie były łaskawe. Jedenasty był Dawid Kubacki, dwunasty był Killian Peier, który zanotował dobry weekend - tutaj dwunaste, w sobotę szesnaste miejsce. W drugiej serii wystapił także Richard Freitag, chociaż upadł w pierwszej serii. Zadziałała jednak tutaj "zasada 95%" i dzięki temu mógł oddać jeszcze jeden skok. I chociaż nie zdobył punktów, drugą serię miał. Punktów nie zdobył Maciek Kot (kwalifikacje mu idą dobrze, konkursy nie - trochę jak Stoch w ostatnim sezonie Kruczka) oraz Stefan Hula. W punktach też się nie znalazł niejaki Gregor Schlierenzauer, i w tym przypadku myślę, że trenerowi Austriaków zapaliła się żółta lampka ostrzegawcza, bo coś się z tym Schlierim psuje. Może powinien poskakać w Pucharze Kontynentalnym, tak samo jak Maciek Kot, tam się jakoś odbudować. Czy to by pomogło? W paru przypadkach pomogło. To byłby na pewno jakiś "obóz rehabilitacyjny" dla nich.
A już w ten weekend Engelberg. O ile będzie tam śnieg i będą warunki. A podobno jest zagrożenie konkursu. Gdyby mieli tam i w Titisee takich cudownych ludzi, jak my mamy w Zakopanem i Wiśle, to nie mieliby żadnego strachu o to, czy konkursy się odbędą, czy też nie!
Komentarze
Prześlij komentarz