Rok temu, po zwariowanym konkursie o mistrzostwo olimpijskie na skoczni normalnej w Pjongczangu, @czemp23 napisał pod zdjęciem Kamila Stocha na Instagramie "Niby skocznia normalna, a konkurs popi****lony". Zebrał lajki wielu ludzi, w tym Stocha i Kubackiego, który dodał, że lepiej by tego nie ujął! Rok później odbywają się MŚ w Seefeld. Drugi konkurs indywidualny jest na skoczni normalnej. I tym razem konkurs też był - cytując - "popi****lony". Ale też w pozytywnym sensie dla nas!
Do konkursu w czwartkowych kwalifikacjach startowało 4 Polaków i 4 się zakwalifikowało do konkursu piątkowego: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Stefan Hula i Piotr Żyła. Kwale wygrał pewnie Stefan Kraft przed Ryoyu Kobayashim, wydawało się, że oni w tym piątkowym konkursie zamieszają i sprawią, że ich walka będzie niezwykle zacięta. No i cóż.
W piątek konkurs zaczął się normalnie o 16:00. Warunki jednak nie były jednakowe dla całej stawki. Od początku konkursu święciło się więc, że będzie drugi Pjongczang, że znowu padną powyższe słowa ze wstępu, że generalnie będzie jakiś niespodziewane mistrz świata spoza faworytów. Po pierwszej serii prowadził Ryoyu Kobayashi, który skoczył 101 metrów, metr bliżej i druga pozycja Karl Geiger. ALE to co było dalej przeszło najśmielsze oczekiwania! Trzeci był Żiga Jelar, szósty Filip Sakala, trzynasty Casey Larson. Gdzie Polacy? DALEKO. Kamil Stoch 18., 27. .Dawid Kubacki, dwie pozycje dalej Stefan Hula. Piotr Żyła znalazł się poza drugą serią, zajmując 33. miejsce. Wielu Polaków pewnie już stwierdziło, że tu już nic się nie wydarzy i Kobayashi zdobędzie złoto. To, co się podziało w pierwszej serii, przeszło najśmielsze oczekiwania. Sędziowie podjęli strasznie ryzykowną decyzję, puszczają tę pięćdziesiątkę zawodników w takie fatalne warunki. I gdyby działo się to wszystko w sposób bardziej cywilizowany, myślę, że doszłoby do odsunięcia startu pierwszej serii o co najmniej godzinę. No ale z drugiej strony, gdyby to się wydarzyło, to nie doszłoby do TEGO!
Dawid Kubacki w drugiej serii skoczył 104,5 metra i objął prowadzenie. Był po pierwszej serii 27. Na naszych oczach kolejni to zawodnicy skakali słabiej od Dawida, warunki były zdecydowanie inne niż działo się to kilkadziesiąt minut wcześniej podczas pierwszej serii zawodów na skoczni normalnej. Kamil Stoch skoczył 101,5 metra i był drugi. A był na 18. pozycji. Dwóch Polaków zaczęło iść razem ku górze tabeli. Sam w to nie wierzyłem. To był scenariusz, który mógł się wydarzyć tylko w największym, najdłuższym śnie. Ale nie w rzeczywistości. Sport widział 0:3 do 3:3 Liverpoolu z Milanem i win w karnych w finale Ligi Mistrzów, sport widział powrót VIVE Kielce w finale Ligi Mistrzów trzy lata temu i ich także triumf. Ale skoki narciarskie to jednak różnice punktowe. I warunki. I przeliczniki. Szli ku górze i byli razem w pierwszej dziesiątce. Razem ze Stefanem Kraftem, który po pierwszej serii był 10, a w drugiej wylądował na trzecim miejscu. I zaczął iść razem z Polakami. To co się stało było jednym z największych comebacków w historii sportu. Niby TOP5, ale jeszcze wyżej będziemy. Ja w TOP10 sobie stwierdziłem, że chyba muszą być medale, no bo tu są też ci słabsi, którzy w kolejnych to warunkach nie będą potrafili wykonać drugiego równego skoku. A jednak, nic im nie ujmując, byli to przeciętni zawodnicy. I tak było. Najpierw Dawid Kubacki był z brązem, by po chwili Karl Geiger zepsuł skok i Kubacki i Stoch byli ze srebrem i brązem. To było niewiarygodne. Ten comeback jednak, aby mógł się całkowicie dopełnić, musiał się skończyć złotem i srebrem, bo Ryoyu musiał zepsuć skok, aby to się stało. I tak się stało! Dawid Kubacki mistrzem świata, Kamil Stoch wicemistrzem świata na skoczni normalnej (choć tak naprawdę...)! To był CUD. Prawdziwy CUD w Seefeld. CUD, co do którego wielu wątpiło. CUD, który NIE MIAŁ PRAWA się wydarzyć. A jednak tory najazdowe, mniejsza prędkość, krótsze skoki i stało się. Chyba Puchar Świata nawet nie widział takiego powrotu. Widział inne awanse na podium. Ale nie na pierwszą pozycję. Seefeld to będzie dla nas symbol odwrotnego Pjongczangu. Tym razem skończyliśmy szalony konkurs z medalami. Wiem, Dawid Kubacki nie podszedł do Ryoyu. Ale myślę, że wszyscy, którzy czytacie te moje wypociny, też pewnie w przypływie euforii byście nie podeszli. Kobayashi został więc bez medalu indywidualnego na Mistrzostwach Świata jako lider Pucharu Świata, a to jest chyba 6 albo 7 przypadek w historii. Smutne, bo jednak miał piewszą część sezonu mega mocną, w drugiej trochę z niego zeszło, ale moc była. Był faworytem, zdobył brąz w drużynie. Tyle i tylko tyle. Fajnie będzie, jak utrzyma dyspozycję do następnego i następnego sezonu, a nie będzie to jednostrzałowiec.
To był jeden z największych powrotów, jakie widziałem w swoim życiu, a na pewno był to największy powrót, jaki widziałem w skokach narciarskich. A oglądam jej już dobre 15 lat. To było absolutnie coś kosmicznego. KOSMOS. Po prostu kosmos. Napiszę jeszcze raz "kosmos", bo to było po prostu niezłe. Więcej Was tym słowem katował nie będę, spokojnie! Nie wierzyłem w to, co zobaczyłem przez parę dobrych godzin, chyba też nazajutrz po konkursie przez parę godzin. Teraz, w poniedziałek wieczorem siedzę i piszę, jeszcze raz patrzę w rezultaty i faktycznie.


Sport jest piękny. Dla takich powrotów chce się oglądać m.in. skoki narciarskie! To było coś niebywałego, a jednocześnie warto dodać, że takie podium (w różnej kolejności) było obstawiane przez wielu dziennikarzy. Więc to był konkurs ze spodziewanym zakończeniem, ale z niesamowitym przebiegiem. Mam więc nadzieję, że do następnego czempionatu FIS wyciągnie wnioski co do przeprowadzania konkursów np. w takich warunkach. Ale na następnym czempionacie nie będzie już "Boga Wiatru" Waltera Hofera, który za rok kończy swoją karierę na stanowisku Race Directora. Będzie ktoś nowy, może nadal z Borkiem Sedlakiem i Seppem Gratzerem, albo i bez niego. Przyszłość to nam przyniesie. A propos niesamowitego przebiegu, konkurs drużyn mieszanych miał też niespodziewany przebieg. Polska była na trzeciej (!!!!!) pozycji po pierwszej serii. W drugiej spadliśmy, co prawda, na szóste miejsce. Ale jest to najlepszy nasz wynik w historii mikstów. Oby więcej, oby częściej. Kamila Karpiel i Kinga Rajda potrzebują doświadczenia, a tylko u boku najlepszych mogą je zdobywać. I mam nadzieję że to w następnych sezonach zaprocentuje i będziemy widzieć dziewczyny częściej i częściej w punktach Pucharu Świata kobiet w skokach narciarskich, który - mam taką nadzieję - będzie pokazywany w polskiej telewizji.
A od piątku Raw Air. Panów i pań. Nasze panie i panowie będą tam!
Do konkursu w czwartkowych kwalifikacjach startowało 4 Polaków i 4 się zakwalifikowało do konkursu piątkowego: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Stefan Hula i Piotr Żyła. Kwale wygrał pewnie Stefan Kraft przed Ryoyu Kobayashim, wydawało się, że oni w tym piątkowym konkursie zamieszają i sprawią, że ich walka będzie niezwykle zacięta. No i cóż.
W piątek konkurs zaczął się normalnie o 16:00. Warunki jednak nie były jednakowe dla całej stawki. Od początku konkursu święciło się więc, że będzie drugi Pjongczang, że znowu padną powyższe słowa ze wstępu, że generalnie będzie jakiś niespodziewane mistrz świata spoza faworytów. Po pierwszej serii prowadził Ryoyu Kobayashi, który skoczył 101 metrów, metr bliżej i druga pozycja Karl Geiger. ALE to co było dalej przeszło najśmielsze oczekiwania! Trzeci był Żiga Jelar, szósty Filip Sakala, trzynasty Casey Larson. Gdzie Polacy? DALEKO. Kamil Stoch 18., 27. .Dawid Kubacki, dwie pozycje dalej Stefan Hula. Piotr Żyła znalazł się poza drugą serią, zajmując 33. miejsce. Wielu Polaków pewnie już stwierdziło, że tu już nic się nie wydarzy i Kobayashi zdobędzie złoto. To, co się podziało w pierwszej serii, przeszło najśmielsze oczekiwania. Sędziowie podjęli strasznie ryzykowną decyzję, puszczają tę pięćdziesiątkę zawodników w takie fatalne warunki. I gdyby działo się to wszystko w sposób bardziej cywilizowany, myślę, że doszłoby do odsunięcia startu pierwszej serii o co najmniej godzinę. No ale z drugiej strony, gdyby to się wydarzyło, to nie doszłoby do TEGO!
Dawid Kubacki w drugiej serii skoczył 104,5 metra i objął prowadzenie. Był po pierwszej serii 27. Na naszych oczach kolejni to zawodnicy skakali słabiej od Dawida, warunki były zdecydowanie inne niż działo się to kilkadziesiąt minut wcześniej podczas pierwszej serii zawodów na skoczni normalnej. Kamil Stoch skoczył 101,5 metra i był drugi. A był na 18. pozycji. Dwóch Polaków zaczęło iść razem ku górze tabeli. Sam w to nie wierzyłem. To był scenariusz, który mógł się wydarzyć tylko w największym, najdłuższym śnie. Ale nie w rzeczywistości. Sport widział 0:3 do 3:3 Liverpoolu z Milanem i win w karnych w finale Ligi Mistrzów, sport widział powrót VIVE Kielce w finale Ligi Mistrzów trzy lata temu i ich także triumf. Ale skoki narciarskie to jednak różnice punktowe. I warunki. I przeliczniki. Szli ku górze i byli razem w pierwszej dziesiątce. Razem ze Stefanem Kraftem, który po pierwszej serii był 10, a w drugiej wylądował na trzecim miejscu. I zaczął iść razem z Polakami. To co się stało było jednym z największych comebacków w historii sportu. Niby TOP5, ale jeszcze wyżej będziemy. Ja w TOP10 sobie stwierdziłem, że chyba muszą być medale, no bo tu są też ci słabsi, którzy w kolejnych to warunkach nie będą potrafili wykonać drugiego równego skoku. A jednak, nic im nie ujmując, byli to przeciętni zawodnicy. I tak było. Najpierw Dawid Kubacki był z brązem, by po chwili Karl Geiger zepsuł skok i Kubacki i Stoch byli ze srebrem i brązem. To było niewiarygodne. Ten comeback jednak, aby mógł się całkowicie dopełnić, musiał się skończyć złotem i srebrem, bo Ryoyu musiał zepsuć skok, aby to się stało. I tak się stało! Dawid Kubacki mistrzem świata, Kamil Stoch wicemistrzem świata na skoczni normalnej (choć tak naprawdę...)! To był CUD. Prawdziwy CUD w Seefeld. CUD, co do którego wielu wątpiło. CUD, który NIE MIAŁ PRAWA się wydarzyć. A jednak tory najazdowe, mniejsza prędkość, krótsze skoki i stało się. Chyba Puchar Świata nawet nie widział takiego powrotu. Widział inne awanse na podium. Ale nie na pierwszą pozycję. Seefeld to będzie dla nas symbol odwrotnego Pjongczangu. Tym razem skończyliśmy szalony konkurs z medalami. Wiem, Dawid Kubacki nie podszedł do Ryoyu. Ale myślę, że wszyscy, którzy czytacie te moje wypociny, też pewnie w przypływie euforii byście nie podeszli. Kobayashi został więc bez medalu indywidualnego na Mistrzostwach Świata jako lider Pucharu Świata, a to jest chyba 6 albo 7 przypadek w historii. Smutne, bo jednak miał piewszą część sezonu mega mocną, w drugiej trochę z niego zeszło, ale moc była. Był faworytem, zdobył brąz w drużynie. Tyle i tylko tyle. Fajnie będzie, jak utrzyma dyspozycję do następnego i następnego sezonu, a nie będzie to jednostrzałowiec.
To był jeden z największych powrotów, jakie widziałem w swoim życiu, a na pewno był to największy powrót, jaki widziałem w skokach narciarskich. A oglądam jej już dobre 15 lat. To było absolutnie coś kosmicznego. KOSMOS. Po prostu kosmos. Napiszę jeszcze raz "kosmos", bo to było po prostu niezłe. Więcej Was tym słowem katował nie będę, spokojnie! Nie wierzyłem w to, co zobaczyłem przez parę dobrych godzin, chyba też nazajutrz po konkursie przez parę godzin. Teraz, w poniedziałek wieczorem siedzę i piszę, jeszcze raz patrzę w rezultaty i faktycznie.
NIE CHCE BYĆ INACZEJ. 


Sport jest piękny. Dla takich powrotów chce się oglądać m.in. skoki narciarskie! To było coś niebywałego, a jednocześnie warto dodać, że takie podium (w różnej kolejności) było obstawiane przez wielu dziennikarzy. Więc to był konkurs ze spodziewanym zakończeniem, ale z niesamowitym przebiegiem. Mam więc nadzieję, że do następnego czempionatu FIS wyciągnie wnioski co do przeprowadzania konkursów np. w takich warunkach. Ale na następnym czempionacie nie będzie już "Boga Wiatru" Waltera Hofera, który za rok kończy swoją karierę na stanowisku Race Directora. Będzie ktoś nowy, może nadal z Borkiem Sedlakiem i Seppem Gratzerem, albo i bez niego. Przyszłość to nam przyniesie. A propos niesamowitego przebiegu, konkurs drużyn mieszanych miał też niespodziewany przebieg. Polska była na trzeciej (!!!!!) pozycji po pierwszej serii. W drugiej spadliśmy, co prawda, na szóste miejsce. Ale jest to najlepszy nasz wynik w historii mikstów. Oby więcej, oby częściej. Kamila Karpiel i Kinga Rajda potrzebują doświadczenia, a tylko u boku najlepszych mogą je zdobywać. I mam nadzieję że to w następnych sezonach zaprocentuje i będziemy widzieć dziewczyny częściej i częściej w punktach Pucharu Świata kobiet w skokach narciarskich, który - mam taką nadzieję - będzie pokazywany w polskiej telewizji.
A od piątku Raw Air. Panów i pań. Nasze panie i panowie będą tam!
Komentarze
Prześlij komentarz