Zapewne większość tych moich rozważań zleci na jazdę po Baku jako organizatorze finału Ligi Europy. I w sumie to dobrze, bo to narzekanie się im po prostu należy.
Na początku krótko o finale. Finał Ligi Europy, czyli derby Londynu padły łupem Chelsea, która pokonała Arsenal 4:1. Dwie bramki strzelił Eden Hazard, który zapewne odejdzie do Realu Madryt, wynik ustalali także Pedro oraz otwierający go Olivier Giroud w 49'. Jedyną bramkę dla "The Gunners" strzelił Alex Iwobi. Myślę, że ten wynik poszedł w świat, przeszedł do historii. Wynik poszedł, historia tej gry nie będzie wspominana. No, chyba że jesteście fanami Arsenalu, którzy nadal żałują, że w gablocie nie ma europejskiego pucharu. Ale myślę, że aspekty sportowe zeszły w tej grze na plan dalszy. Finał Ligi Europy odbył się w Baku, w stolicy Azerbejdżanu. Azerbejdżan położony jest na Zakaukaziu. To znaczy, że to nie jest Europa. Geograficznie. Bo jeżeli patrzymy w granicach federacji UEFA, to Azerbejdżan jest położony w Europie, tak samo jak Armenia, Gruzja czy Kazachstan. Przez konflikt Armenii z Azerbejdżanem, Henrikh Mchitarjan nie mógł w tym meczu zagrać, bo nie zapewniono mu bezpieczeństwa. Na trybunach spora część miejsc była pusta. Doping był średni. Trybuny były oddalone od boiska bardziej, niż to jest nawet na Olympiastadionie w Berlinie. Pamiętam, jak na tym stadionie w Baku organizowano lekkoatletykę w ramach Igrzysk Europejskich. Też średnio podobał mi się ten odstęp, mimo że tam, na tych zielonych polach jest bieżnia. Ale to i tak nie zmienia faktu, że to wyglądało dziwnie. Tak samo realizacja telewizyjna. Z tak oddaloną kamerą na akcję to można grać w FIFĘ. No chyba, że realizator wyszedł z założenia, że wszyscy widzowie grają w FIFĘ na takich ustawieniach kamery. Na plus spidercam, ale to jest obligatoryjne. Ten finał wyszedł Baku na minus. Jednak coraz żywsze plany mają działacze co do organizacji finału Ligi Mistrzów za oceanem. Z jednej strony fajnie, bo amerykański przepych. Z drugiej szkoda, bo finał będzie nocny. Ale dobrze, że nie ma planów organizacji finału w Chinach, bo tam organizacja pewnie byłaby słaba, mimo chińskiego perfekcjonizmu. No ale finał za to do obiadu!
Finał Ligi Mistrzów w Madrycie na Wanda Metropolitanoz Realem Madryt, który wygrywa czwarty puchar z rzędu na stadionie swojego odwiecznego wroga. Otóż nie tym razem! Był to finał angielski, Tottenham Hotspur zagrał mecz z Liverpoolem. Pierwszy finał Tottenhamu, kolejny Liverpoolu, który przyjechał z myślą o szóstym pucharze w historii. I to się stało, bo Liverpool pokonał w tym dość średnim finale Tottenham 2:0. Bramki strzelali: Salah z karnego w drugiej minucie i Origi w 87 minucie gry. Wiem, szerzej od tego karnego Salaha jest komentowany tyłek Kinsley Wolanski, która wbiegła na boisko z promocją kanału swojego partnera-prankstera na YT. Ale ja jednak chcę się skupić na aspekcie sportowym widowiska. Tego karnego być nie powinno. Piłka, którą chciał dośrodkować Sadio Mane trafiła jednego z obrońców Tottenhamu w pachę. Dla mnie to nie jest rzut karny, chyba że faktycznie pacha dołącza się do poszerzenia obrysu ciała. A jeśli nie, to gdzie był VAR? Sędziowie poszli na lody? W sumie było gorąco. Ale to nie zmienia faktu, że należałoby tę akcję jeszcze raz przeanalizować i dojść do wniosku, że jest, albo nie ma karnego. W każdym razie, Mo Salah strzelił bramkę, której rok temu nie strzelił przez faul Ramosa. Ma bramkę i tego już nie da się cofnąć, nawet jeśli tam nie było karnego. Drugi gol to Origi, ładna akcja, uderzenie tego, który wbiegał w pole karne i 2:0. Liverpool zdobył szóste trofeum, wreszcie tym ostatnim nie jest to, które zrobił powrót z 0:3 do 3:3 i "Dudek Dance". Allison zdobył pierwsze od 9 lat czyste konto w finale Ligi Mistrzów. Jednak cały mecz to była trochę nuda, nie było zbyt wiele porywających akcji. Może i też to było spowodowane temperaturą w Madrycie albo okresem, jaki minął od ostatniego ligowego meczu, albo specyfiką piłkarskich szachów. Wynik poszedł w świat, jednak mecz nie porwał. Może w następnym roku finał Ligi Mistrzów porwie nas akcją, licznymi odpowiedziami obu drużyn, interwencjami VAR. W tym roku było trochę nudno. Jednak finał pokazał najlepszą drużynę sezonu w Lidze Mistrzów i tą był Liverpool.
Na początku krótko o finale. Finał Ligi Europy, czyli derby Londynu padły łupem Chelsea, która pokonała Arsenal 4:1. Dwie bramki strzelił Eden Hazard, który zapewne odejdzie do Realu Madryt, wynik ustalali także Pedro oraz otwierający go Olivier Giroud w 49'. Jedyną bramkę dla "The Gunners" strzelił Alex Iwobi. Myślę, że ten wynik poszedł w świat, przeszedł do historii. Wynik poszedł, historia tej gry nie będzie wspominana. No, chyba że jesteście fanami Arsenalu, którzy nadal żałują, że w gablocie nie ma europejskiego pucharu. Ale myślę, że aspekty sportowe zeszły w tej grze na plan dalszy. Finał Ligi Europy odbył się w Baku, w stolicy Azerbejdżanu. Azerbejdżan położony jest na Zakaukaziu. To znaczy, że to nie jest Europa. Geograficznie. Bo jeżeli patrzymy w granicach federacji UEFA, to Azerbejdżan jest położony w Europie, tak samo jak Armenia, Gruzja czy Kazachstan. Przez konflikt Armenii z Azerbejdżanem, Henrikh Mchitarjan nie mógł w tym meczu zagrać, bo nie zapewniono mu bezpieczeństwa. Na trybunach spora część miejsc była pusta. Doping był średni. Trybuny były oddalone od boiska bardziej, niż to jest nawet na Olympiastadionie w Berlinie. Pamiętam, jak na tym stadionie w Baku organizowano lekkoatletykę w ramach Igrzysk Europejskich. Też średnio podobał mi się ten odstęp, mimo że tam, na tych zielonych polach jest bieżnia. Ale to i tak nie zmienia faktu, że to wyglądało dziwnie. Tak samo realizacja telewizyjna. Z tak oddaloną kamerą na akcję to można grać w FIFĘ. No chyba, że realizator wyszedł z założenia, że wszyscy widzowie grają w FIFĘ na takich ustawieniach kamery. Na plus spidercam, ale to jest obligatoryjne. Ten finał wyszedł Baku na minus. Jednak coraz żywsze plany mają działacze co do organizacji finału Ligi Mistrzów za oceanem. Z jednej strony fajnie, bo amerykański przepych. Z drugiej szkoda, bo finał będzie nocny. Ale dobrze, że nie ma planów organizacji finału w Chinach, bo tam organizacja pewnie byłaby słaba, mimo chińskiego perfekcjonizmu. No ale finał za to do obiadu!
Finał Ligi Mistrzów w Madrycie na Wanda Metropolitano
Komentarze
Prześlij komentarz