Po serii trzech zwycięstw w okropnych meczach, zdobyliśmy czwarte w efektownym stylu. Polska triumfowała nad Izraelem 4:0 po najlepszym meczu w kadencji Jerzego Brzęczka. A nazwiska ICH to PIO PIO Piątek, Lewandowski z karnego, Grosicki i Kądzior.
Pierwsza część to nasze próby oblężeń pola karnego Izraela i ich skuteczne próby wejścia w pole karne naszych. I gdyby nie Bednarek, to stracilibyśmy z nogi Zahawiego dwie bramki. Ale był stoper Southampton i uratował nam tyłek. Zagraliśmy wreszcie dobry początek meczu i nie było jakiegoś większego paździerza. W 35 minucie wykorzystaliśmy okazję, piękna akcja prawą stroną, Lewy do Piątka, tam nawinął się Kędziora, ten do Piątka, a on w poniedziałek, z prawej nogi, pewnie nad bramkarzem i prowadziliśmy w tej grze! Potem jeszcze parę zrywów i fajnych akcji i przerwa. Izrael był groźny i chciał nam wbić bramki. Ale to nie pykło w tej części gry.
W drugiej części parę ładnych zrywów naszych na początku. W 55 minucie "ręka" zawodnika Izraela po dośrodkowaniu Grosickiego i karny. Piszę tak, bo tam nie było ręki nie było, lecz udo. No i wiecie, że Lewy podszedł i podwyższył stan gry do 2:0. Płaskie uderzenie w prawy dolny róg bramki. Ale tutaj nie ma VARu, więc gol to gol. W 58 minucie Kamil Grosicki włączył Turbo, poszedł lewym skrzydłem i huknął mocno. Trzy zero, prowadziliśmy, miażdżyliśmy. To był styl, jakiego dawno nie widzieliśmy w naszej reprezentacji. Wreszcie to dało się oglądać. Ale Izraelczycy nadal nas atakowali, ale my mieliśmy Bednarka, Glika i Fabiańskiego. Fabian znowu grał godne zawody. W 84 minucie wykorzystaliśmy ich błąd w obronie, dzięki czemu po podaniu do Kądziora młody strzelił bramkę na 4:0. To było coś niebywałego. Chłopak, którego odrzucano, któremu nie dawano szansy gry w reprezentacji strzela bramkę, podwyższając stan gry. Brawo!
Izraelczycy ewidentnie się posypali i nie pokazali tutaj pazura obecnego w poprzednich meczach eliminacji. Zahawi, mimo swoich starań, nie zaskoczył nas. My natomiast zagraliśmy najlepszy mecz za kadencji Brzęczka. I za to mu należy się szacunek. Zagraliśmy mocno, strzeliliśmy cztery bramki, robiliśmy swoje, odpieraliśmy ataki rywali. Często było blisko bramki, bo popełnialiśmy błędy w kryciu, ale dobrze, że mimo wszystko obrona miała włączone czuwanie i udało się złe sytuacje zażegnywać. Osiem bramek strzelonych w eliminacjach, żadnej straconej, cztery wygrane mecze, dwa czyste konta Fabiana i Szczęsnego. Nasza druga najlepsza seria w 100-letniej historii PZPNu. Prawdziwe cudo Jerzego Brzęczka. Nie mam więcej słów, bo to był genialny mecz. Teraz tylko zagrać tak samo, a nawet i lepiej w jesiennych grach ze Słowenią w Lublanie i z Austrią w Warszawie i mamy ten awans w kieszeni. O ile już tego awansu nie wywalczyliśmy. Oby tak dalej. Obyśmy już nie musieli oglądać więcej paździerza w ich wykonaniu.
Pierwsza część to nasze próby oblężeń pola karnego Izraela i ich skuteczne próby wejścia w pole karne naszych. I gdyby nie Bednarek, to stracilibyśmy z nogi Zahawiego dwie bramki. Ale był stoper Southampton i uratował nam tyłek. Zagraliśmy wreszcie dobry początek meczu i nie było jakiegoś większego paździerza. W 35 minucie wykorzystaliśmy okazję, piękna akcja prawą stroną, Lewy do Piątka, tam nawinął się Kędziora, ten do Piątka, a on w poniedziałek, z prawej nogi, pewnie nad bramkarzem i prowadziliśmy w tej grze! Potem jeszcze parę zrywów i fajnych akcji i przerwa. Izrael był groźny i chciał nam wbić bramki. Ale to nie pykło w tej części gry.
W drugiej części parę ładnych zrywów naszych na początku. W 55 minucie "ręka" zawodnika Izraela po dośrodkowaniu Grosickiego i karny. Piszę tak, bo tam nie było ręki nie było, lecz udo. No i wiecie, że Lewy podszedł i podwyższył stan gry do 2:0. Płaskie uderzenie w prawy dolny róg bramki. Ale tutaj nie ma VARu, więc gol to gol. W 58 minucie Kamil Grosicki włączył Turbo, poszedł lewym skrzydłem i huknął mocno. Trzy zero, prowadziliśmy, miażdżyliśmy. To był styl, jakiego dawno nie widzieliśmy w naszej reprezentacji. Wreszcie to dało się oglądać. Ale Izraelczycy nadal nas atakowali, ale my mieliśmy Bednarka, Glika i Fabiańskiego. Fabian znowu grał godne zawody. W 84 minucie wykorzystaliśmy ich błąd w obronie, dzięki czemu po podaniu do Kądziora młody strzelił bramkę na 4:0. To było coś niebywałego. Chłopak, którego odrzucano, któremu nie dawano szansy gry w reprezentacji strzela bramkę, podwyższając stan gry. Brawo!
Izraelczycy ewidentnie się posypali i nie pokazali tutaj pazura obecnego w poprzednich meczach eliminacji. Zahawi, mimo swoich starań, nie zaskoczył nas. My natomiast zagraliśmy najlepszy mecz za kadencji Brzęczka. I za to mu należy się szacunek. Zagraliśmy mocno, strzeliliśmy cztery bramki, robiliśmy swoje, odpieraliśmy ataki rywali. Często było blisko bramki, bo popełnialiśmy błędy w kryciu, ale dobrze, że mimo wszystko obrona miała włączone czuwanie i udało się złe sytuacje zażegnywać. Osiem bramek strzelonych w eliminacjach, żadnej straconej, cztery wygrane mecze, dwa czyste konta Fabiana i Szczęsnego. Nasza druga najlepsza seria w 100-letniej historii PZPNu. Prawdziwe cudo Jerzego Brzęczka. Nie mam więcej słów, bo to był genialny mecz. Teraz tylko zagrać tak samo, a nawet i lepiej w jesiennych grach ze Słowenią w Lublanie i z Austrią w Warszawie i mamy ten awans w kieszeni. O ile już tego awansu nie wywalczyliśmy. Oby tak dalej. Obyśmy już nie musieli oglądać więcej paździerza w ich wykonaniu.
Komentarze
Prześlij komentarz