10 lat temu Dariusz Szpakowski wygłosił w Mariborze pamiętną przemowę o stanie polskiej piłki. Polacy zagrali z Austrią 10 lat później, w eliminacjach Mistrzostw Europy na Stadionie Narodowym. I Polacy zremisowali ten mecz. A stan reprezentacji jest słaby.
W pierwszej części Austriacy z początku mieli wiele inicjatyw, pierwszy strzał celny oddali w 3. minucie. Parę minut później Arnautović trafił w słupek. Naszej taktyki nie było. Trochę na chaos. Strzałów było mało, jeśli już, to niecelne. W drugiej części pierwszej połowy Polacy częsciej atakowali, skutecznie, ale bez bramek. Robert Lewandowski nie był skuteczny, a jedną setkę z główki po podaniu Grosickiego zmarnował w sposób koncertowy. Także Robert był, ale niestety nic nie dał. Pracował jak wół, tylko był blisko czerwonej kartki za faul, no i spaprał parę okazji. Szkoda ich. Zielińskiego, Krychowiaka, Kownackiego (zbyt indywidualny) nie było. Ale potem znowu atakowali Austriacy, a my nie graliśmy w sposób celny. Nie było komunikacji, nie było dobrych podań, nie było dobrej piłki. Oczy bolały. Austriacy prowadziliby już w tym meczu 4:0, gdyby nie Fabiański. W drugiej części dzięki Fabiańskiemu nie przegraliśmy tego meczu. Wyjmował pewne sytuacje Austriaków, był pewnym punktem tej reprezentacji. Jemu zawdzięczamy brak porażki na Narodowym, brak obalenia twierdzy. Tylko też brak bramek z naszej strony. Zmiany nic nie dały, choć Szymański ładnie akcję ciągnął. Szkoda tej zmiany na Błaszczykowskiego, bo Kuba nic nie dał, a przy okazji złapał uraz, przez co musieliśmy wykorzystać trzecią zmianę.
Plan gry? Jaki plan? Nie było planu gry. Nie było niczego. Była laga i do przodu. Taktyka, jakiej Franciszek Smuda czy Waldemar Fornalik się nie powstydziliby. Nasze inne zagrania kończyły się niecelnymi podaniami. Inne próby spełzły na niczym, albo lądowały na spalonym. Gdzie jest u nas timing? O ile on funkcjonował w grze ciut lepiej, niż z Słowenią, tak jednak nie był w sposób prawidłowy skoordynowany. Słabo było. Nie było w ogóle emocji. Chyba że te negatywne. Austria wielu okazji nie wykorzystała i zbyt często strzelała w kosmos. Dlatego powinniśmy ten remis wziąć z pocałowaniem ręki, bo drugi raz taka okazja może nam się nie zdarzyć. Twierdza Narodowy nie została obalona. Stoi, ale się chwieje. Stan kadry jest niedobry, a Jerzy Brzęczek nie wiem, jakie wnioski z tego dwumeczu wrześniowego wyciągnie na październik. Awans na EURO to nasz obowiążek. A potem możemy się skompromitować, a panu Brzęczkowi podziękować. Nie ma tutaj innego rozwiązania. A tego wieczoru straciłem ja, ale też i Wy cenny czas. Będę go poszukiwał, tak gdzieś do października. Wtedy dwa mecze, wyjazd z Łotwą i dom z Macedonią Północną. Wygranie tych meczów wysoko to mus Z perspektywy kibica z dużymi wymaganiami. Ale skończy się pewnie słabym kinem akcji i 1:0. Bo na to nas stać w tej chwili.
W pierwszej części Austriacy z początku mieli wiele inicjatyw, pierwszy strzał celny oddali w 3. minucie. Parę minut później Arnautović trafił w słupek. Naszej taktyki nie było. Trochę na chaos. Strzałów było mało, jeśli już, to niecelne. W drugiej części pierwszej połowy Polacy częsciej atakowali, skutecznie, ale bez bramek. Robert Lewandowski nie był skuteczny, a jedną setkę z główki po podaniu Grosickiego zmarnował w sposób koncertowy. Także Robert był, ale niestety nic nie dał. Pracował jak wół, tylko był blisko czerwonej kartki za faul, no i spaprał parę okazji. Szkoda ich. Zielińskiego, Krychowiaka, Kownackiego (zbyt indywidualny) nie było. Ale potem znowu atakowali Austriacy, a my nie graliśmy w sposób celny. Nie było komunikacji, nie było dobrych podań, nie było dobrej piłki. Oczy bolały. Austriacy prowadziliby już w tym meczu 4:0, gdyby nie Fabiański. W drugiej części dzięki Fabiańskiemu nie przegraliśmy tego meczu. Wyjmował pewne sytuacje Austriaków, był pewnym punktem tej reprezentacji. Jemu zawdzięczamy brak porażki na Narodowym, brak obalenia twierdzy. Tylko też brak bramek z naszej strony. Zmiany nic nie dały, choć Szymański ładnie akcję ciągnął. Szkoda tej zmiany na Błaszczykowskiego, bo Kuba nic nie dał, a przy okazji złapał uraz, przez co musieliśmy wykorzystać trzecią zmianę.
Plan gry? Jaki plan? Nie było planu gry. Nie było niczego. Była laga i do przodu. Taktyka, jakiej Franciszek Smuda czy Waldemar Fornalik się nie powstydziliby. Nasze inne zagrania kończyły się niecelnymi podaniami. Inne próby spełzły na niczym, albo lądowały na spalonym. Gdzie jest u nas timing? O ile on funkcjonował w grze ciut lepiej, niż z Słowenią, tak jednak nie był w sposób prawidłowy skoordynowany. Słabo było. Nie było w ogóle emocji. Chyba że te negatywne. Austria wielu okazji nie wykorzystała i zbyt często strzelała w kosmos. Dlatego powinniśmy ten remis wziąć z pocałowaniem ręki, bo drugi raz taka okazja może nam się nie zdarzyć. Twierdza Narodowy nie została obalona. Stoi, ale się chwieje. Stan kadry jest niedobry, a Jerzy Brzęczek nie wiem, jakie wnioski z tego dwumeczu wrześniowego wyciągnie na październik. Awans na EURO to nasz obowiążek. A potem możemy się skompromitować, a panu Brzęczkowi podziękować. Nie ma tutaj innego rozwiązania. A tego wieczoru straciłem ja, ale też i Wy cenny czas. Będę go poszukiwał, tak gdzieś do października. Wtedy dwa mecze, wyjazd z Łotwą i dom z Macedonią Północną. Wygranie tych meczów wysoko to mus Z perspektywy kibica z dużymi wymaganiami. Ale skończy się pewnie słabym kinem akcji i 1:0. Bo na to nas stać w tej chwili.
Komentarze
Prześlij komentarz