Gra numer 9 w eurokampanii eliminacyjnej w Jerozolimie zakończyła się dla reprezentacji Polski szczęśliwie. Oprócz tempa gry w tym meczu nic nie spadło, zagrożenia przerwaniem meczu nie było, a Polska wygrała z Izraelem 2:1.
Mecz zaczynaliśmy bez Roberta Lewandowskiego, który został posadzony na ławce. Zamiast niego, w starting 11 widzieliśmy Krzysztofa Piątka, który w najlepszej dyspozycji nie jest. Pewnie Brzęczek oszczędza Lewego z racji tego, iż awans na turniej finałowy mamy zapewniony i już nic złego nam się stać nie może. W tym meczu w sumie też, bo strzelanie bramek zaczęło się w czwartej minucie, róg z dośrodkowaniem Zielińskiego, a piłkę przyjął potem Krychowiak, który kapitalnie umieścił piłkę w siatce. Grzegorz potwierdza znakomitą dyspozycję nie tylko w lidze rosyjskiej. Nie wykorzystaliśmy rzutu wolnego pośredniego po szkolnym błędzie piłkarza Izraela, który podał piłkę bramkarzowi, a ten ją złapał. Zieliński strzelił w mur w 29. minucie gry. Byliśmy niezwykle zaangażowani, akcje mieli Szymański i Frankowski, którzy mogli wynik meczu podwyższyć do 3:0, ale albo było obok bramki albo było w bramkarza. Nie wykorzystywaliśmy też głupich błędów defensywy izraelskiej, bo strzelaliśmy w bramkarza. Izrael nie grał porywającej piłki, dlatego też ich akcje to były zrywy po paru naszych błędach. W drugiej części w 54' mieliśmy róg, było dośrodkowanie, piłka trafiłą po główce naszego w słupek, a piłkę dobił Krzysztof Piątek. Dzisiaj bez "pum pum pum", z dobitką na 2:0. Dwa rzuty rożne, dwie bramki. Było więcej rogów, co prawda, ale te wykorzystane były dwa. Straciliśmy w końcówce koncentrację, co sprawiło, że Izrael wykorzystał szansę po rykoszecie, Dabbur dobił tę piłkę w 88' i było 1:2. Odżyły ich nadzieje. Ale zostały ugaszone przez kibica, co wbiegł na boisko i sprawił, że Kędziora został przewrócony przez ochroniarza. Kibic biegł do Lewandowskiego, ale na szczęście nic się Robertowi nie stało. To wywołało spięcie, trenerzy rozmawiali z sędzią i zawodnikami, co sprawiło, że zagraliśmy doliczone nie 3, a 6 minut. Druga połowa była jednak toporna w naszym wykonaniu, a gdybyśmy zachowali świeżość i dowieźli wynik bez straty gola, to byłoby fajnie. Ale i tak jest nieźle, bo wygraliśmy grupę, czyli to, co było pewne od początku ziściło się.
Wygrywamy z Izraelem po dobrej grze. Ale to nie powinno dziwić, bo to jedna ze słabszych drużyn w tej grupie eliminacyjnej. Trochę smutne jest jednak to, że ten mecz odbył się w takiej otoczce, że mecz może się nie odbyć, bo mogą spaść rakiety ze Strefy Gazy. Na szczęście to się nie stało i mogliśmy zagrać spokojnie mecz. Sport nigdy nie powinien być łączony z polityką. Nie tylko w social mediach, ale też w normalnym życiu. Sport powinien być ponad wszystkim. Tyle o tym, teraz o meczu. Świetnie grały nasze skrzydła, dobrze pokazywał się Sebastian Szymański, który tutaj mógł strzelić bramkę, Wierzę w to, że mamy zawodnika klasy światowej, który już niedługo będzie nas co tydzień zachwycał kunsztem swojej gry gdzieś w Europie. Przemek Frankowski także miał szansę. Coś odblokowało się Piotrowi Zielińskiemu, który miał trzy celne strzały na bramkę. Problem w tym, że tylko celne, a nie bramki. Wojciech Szczęsny miał dzisiaj mało roboty, natomiast ten rykoszet z 87-88. minuty sprawił, że nie zachował czystego konta, bo Dabbur strzelił bramkę. Natomiast był potencjał w tej grze, co warto docenić. Wojtek w meczu był naszą opoką. Izrael dzisiaj grał trochę jak San Marino, bo one gra w podobnych strojach do nich (strzelili tego samego wieczoru bramkę w meczu domowym Kazachstanowi - pierwsza od 6 lat i meczu z Polską). Strzały w kosmos i prawie zero zagrożenia dla polskiej bramki. Grzegorz Krychowiak pokazał na boisku klasę i to, że trzyma równą formę nie tylko grając w Rosji. Krzysztof Piątek dostał szansę od pierwszej minuty, parę okazji nie udało się skapitalizować, ale ma bramkę z dobitki. Gol to gol, liczy się tak samo, fajnie, że udało się go strzelić w tej okazji. Robert Lewandowski pojawił się w 62. minucie za Szymańskiego, nie strzelił bramki, natomiast warto docenić jego zaangażowanie w grze ofensywnej. Defensywnie graliśmy stabilnie, jednak nie uniknęliśmy błędów, które pozwoliły Izraelowi na parę ataków w drugiej części gry. To jest jednak przeszłość, bo przed nami ostatni mecz eliminacji ze Słowenią. Mecz domowy, na Narodowym w Warszawie. Przydałoby się wygrać, choć grupa już jest wygrana. Aczkolwiek pamiętajmy, że reprezentanci spod szczytu Triglav będą chcieli pokazać, że mogą, mimo braku awansu, zakończyć eliminacje w stylu. My też to pokażmy, bo stać nas na to. Pokażmy też, że możemy godnie pożegnać Łukasza Piszczka i podziękować za świetną karierę reprezentacyjną prawego defensora. Bo świętowanie awansu to jedno, ale dziękowanie Piszczkowi też jest ważne.
Mecz zaczynaliśmy bez Roberta Lewandowskiego, który został posadzony na ławce. Zamiast niego, w starting 11 widzieliśmy Krzysztofa Piątka, który w najlepszej dyspozycji nie jest. Pewnie Brzęczek oszczędza Lewego z racji tego, iż awans na turniej finałowy mamy zapewniony i już nic złego nam się stać nie może. W tym meczu w sumie też, bo strzelanie bramek zaczęło się w czwartej minucie, róg z dośrodkowaniem Zielińskiego, a piłkę przyjął potem Krychowiak, który kapitalnie umieścił piłkę w siatce. Grzegorz potwierdza znakomitą dyspozycję nie tylko w lidze rosyjskiej. Nie wykorzystaliśmy rzutu wolnego pośredniego po szkolnym błędzie piłkarza Izraela, który podał piłkę bramkarzowi, a ten ją złapał. Zieliński strzelił w mur w 29. minucie gry. Byliśmy niezwykle zaangażowani, akcje mieli Szymański i Frankowski, którzy mogli wynik meczu podwyższyć do 3:0, ale albo było obok bramki albo było w bramkarza. Nie wykorzystywaliśmy też głupich błędów defensywy izraelskiej, bo strzelaliśmy w bramkarza. Izrael nie grał porywającej piłki, dlatego też ich akcje to były zrywy po paru naszych błędach. W drugiej części w 54' mieliśmy róg, było dośrodkowanie, piłka trafiłą po główce naszego w słupek, a piłkę dobił Krzysztof Piątek. Dzisiaj bez "pum pum pum", z dobitką na 2:0. Dwa rzuty rożne, dwie bramki. Było więcej rogów, co prawda, ale te wykorzystane były dwa. Straciliśmy w końcówce koncentrację, co sprawiło, że Izrael wykorzystał szansę po rykoszecie, Dabbur dobił tę piłkę w 88' i było 1:2. Odżyły ich nadzieje. Ale zostały ugaszone przez kibica, co wbiegł na boisko i sprawił, że Kędziora został przewrócony przez ochroniarza. Kibic biegł do Lewandowskiego, ale na szczęście nic się Robertowi nie stało. To wywołało spięcie, trenerzy rozmawiali z sędzią i zawodnikami, co sprawiło, że zagraliśmy doliczone nie 3, a 6 minut. Druga połowa była jednak toporna w naszym wykonaniu, a gdybyśmy zachowali świeżość i dowieźli wynik bez straty gola, to byłoby fajnie. Ale i tak jest nieźle, bo wygraliśmy grupę, czyli to, co było pewne od początku ziściło się.
Wygrywamy z Izraelem po dobrej grze. Ale to nie powinno dziwić, bo to jedna ze słabszych drużyn w tej grupie eliminacyjnej. Trochę smutne jest jednak to, że ten mecz odbył się w takiej otoczce, że mecz może się nie odbyć, bo mogą spaść rakiety ze Strefy Gazy. Na szczęście to się nie stało i mogliśmy zagrać spokojnie mecz. Sport nigdy nie powinien być łączony z polityką. Nie tylko w social mediach, ale też w normalnym życiu. Sport powinien być ponad wszystkim. Tyle o tym, teraz o meczu. Świetnie grały nasze skrzydła, dobrze pokazywał się Sebastian Szymański, który tutaj mógł strzelić bramkę, Wierzę w to, że mamy zawodnika klasy światowej, który już niedługo będzie nas co tydzień zachwycał kunsztem swojej gry gdzieś w Europie. Przemek Frankowski także miał szansę. Coś odblokowało się Piotrowi Zielińskiemu, który miał trzy celne strzały na bramkę. Problem w tym, że tylko celne, a nie bramki. Wojciech Szczęsny miał dzisiaj mało roboty, natomiast ten rykoszet z 87-88. minuty sprawił, że nie zachował czystego konta, bo Dabbur strzelił bramkę. Natomiast był potencjał w tej grze, co warto docenić. Wojtek w meczu był naszą opoką. Izrael dzisiaj grał trochę jak San Marino, bo one gra w podobnych strojach do nich (strzelili tego samego wieczoru bramkę w meczu domowym Kazachstanowi - pierwsza od 6 lat i meczu z Polską). Strzały w kosmos i prawie zero zagrożenia dla polskiej bramki. Grzegorz Krychowiak pokazał na boisku klasę i to, że trzyma równą formę nie tylko grając w Rosji. Krzysztof Piątek dostał szansę od pierwszej minuty, parę okazji nie udało się skapitalizować, ale ma bramkę z dobitki. Gol to gol, liczy się tak samo, fajnie, że udało się go strzelić w tej okazji. Robert Lewandowski pojawił się w 62. minucie za Szymańskiego, nie strzelił bramki, natomiast warto docenić jego zaangażowanie w grze ofensywnej. Defensywnie graliśmy stabilnie, jednak nie uniknęliśmy błędów, które pozwoliły Izraelowi na parę ataków w drugiej części gry. To jest jednak przeszłość, bo przed nami ostatni mecz eliminacji ze Słowenią. Mecz domowy, na Narodowym w Warszawie. Przydałoby się wygrać, choć grupa już jest wygrana. Aczkolwiek pamiętajmy, że reprezentanci spod szczytu Triglav będą chcieli pokazać, że mogą, mimo braku awansu, zakończyć eliminacje w stylu. My też to pokażmy, bo stać nas na to. Pokażmy też, że możemy godnie pożegnać Łukasza Piszczka i podziękować za świetną karierę reprezentacyjną prawego defensora. Bo świętowanie awansu to jedno, ale dziękowanie Piszczkowi też jest ważne.
Komentarze
Prześlij komentarz