Przejdź do głównej zawartości

#79 Skoki powróciły! Wisła, czyli sezon 2019/20 Pucharu Świata otwarty

Był sztuczny śnieg, ale to szczegół. Sezon numer 41 w historii Pucharu Świata w skokach narciarskich został rozpoczęty. 

Sztuczny śnieg i pewne nierówności na odjeździe były częstym powodem upadków zawodników w treningach, jak i w samych kwalifikacjach. Tego upadku doświadczył Marius Lindvik, czy Decker Dean, który doznał kontuzji. Skocznia była pokrywana sztucznym śniegiem przez trzy dni przed czwartkiem, ostatecznymi poprawkami i oddaniem obiektu. Jeździły ratraki, chodzili tradycyjni ubijacze z nartami. Ubijanie w sposób tradycyjny miało miejsce także między seriami. W sobotnim konkursie drużynowym obejrzelismy tylko jeden upadek - Czech Filip Sakala skaczący w czwartej grupie bardziej z własnej winy, aniżeli przez nierówność upadł, ale nic mu się nie stało. W niedzielę obejrzeliśmy groźnie wyglądający upadek Piotra Żyły, któremu na szczęście nic się nie stało, oprócz zadrapań na twarzy. Te liczne upadki stawiają pod znakiem zapytania organizację inauguracji PŚ przez Wisłę, ale tę kwestię poruszę kawałek dalej.

Kwalifikacje w piątek przebiegły bez żadnych komplikacji. W końcówce wiatr zaczął wiać ciut mocniej, co spowodowało przerwy w skakaniu. Sędziowie nie byli wyrozumiali i zdyskwalifikowali trzech zawodników, w tym Tomasza Pilcha za buty. Ale on i tak by się nie zakwalifikował. Kadra B udowodniła, że PR robiony jej przez PZN był trefny. Do konkursu niedzielnego zakwalifikował się tylko Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Reszta zaprezentowała się w sposób przeciętny lub fatalny i nie zmieściła się w TOP50. 51. był Andrzej Stękała, którego wyprzedził Mackenzie Boyd-Clowes z Kanady. PR PZNu był taki jak zwykle, bo mówiono, że jest lepiej, że efekty pracy są bardziej wydajne niż były poprzedniej zimy. Letni Puchar Kontynentalny faktycznie szedł im lepiej. Tylko co z tego, skoro przyszła zima i znowu zajmują tyły? Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Kadra A się zakwalifikowała, najlepszy był Dawid Kubacki, który był.siódmy razem z niejakim Peterem Prevcem (czyt. prełcem). Kamil Stoch 11, Kuba Wolny 19., Piotr Żyła 21, Maciek Kot 26, Stefan Hula 28. Wygrał 3000 franków i kwalifikacje Karl Geiger, drugi był Killian Peier, a trzeci był Daniel Huber. Czwarty był triumfator i dominator poprzedniej edycji Pucharu Świata Ryoyu Kobayashi. Odległości nie były nadzwyczajne, natomiast trzeba też pamiętać o tym, że belki szły w dół od podstawowej belki numer 9.

Sobotnia drużynówka odbywała się przy zmiennym wietrze, który nieraz komplikował życie zawodnikom. Rosjanom życie skomplikował kostium Michaiła Nazarowa, który nie przeszedł kontroli przed skokiem. Rosja mogła więc skakać bardziej rekreacyjnie  niż o 50 pkt do Pucharu Narodów. Byli ostatni.  Wyżej wspomniałem też Sakalę, który glebnął, a Czesi zajęli dziewiąte miejsce.W walce od początku liczyli się Słoweńcy, Polacy i Austriacy. W reprezentacji Austrii moc potwierdził Jan Hoerl i Daniel Huber, a u Słoweńców dobry skok oddał Anże Semenić. Kto wie, czy gdyby Semenicia nie byłoby w drużynie, to czy kraj spod Triglawa stanąłby na podium? Pewnie nie. Druga seria wymieszała układ stawki i w niej nie prowadziła Polska, a Austria. Mieliśmy 11,1 pkt przewagi, a ostatecznie przegraliśmy o 27,7 pkt. W dodatku straciliśmy jeszcze jedno miejsce na rzecz Norwegów, którzy byli drudzy, my trzeci. Triumfowali Austriacy w składzie Aschenwald-Huber-Hoerl-Kraft, jako jedyni przekraczając 1000 pkt. Słowenia była czwarta, a piąte miejsce zajęli Niemcy, którzy mogą mieć spory niedosyt, mimo że skakali w najmocniejszym dostępnym zestawieniu. Japonia była szósta, a siódma Szwajcaria, którą uratowały znakomite skoki Peiera. Ósma była Finlandia, która punkty zdobyła tylko dlatego, że Rosja dostała w pierwszej grupie DSQ. Generalnie jest u nich słabo i trochę szkoda, że nie było Aalto, bo on mógłby trochę mniejszą mizerię zaoferować. Skok Nazarowa dałby Rosjanom ósme miejsce i drugą serię. A ta seria była trochę loteryjna i to była zapowiedź niedzieli.

Niedzielnym przedpołudniem i wczesnym popołudniem, bo Eurowizja Junior, rozegrano premierowy w sezonie konkurs indywdualny. Własciwie to "konkurs", bo warunki rozdawał wiatr (podobno zawsze mocny przed 12:00 w Wiśle), a zawody były jedną wielką loterią. Jednym dawała los, a innym odbierała szansę na dobry wynik.  Tymi zawodnikami byli między innymi Markus Eisenbichler, który polubił się z bulą i był ostatni, Stephan Leyhe, który skoczył słabo, tak samo było u Kuby Wolnego czy Jewgienija Klimowa. Piotr Żyła upadł po lądowaniu, na moment utracił przytomność, ale nic poważnego mu się nie stało. Wisła jednak sprawiała nie tylko jemu, ale też wielu innym zawodnikom problem przy odjeździe po lądowaniu, nawierzchnia była średnia, co pokazują liczne upadki. Mam nadzieję, że w następnym kalendarzu Wisła będzie obok Zakopanego, bo jednak lepsze są skoki na naturalnym, aniżeli na sztucznym śniegu. Zresztą Andrzej Wąsowicz stwierdził, że to był trzeci rok i ma już dość z jego ekipą kładzenia tego sztucznego śniegu, a Wisła zasługuje na zawody w dogodnym terminie. Zobaczymy, jak sprawa się rozwinie, czy pan Tajner i związek będą walczyć o miejsce w styczniu dla Wisły, czy pozostaniemy na początku sezonu. Mam cichą nadzieję, że przeniesiemy się do bardziej zimowego miesiąca, jakim jest styczeń. Loteria sprawiła, że w drugiej serii ujrzeliśmy trzech Polaków: Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Macieja Kota. A ponieważ był to totolotek, to wszystko mogło się zdarzyć, włącznie z powtórką Seefeld. Taką namiastką był atak Anże Semenicia i Kamila Stocha, którzy w zawodach zajęli drugie i trzecie miejsce po ataku z ósmego i dwunastego miejsca. Drugi skok mieli zdecydowanie lepszy. Kamil, mimo że był niezadowolony po drugiej próbie, pokazał moc i stanął 67. raz na podium Pucharu Świata. Triumfował, a właściwie trafił "szóstkę" w tej loterii Daniel Andre Tande skokami na 127 i 129 metr przy prawie identycznym wietrze. Norweg założył jako pierwszy plastron lidera Pucharu Świata. Prowadzący po pierwszej rundzie Karl Geiger zajął ostatecznie siódme miejsce razem z Dawidem Kubackim. 25. był Maciek Kot. Kubacki i Kot też awansowali względem pierwszej serii, ale w przypadku Kubackiego był to awans do pierwszej dziesiątki, co cieszy. Cieszą też punkty Maćka Kota, dobrze zaczyna sezon. W podsumowaniu z 300 pkt z drużynówki te punkty Polski dają jej trzecie miejsce w Pucharze Narodów po pierwszym weekendzie. Najdalszy skok zawodów oddał Robin Pedersen - 136m, to dało mu po słabszej drugiej próbie na 118 metr życiówkę w postaci dziewiątego miejsca. Ryoyu Kobayashi zajął czwarte miejsce, przegrywając podium ze Stochem o 0,2 pkt. Piąty był Daiki Ito, który po pierwszej serii był najlepszym Japończykiem. Kraj Kwitnącej Wiśni mógł się pochwalić 5 reprezentantami w czołowej dwudziestce. Skok zepsuł w drugiej serii Richard Freitag, który spadł na 24. miejsce. Dużo szczęścia miał Gregor Schlierenzauer, który awansował do drugiej serii z 30. miejsca. Zdobył punkt, ale skoki jego w tych warunkach nie były nadzwyczajne. Mam jednak nadzieję, że efekty treningu pod okiem Wernera Schustera ukażą się w ciągu następnych weekendów Pucharu Świata.

Była jedna loteria, czas na drugą i trzecią - w przyszły weekend Kuusamo. Ma być wiatr, a zawodnicy walczą na ten moment ze strajkiem Finnair i z tym, aby dotrzeć do Ruki na czas. Polska jedzie z jedną zmianą - bierzemy Klemensa Murańkę. Może wszyscy zakwalifikują się do konkursów, ale co do Klimka mam wątpliwości, czy zdobędzie punkty. Ale może będę w błędzie i loteria da mu punkty. Bo przecież fortuna kołem się toczy.

Komentarze

Przeczytaj jeszcze o:

#3 Dziękuję, trenerze Nawałka!

Dzisiaj ogłoszono na konferencji trenera Nawałki i prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, że pan trener będzie na tym stanowisku do 30 lipca. Potem, albo wcześniej się okaże, kto będzie nowym trenerem. Dzisiaj chcę podziękować trenerowi Nawałce za prawie 5 lat pracy z tą reprezentacją. Okres, który przepracowało zaledwie 4 trenerów w historii naszej piłki. Okres, w którym polskie piłkarstwo reprezentacyjne wspięło się na wyżyny. Wyszliśmy ze słabości, przestaliśmy mieć kompleksy, walczyliśmy z najmocniejszymi jak równy z równym. W pewnym momencie coś się posypało i to postępowało z kolejnymi miesiącami. Nasza motywacja spadała, graliśmy słabiej, nasz pomysł na grę nie był widoczny. Nasz dobry występ na Mundialu stanął pod znakiem zapytania, a ten znak zapytania zniknął w momencie spotkania z Senegalem. To dalej postępowało w grze z Kolumbią, a z Japonią uratowaliśmy częściowo honor. Gdzieś ta współpraca się wypaliła. Piszę o tym, co złe, co smutne. Ale trzeba konstruktywnie wyliczyć, co nie p...

#4 Ćwierćfinały, czyli jak z ośmiu drużyn robią się cztery

Po dwóch dniach posuchy nadeszły dwa dni z dwoma spotkaniami, a te dwa mecze odbyły się dwa razy o 16:00 i 20:00. A teraz znowu dwa dni przerwy! Pierwszego dnia dwa mecze - Urugwaj zagrał z Francją, a Brazylia zmierzyła się z Belgami. W pierwszym meczu obie drużyny dość średnio zagrały w piłkę. Ale koniec końców to Francuzi cieszyli się z półfinału, triumfując 2:0. Pierwsza bramka ze stałego fragmentu - z prawej strony "szesnastki" wrzucał Griezmann (swoją drogą, sprytna zmyłka, że niby uderza!), a piłkę do bramki wbił obrońca Realu Madryt, Rafael Varane. I drugi gol, znowu Griezmann w akcji. Walnął sobie z dystansu, Muslerze piłka odbiła się po zmianie rotacji od rąk i wpadła do siatki. Napisałem na Twitterze, że to gol kwalifikujący się do miana "Kariusa Roku", ale tu raczej zaważyła rotacja piłki, a nie błąd bramkarza. Czy obrońcy urugwajscy mogli tę piłkę wyjąć? Mogli. Gdyby lepiej się ustawili i przewidzieli intencje fana Fortnite'a, to chyba udałoby się...

#57 Nie skopaliśmy w Skopje, czyli Macedonia Północna vs Polska 0:1

Skopje - tam zagraliśmy mecz numer trzy eliminacji do Mistrzostw Europy. I ten mecz był w gorących okolicznościach. Bez sensacji. Tym brakiem sensacji jest też triumf Polski 0:1. Wynik idzie w świat i to jest najważniejsze. Pierwsza połowa to lekka kaszana naszego zespołu. Pozwalaliśmy Macedończykom rozgrywać piłkę, jak chcieli w naszej połowie boiska.  Gra nam się nie kleiła, Macedonia Północna grała wysoko, wykorzystywała nasze straty i torpedowała naszą bramkę. Jednak że Polska stoi bramkarzami, to Fabiański łapał te piłki. Albo te piłki przelatywały daleko od bramki. Nasze też, bo my graliśmy padakę. Uczciwie pisząc, chciałem przełączyć na drugi trening F1 przed GP Kanady. I przełączyłem, ciesząc się z prowadzenia Leclerca w sesji! Ale potem wróciłem i dalej się męczyłem z tą grą. Były nasze faule, nawet jeżeli to nie były faule. Faule Macedończyków prawie że były przez pana Rocchiego ignorowane. Na początku drugiej części wpuszczono Piątka. No i strzeliliśmy w 47'. Gównia...