W piątek popołudniu miałem plan, aby rozpisać się na temat Niżnego Tagiłu w podobnym stylu, co w poprzednie weekendy. Jednak sobota i niedziela na tyle mnie zniesmaczyły, że będzie krótko i treściwie. Wietrznie.
Czy to była żenada? Śmiem twierdzić, że tak. Trzeci weekend sezonu, trzeci weekend z loteriami. Jedni wygrywali los szczęśliwy, drudzy musieli obejść się smakiem. I to nawet w decydującym momencie konkursu, kiedy to Piotr Żyła popełnił błąd, a w niedzielę i błędy, i wiatr go wykluczyły. W niedzielę Freitag w drugiej serii wylądował na 81 metrze, bo też go loteria wykluczyła. Petera Prevca też, co sprawiło, że w konkursie sobotnim triumfował premierowo w karierze Yukiya Sato. Oglądanie sobotniej i niedzielnej rywalizacji (z kwalifikacjami, dzięki, Eurosporcie!) było nudne i nie dawało frajdy. Skoki narciarskie nie ogląda się z negatywnym nastawieniem, tylko z pozytywnym. Kibice oczekują rywalizacji, walki o pozycje. Ale gdy karty w tej "wojnie" powietrznej ludzi latających z nartami rozdaje wiatr, to ta rywalizacja traci sportowego ducha. Czy Yukiya Sato wygrał zasłużenie? Chyba tak, bo jednak oddał jeden z najdalszych skoków. Wygrał los. No i poza tym od dawna czyhał na te zwycięstwo. Tak jak Gregor Schlierenzauer na pierwsze podium od pięciu lat. Był w sobotę czwarty, przegrywając o 0,4 pkt walkę z Aschenwaldem. Smutno, bo Schlieriemu te podium się należało jak psu buda. Ale loteria dzień później sprawiła, że rekordzista w zwycięstwach w zawodach Pucharu Świata nie zdobył punktów. Tak samo Forfang, choć ten punkty zdobył. Wygrał kwalifikacje do obu konkursów, 6000 franków na koncie, ale ani podium, ani dobrych punktów. To samo jeśli chodzi o polską reprezentację. Do serii finałowej awansuje czterech i pięciu zawodników, a wynikiem weekendu okazuje się być piąte miejsce Kubackiego w sobotę. W niedzielę żaden z naszych nie zawitał do TOP10. Nie chcę pisać, że jest kryzys, bo nasza reprezentacja zawsze ma słabszy początek sezonu. Chociaż to Niżny Tagił i z tego weekendu żadnych wniosków nie należy wyciągać. Ale jeżeli będzie słabo w Klingenthal, to trzeba będzie zacząć się bać. Ja trochę już drżę na myśl, że w Klingenthal też pojawi się Klimek Murańka. No ludzie. O co tutaj chodzi? Broni się tym, że wchodzi do konkursów, nawet mając szczęście do wiatru jak w niedzielę w Q. Nie broni się tym, że nie zdobywa punktów i zajmuje miejsca w ostatniej dziesiątce. Klimka też obroniła fatalna kadra B w Vikersund. To jest kpina, jeżeli jeden zawodnik zdobywa punkty w sobotę, a dwóch w niedzielę. Dokąd zmierzają polskie skoki? Zobaczymy, jak Klemens skoczy w ten weekend, choć fajerwerków się nie spodziewam. W niedzielę wygrał Kraft, a Ryoyu Kobayashi był trzeci. Prowadził po pierwszej rundzie, bo dodano mu punkty za wiatr, bo tak pokazały przeliczniki. Skompromitował się system przeliczników. Pomiar powinien być dokładniejszy? Tak. Ale co jeśli większa liczba czujników nie pomoże? Jednym ze szczęśliwych - i to nie z loterii - może być Thomas Markeng, który w sobotę nie skakał, bo nie dojechał ze względów wizowych, a w niedzielę przyjechał i zdobył P5, najwyższe w karierze. Loteria w jakimś sensie mu pomogła, ale tu jednak obronił się talent. Życiówka też Schmida, chyba też z loterii. No i życiówka przede wszystkim Killiana Peiera. Skorzystał na wietrze, na kompensacjach i zajął drugie miejsce. Wreszcie jest na podium skoczek, którego imię i nazwisko wymawia się z francuska (pozdrowienia dla PeBe!). Dołącza tym samym między innymi do Kuttela czy Ammanna, którzy stawali na podium PŚ jako Szwajcarzy. Często też jako zwycięzcy. Czy Peier też wygra zawody? Pewnie tak. Może już niedługo.
A już w ten weekend Klingenthal. W finale Letniej Grand Prix otrzymaliśmy loterię jednoseryjną - może zapowiedź sezonu 19/20 na śniegu? Śnieg ma być. Mocny wiatr też. A to oznacza, że Walter Hofer i Borek Sedlak prawdopodobnie przywiozą maszynę z 50 kulkami także do Niemiec. Bęben maszyny jest pusty, zwalniamy blokadę...
Czy to była żenada? Śmiem twierdzić, że tak. Trzeci weekend sezonu, trzeci weekend z loteriami. Jedni wygrywali los szczęśliwy, drudzy musieli obejść się smakiem. I to nawet w decydującym momencie konkursu, kiedy to Piotr Żyła popełnił błąd, a w niedzielę i błędy, i wiatr go wykluczyły. W niedzielę Freitag w drugiej serii wylądował na 81 metrze, bo też go loteria wykluczyła. Petera Prevca też, co sprawiło, że w konkursie sobotnim triumfował premierowo w karierze Yukiya Sato. Oglądanie sobotniej i niedzielnej rywalizacji (z kwalifikacjami, dzięki, Eurosporcie!) było nudne i nie dawało frajdy. Skoki narciarskie nie ogląda się z negatywnym nastawieniem, tylko z pozytywnym. Kibice oczekują rywalizacji, walki o pozycje. Ale gdy karty w tej "wojnie" powietrznej ludzi latających z nartami rozdaje wiatr, to ta rywalizacja traci sportowego ducha. Czy Yukiya Sato wygrał zasłużenie? Chyba tak, bo jednak oddał jeden z najdalszych skoków. Wygrał los. No i poza tym od dawna czyhał na te zwycięstwo. Tak jak Gregor Schlierenzauer na pierwsze podium od pięciu lat. Był w sobotę czwarty, przegrywając o 0,4 pkt walkę z Aschenwaldem. Smutno, bo Schlieriemu te podium się należało jak psu buda. Ale loteria dzień później sprawiła, że rekordzista w zwycięstwach w zawodach Pucharu Świata nie zdobył punktów. Tak samo Forfang, choć ten punkty zdobył. Wygrał kwalifikacje do obu konkursów, 6000 franków na koncie, ale ani podium, ani dobrych punktów. To samo jeśli chodzi o polską reprezentację. Do serii finałowej awansuje czterech i pięciu zawodników, a wynikiem weekendu okazuje się być piąte miejsce Kubackiego w sobotę. W niedzielę żaden z naszych nie zawitał do TOP10. Nie chcę pisać, że jest kryzys, bo nasza reprezentacja zawsze ma słabszy początek sezonu. Chociaż to Niżny Tagił i z tego weekendu żadnych wniosków nie należy wyciągać. Ale jeżeli będzie słabo w Klingenthal, to trzeba będzie zacząć się bać. Ja trochę już drżę na myśl, że w Klingenthal też pojawi się Klimek Murańka. No ludzie. O co tutaj chodzi? Broni się tym, że wchodzi do konkursów, nawet mając szczęście do wiatru jak w niedzielę w Q. Nie broni się tym, że nie zdobywa punktów i zajmuje miejsca w ostatniej dziesiątce. Klimka też obroniła fatalna kadra B w Vikersund. To jest kpina, jeżeli jeden zawodnik zdobywa punkty w sobotę, a dwóch w niedzielę. Dokąd zmierzają polskie skoki? Zobaczymy, jak Klemens skoczy w ten weekend, choć fajerwerków się nie spodziewam. W niedzielę wygrał Kraft, a Ryoyu Kobayashi był trzeci. Prowadził po pierwszej rundzie, bo dodano mu punkty za wiatr, bo tak pokazały przeliczniki. Skompromitował się system przeliczników. Pomiar powinien być dokładniejszy? Tak. Ale co jeśli większa liczba czujników nie pomoże? Jednym ze szczęśliwych - i to nie z loterii - może być Thomas Markeng, który w sobotę nie skakał, bo nie dojechał ze względów wizowych, a w niedzielę przyjechał i zdobył P5, najwyższe w karierze. Loteria w jakimś sensie mu pomogła, ale tu jednak obronił się talent. Życiówka też Schmida, chyba też z loterii. No i życiówka przede wszystkim Killiana Peiera. Skorzystał na wietrze, na kompensacjach i zajął drugie miejsce. Wreszcie jest na podium skoczek, którego imię i nazwisko wymawia się z francuska (pozdrowienia dla PeBe!). Dołącza tym samym między innymi do Kuttela czy Ammanna, którzy stawali na podium PŚ jako Szwajcarzy. Często też jako zwycięzcy. Czy Peier też wygra zawody? Pewnie tak. Może już niedługo.
A już w ten weekend Klingenthal. W finale Letniej Grand Prix otrzymaliśmy loterię jednoseryjną - może zapowiedź sezonu 19/20 na śniegu? Śnieg ma być. Mocny wiatr też. A to oznacza, że Walter Hofer i Borek Sedlak prawdopodobnie przywiozą maszynę z 50 kulkami także do Niemiec. Bęben maszyny jest pusty, zwalniamy blokadę...
Komentarze
Prześlij komentarz