Klingenthal, czyli czwarty przystanek tułaczki cyrku Waltera Hofera i Borka Sedlaka w sezonie 2019/20. W piątek kwalifikacje jedne z najszybszych w historii, sobotnia drużynówka z wichrem, niedzielna indywidualka najciekawsza i najbardziej rzetelna w tym sezonie.
W piątek rozegrano jedne z najszybszych kwalifikacji w Pucharze Świata. Było 61 zawodników, a nie prezentowano podczas każdego skoku powtórki. Stąd kwalifikacje do niedzielnego konkursu potrwały 50 minut. I sprawiły, że sześciu Polaków zakwalifikowało się do pierwszej rundy niedzielnej rywalizacji. Zabrakło w niej Stefana Huli, który był 52. Słaby skok odnotował Daniel Andre Tande, który był 44., ale nie dlatego, że skoczył "na zaliczenie", ale dlatego, że ktoś podczas treningu uderzył go w stopę, co sprawiło, że nabawił się urazu. Przez niego właśnie nie wystąpił w sobotnim konkursie drużynowym, a zastąpił do Johann Andre Forfang. Kwalifikacje i 3000 franków wygrał Stefan Kraft, skacząc 129,5m. Drugi był Karl Geiger, a trzeci Piotr Żyła, który długo prowadził po skoku na 135,5m. Dobrze też zaprezentował się Gregor Schlierenzauer i Peter Prevc, którzy odpowiednio zajęli 14 i 15. miejsce. Świetną próbę odnotował Antti Aalto. Fin zajął 9. miejsce w kwalifikacjach. Co do czasu trwania kwalifikacji - przypominam sobie, że mogły i być kwalifikacje o podobnej długości w erze, gdy TOP10 było prekwalifikowane. Ale jeśli patrzeć na erę, gdy wszyscy się kwalifikują, to są to jedne z najszybszych.
Sobotni konkurs drużynowy, rozegrany z wiatrem, który był zmienny był niezwykle ciekawą rywalizacją. Stanęło dziewięć drużyn, co oznaczało, że tylko jedna nie przystąpi do drugiej serii. I tą drużyną była Finlandia, która kompletnie zepsuła swój występ i nie zdobyła punktów. Reszta drużyn zdobyła. A wygrała Polska, dystansując na 25 pkt liderów Pucharu Narodów Austrię! To był bardzo dobry konkurs w naszym wykonaniu, każdy oddał dwa dobre skoki i Austria, począwszy od drugiej próby pierwszej serii zaczęła do nas tracić dystans. Mimo że w drugiej serii podjęła próbę pogoni, nie udało im się to. U Polaków najmocniejszym punktem był tak naprawdę cały zespół, który zrobił świetną robotę, jednak tę najdalszą oddał Piotr Żyła w pierwszej rundzie - 145m. Było blisko rekordu, ale to mogła być zapowiedź pokładów sił na następny dzień. Wreszcie coś drgnęło i pokazało, że pogłoski o zmierzchu Wielkich są mocno przesadzone. Byliśmy w składzie Żyła-Wolny-Stoch-Kubacki. U Austriaków dobrze poradził sobie Aschenwald i Kraft, którzy zaprezentowali równą dyspozycję. Skakali też Hayboeck (pierwsza próba słaba) i Schlierenzauer (pierwsza próba świetna), dla którego jest to trzecie podium w czwartym występie drużynowym po powrocie. Pierwsze drugie miejsce od 21 marca 2015. Podium Japonia zawdzięcza Ryoyu Kobayashiemu, który miał świetne próby i był ostoją drużyny Kraju Kwitnącej Wiśni. Norwegia zepsuła sprawę, a mianowicie Robert Johansson. Wąsacz zepsuł swoją próbę w drugiej serii, czym zesłał siebie i kolegów na czwarte miejsce. W tej drużynie zamiast Daniela Andre Tande (dzień wcześniej mały uraz) skakał Johann Andre Forfang, który sprawiał wrażenie skaczącego z musu.I jego odległości też takie były. Niemcy po raz kolejny bez formy, szóste miejsce, przez chwilę byli za Rosją. Coś tam dzieje się niedobrego i Stefan Horngacher będzie musiał wyciągnąć wnioski i poprawić, być może, metody treningowe aby Niemcom przywrócić blask. Tego oczekiwali fani po jego przyjściu do ich zespołu, ale na ten moment to prędzej jest spadająca gwiazda - bez aluzji do Wisły Kraków.
W niedzielę otrzymaliśmy najrówniejszy konkurs w tym sezonie! Oglądało się go naprawdę bardzo przyjemnie, nie czułem zażenowania czy też wściekłości na warunki atmosferyczne. Było płynnie i ciekawie. Ale też było przerażająco, bo Thomas Markeng uległ wypadkowi podczas lądowania w skoku konkursowym. Uzyskał Q do drugiej serii, ale też prawdopodobnie kontuzji kolana, która może go wyeliminować do końca sezonu. Szkoda, bo miał on już wiele perturbacji w tym sezonie i kolejny problem źle wpłynąłby na jego psychikę. Kwalifikację do drugiej serii też uzyskał Domen Prevc, ale dostał DSQ w drugiej rundzie za kombinezon. Smutny może być Noriaki Kasai, 32. To może być dla niego koniec przygody w europejskiej części Pucharu Świata już na zawsze. Ale jego dyspozycja nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Chyba Matka Natura daje mu znać, że nie da się oszukać. A konkurs wygrał Ryoyu Kobayashi - pierwszy raz w tym sezonie. Ta wygrana to przypieczętowanie znakomitego weekendu dla tego Japończyka. W sobotę najlepszy wynik indywidualny, w piątek wygrane dwa treningi. W niedzielę wygrana i powrót na tron lidera Pucharu Świata. Tande był tylko osiemnasty, ale można było się tego spodziewać po tym urazie w piątkowym treningu. Pytanie, czy Ryoyu pozostanie na nim do Vikersund? Ryoyu prezentował się świetnie, czego nie można powiedzieć o jego bracie Junishiro, który nie zdobył w niedzielę punktów. Punkty za to, pierwsze od 1100 dni zdobył Klemens Murańka. Wtedy, w Lillehammer zajął 27. miejsce, a w niedzielę, w Klingenthal też to miejsce zajął. Biję się w pierś po Niżnym Tagile, w którym go skreśliłem. Nadal jednak Klimka troszeńkę skreślam, bo chyba to nie jest to. Ale może to początek dobrych wyników. Jeśli tak, to tym mocniej będę się bił! Do TOP10 Pucharu Świata awansował Peter Prevc, dzisiaj ósmy. Zdobywca Pucharu Świata w sezonie 15/16 prezentuje równą dyspozycję i dziarskim krokiem powraca do czołówki. Pogłoski o końcu Pero okazały się być mocno przesadzone. Marius Lindvik odnotował pierwsze podium w karierze - w niedzielę trzecie miejsce. Dobre, pewne skoki i wykorzystanie krótszego skoku Aschenwalda dało mu to, o czym marzył. O tym też marzył Gregor Schlierenzauer, czwarty po pierwszej rundzie. Niestety, drugi skok sprawił, że spadł na 12. miejsce. Jeszcze musi poprawić stabilność Gregor, aby zdobyć 89. podium w karierze. My marzyliśmy o dobrej dyspozycji Polaków i to chyba się spełniło. Piotr Żyła był dziewiąty, a Kamil Stoch dziesiąty. Dwa dobre skoki, choć Stoch po drugim swoim skoku był za Sato, który poleciał 140m - najdalej spośród wszystkich dzisiaj. Starczyło mu to na szóste miejsce. Markus Eisenbichler wreszcie się przełamał i zajął piętnaste miejsce po awansie z 28. Warunki tam nie dopisywały, co też trochę mu pomogło, jak i 132m w drugiej rundzie.
Nadchodzi Engelberg w przedświąteczny weekend. Polacy w Engelbergu się przełamywali i zdobywali podia. To ostatni dzwonek przed Czterema Skoczniami, by zacząć skakać na wagę podium. Wygrana byłaby świetna. Natomiast myśleć należy realnie po prostu o podium. Kamil Stoch ma nadzieję, że w Engelbergu rozpocznie sezon. Do tego też przyzwyczaił kibiców, jak i nasza kadra do tego przyzwyczaiła. Gross-Titlis-Schanze może będzie dla nas dobra i sprawi, że Polacy powrócą na podium indywidualne Pucharu Świata. Duży zastrzyk punktów jest potrzebny, a Engelberg jest tym miejscem, gdzie może on być. I, mam szczerą nadzieję, będzie.
W piątek rozegrano jedne z najszybszych kwalifikacji w Pucharze Świata. Było 61 zawodników, a nie prezentowano podczas każdego skoku powtórki. Stąd kwalifikacje do niedzielnego konkursu potrwały 50 minut. I sprawiły, że sześciu Polaków zakwalifikowało się do pierwszej rundy niedzielnej rywalizacji. Zabrakło w niej Stefana Huli, który był 52. Słaby skok odnotował Daniel Andre Tande, który był 44., ale nie dlatego, że skoczył "na zaliczenie", ale dlatego, że ktoś podczas treningu uderzył go w stopę, co sprawiło, że nabawił się urazu. Przez niego właśnie nie wystąpił w sobotnim konkursie drużynowym, a zastąpił do Johann Andre Forfang. Kwalifikacje i 3000 franków wygrał Stefan Kraft, skacząc 129,5m. Drugi był Karl Geiger, a trzeci Piotr Żyła, który długo prowadził po skoku na 135,5m. Dobrze też zaprezentował się Gregor Schlierenzauer i Peter Prevc, którzy odpowiednio zajęli 14 i 15. miejsce. Świetną próbę odnotował Antti Aalto. Fin zajął 9. miejsce w kwalifikacjach. Co do czasu trwania kwalifikacji - przypominam sobie, że mogły i być kwalifikacje o podobnej długości w erze, gdy TOP10 było prekwalifikowane. Ale jeśli patrzeć na erę, gdy wszyscy się kwalifikują, to są to jedne z najszybszych.
Sobotni konkurs drużynowy, rozegrany z wiatrem, który był zmienny był niezwykle ciekawą rywalizacją. Stanęło dziewięć drużyn, co oznaczało, że tylko jedna nie przystąpi do drugiej serii. I tą drużyną była Finlandia, która kompletnie zepsuła swój występ i nie zdobyła punktów. Reszta drużyn zdobyła. A wygrała Polska, dystansując na 25 pkt liderów Pucharu Narodów Austrię! To był bardzo dobry konkurs w naszym wykonaniu, każdy oddał dwa dobre skoki i Austria, począwszy od drugiej próby pierwszej serii zaczęła do nas tracić dystans. Mimo że w drugiej serii podjęła próbę pogoni, nie udało im się to. U Polaków najmocniejszym punktem był tak naprawdę cały zespół, który zrobił świetną robotę, jednak tę najdalszą oddał Piotr Żyła w pierwszej rundzie - 145m. Było blisko rekordu, ale to mogła być zapowiedź pokładów sił na następny dzień. Wreszcie coś drgnęło i pokazało, że pogłoski o zmierzchu Wielkich są mocno przesadzone. Byliśmy w składzie Żyła-Wolny-Stoch-Kubacki. U Austriaków dobrze poradził sobie Aschenwald i Kraft, którzy zaprezentowali równą dyspozycję. Skakali też Hayboeck (pierwsza próba słaba) i Schlierenzauer (pierwsza próba świetna), dla którego jest to trzecie podium w czwartym występie drużynowym po powrocie. Pierwsze drugie miejsce od 21 marca 2015. Podium Japonia zawdzięcza Ryoyu Kobayashiemu, który miał świetne próby i był ostoją drużyny Kraju Kwitnącej Wiśni. Norwegia zepsuła sprawę, a mianowicie Robert Johansson. Wąsacz zepsuł swoją próbę w drugiej serii, czym zesłał siebie i kolegów na czwarte miejsce. W tej drużynie zamiast Daniela Andre Tande (dzień wcześniej mały uraz) skakał Johann Andre Forfang, który sprawiał wrażenie skaczącego z musu.I jego odległości też takie były. Niemcy po raz kolejny bez formy, szóste miejsce, przez chwilę byli za Rosją. Coś tam dzieje się niedobrego i Stefan Horngacher będzie musiał wyciągnąć wnioski i poprawić, być może, metody treningowe aby Niemcom przywrócić blask. Tego oczekiwali fani po jego przyjściu do ich zespołu, ale na ten moment to prędzej jest spadająca gwiazda - bez aluzji do Wisły Kraków.
W niedzielę otrzymaliśmy najrówniejszy konkurs w tym sezonie! Oglądało się go naprawdę bardzo przyjemnie, nie czułem zażenowania czy też wściekłości na warunki atmosferyczne. Było płynnie i ciekawie. Ale też było przerażająco, bo Thomas Markeng uległ wypadkowi podczas lądowania w skoku konkursowym. Uzyskał Q do drugiej serii, ale też prawdopodobnie kontuzji kolana, która może go wyeliminować do końca sezonu. Szkoda, bo miał on już wiele perturbacji w tym sezonie i kolejny problem źle wpłynąłby na jego psychikę. Kwalifikację do drugiej serii też uzyskał Domen Prevc, ale dostał DSQ w drugiej rundzie za kombinezon. Smutny może być Noriaki Kasai, 32. To może być dla niego koniec przygody w europejskiej części Pucharu Świata już na zawsze. Ale jego dyspozycja nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Chyba Matka Natura daje mu znać, że nie da się oszukać. A konkurs wygrał Ryoyu Kobayashi - pierwszy raz w tym sezonie. Ta wygrana to przypieczętowanie znakomitego weekendu dla tego Japończyka. W sobotę najlepszy wynik indywidualny, w piątek wygrane dwa treningi. W niedzielę wygrana i powrót na tron lidera Pucharu Świata. Tande był tylko osiemnasty, ale można było się tego spodziewać po tym urazie w piątkowym treningu. Pytanie, czy Ryoyu pozostanie na nim do Vikersund? Ryoyu prezentował się świetnie, czego nie można powiedzieć o jego bracie Junishiro, który nie zdobył w niedzielę punktów. Punkty za to, pierwsze od 1100 dni zdobył Klemens Murańka. Wtedy, w Lillehammer zajął 27. miejsce, a w niedzielę, w Klingenthal też to miejsce zajął. Biję się w pierś po Niżnym Tagile, w którym go skreśliłem. Nadal jednak Klimka troszeńkę skreślam, bo chyba to nie jest to. Ale może to początek dobrych wyników. Jeśli tak, to tym mocniej będę się bił! Do TOP10 Pucharu Świata awansował Peter Prevc, dzisiaj ósmy. Zdobywca Pucharu Świata w sezonie 15/16 prezentuje równą dyspozycję i dziarskim krokiem powraca do czołówki. Pogłoski o końcu Pero okazały się być mocno przesadzone. Marius Lindvik odnotował pierwsze podium w karierze - w niedzielę trzecie miejsce. Dobre, pewne skoki i wykorzystanie krótszego skoku Aschenwalda dało mu to, o czym marzył. O tym też marzył Gregor Schlierenzauer, czwarty po pierwszej rundzie. Niestety, drugi skok sprawił, że spadł na 12. miejsce. Jeszcze musi poprawić stabilność Gregor, aby zdobyć 89. podium w karierze. My marzyliśmy o dobrej dyspozycji Polaków i to chyba się spełniło. Piotr Żyła był dziewiąty, a Kamil Stoch dziesiąty. Dwa dobre skoki, choć Stoch po drugim swoim skoku był za Sato, który poleciał 140m - najdalej spośród wszystkich dzisiaj. Starczyło mu to na szóste miejsce. Markus Eisenbichler wreszcie się przełamał i zajął piętnaste miejsce po awansie z 28. Warunki tam nie dopisywały, co też trochę mu pomogło, jak i 132m w drugiej rundzie.
Nadchodzi Engelberg w przedświąteczny weekend. Polacy w Engelbergu się przełamywali i zdobywali podia. To ostatni dzwonek przed Czterema Skoczniami, by zacząć skakać na wagę podium. Wygrana byłaby świetna. Natomiast myśleć należy realnie po prostu o podium. Kamil Stoch ma nadzieję, że w Engelbergu rozpocznie sezon. Do tego też przyzwyczaił kibiców, jak i nasza kadra do tego przyzwyczaiła. Gross-Titlis-Schanze może będzie dla nas dobra i sprawi, że Polacy powrócą na podium indywidualne Pucharu Świata. Duży zastrzyk punktów jest potrzebny, a Engelberg jest tym miejscem, gdzie może on być. I, mam szczerą nadzieję, będzie.
Komentarze
Prześlij komentarz