Zastanawiam się nad tym od momentu wprowadzenia tego norweskiego cyklu. I podzielę się tutaj paroma wnioskami, jakie wypływają z tej małej analizy.
1. Turniej Czterech Skoczni to 8 serii, Raw Air składa się z 16. W Turnieju Czterech Skoczni mamy do czynienia z liczeniem tylko serii konkursowych. W Raw Air liczy się wszystko. Wszystko, oprócz treningów i serii próbnych. Liczą się kwalifikacje (dla względów marketingowych nazywane "prologami"), konkursy drużynowe i konkursy indywidualne. Daje to 16 serii punktowanych, podczas których jeden błąd może sprawić, że zawodnik straci szansę na końcowy triumf. W Turnieju Czterech Skoczni zawodnik dostaje margines błędu podczas tego tygodnia ogromnej koncentracji. Nawet jeśli nie pójdzie mu w kwalifikacjach, to nie będzie to liczone do jego końcowego wyniku. Może być ewentualnie sparowany z jakimś dobrym zawodnikiem i wchodzi ryzyko wejścia do drugiej serii jako "szczęśliwy przegrany" lub braku awansu. Turniej Czterech Skoczni daje też możliwość taktyki. Jeżeli zawodnik skoczy z zamiaru słabiej, to będzie sparowany z lepszym zawodnikiem z TOP10 kwalifikacji. Do niedawna istniał myk, wedle którego rezygnując ze skoku kwalifikacyjnego, zawodnik dostawał numer 50 i był parowany w ostatniej, 25. parze pierwszej serii z jej triumfatorem. To dawało niesamowite pojedynki. Taką taktyką też Sven Hannawald wygrał Turniej Czterech Skoczni z Wielkim Szlemem. Ale skoro zrezygnowano z prekwalifikowanej TOP10, to i wszyscy muszą skakać. Albo kombinować.
2. Oba turnieje odbywają się na czterech skoczniach, ale to w Raw Air mamy konkurs na skoczni mamuciej. Głupi wniosek, ale zobaczcie, że z tego rodzą się niesamowite rywalizacje, czasem o ten nieoficjalny rekord świata W 2017 Stefan Kraft pobił w drużynówce rekord ustanowiony parę minut wcześniej przez Roberta Johanssona. 253,5m to jego wynik, który jeszcze przez jakiś czas będzie zapisany jako aktualny. W Czterech Skoczniach mamy równie imponujące rekordy skoczni, jak ten Kubackiego z Bischofshofen - 145m, Pettersena z Oberstdorfu - 143,5m, taki sam wynik, ale z GaPa Simona Ammanna. Jedyny wynik poniżej 140 metrów to ten Hayboecka z Bergisel z Innsbrucka - 138,5m, ale jak pokazał Jan Hoerl podczas jednego z przedsezonowych treningów, można skoczyć powyżej 140 metrów (a mianowicie 144!). Tylko lądowanie bardzo ryzykowne, bo na płaskim. Ale też musi być wiatr, też nie za bardzo porywisty.
3. Unikalne trofea. Triumfator Raw Air otrzymuje wielki, czarny talerz i 60 tysięcy euro. Po drodze triumfatorzy zawodów i prologów otrzymują też dodatkowe trofea (w edycji 2019 były to "lampy Alladyna" tudzież "urny", w edycji 2018 osławione "wazony" i ich miłośnik, niejaki Kamil Stoch). Być może, w sezonie 2019/20 zwycięzca Raw Air otrzyma też Kryształową Kulę za triumf w Pucharze Świata, bo konkurs w niedzielę 15 marca 2020 roku będzie finałem Pucharu Świata. I w tym sezonie raczej finał PŚ to nie będzie TOP30 klasyfikacji generalnej.
Triumfator Turnieju Czterech Skoczni otrzymywał do 2012 roku samochód. Od 2013 roku triumfator zdobywa Złotego Orła (statuetka, nie żywe zwierzę!) i 20 tysięcy franków (18 400 €, 78 260 zł). Pierwszego zdobył Gregor Schlierenzauer. Dwa takie w swojej kolekcji ma Kamil Stoch, w tym jeden za zrobienie 4/4 w 2017/2018, czyli Wielkiego Szlema, powtarzając Hannawalda z 2001/2002.
4. Turniej Czterech Skoczni ma jedyny w swoim rodzaju konkurs noworoczny! Gross-Olympiaschanze w Garmisch-Partenkirchen jest wyjątkiem na skalę światową. Co edycję odbywa się tam pierwszy w roku kalendarzowym konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich, w ogóle pierwsza aktywność, jeżeli chodzi o skoki w danym roku. Kwalifikacje odbywają się w roku wcześniejszym, a konkurs odbywa się pomiędzy czternastą a szesnastą godziną nowego roku w europejskiej strefie czasowej. Polacy stawali na podium tego konkursu ośmiokrotnie, jednak "klątwę konkursu noworocznego" co do wygranej w nim przełamał dopiero w 2018 roku Kamil Stoch, triumfując w tym swoim złotym turnieju.
5. Turniej Czterech Skoczni ma unikalną formułę pierwszej serii KO i nowatorskie rozwiązania. 23 lata temu wprowadzono ją w celu uatrakcyjnienia zawodów. W pierwszej edycji nie wyglądało jednak to tak, jak wygląda dzisiaj. Skoczkowie skakali w parach 1-2, 3-4, 5-6 etc., a nie w obecnym reżimie, że 26-25, 27-24 itd. do 50-1. Ustalenie zawodników było takie samo (na podstawie kwalifikacji), jednak numery były odmienne, bo np. para 1-2 to byli zawodnicy z miejsc 26 i 25. Ten system wprowadza magię rywalizacji o to, aby być lepszym w parze. Bo wtedy zawodnik nie musi się bać o to, czy będzie czy nie w drugiej serii. Dodatkowe emocje też wprowadziła zielona, laserowa linia na zeskoku pokazująca przybliżoną odległość, jaką zawodnik może skoczyć. To jest od sześciu lat i zostało wprowadzone, tak jak i podświetlenie belki startowej w tamtej edycji TCSu. Podobne rozwiązania stosują też obecnie inne skocznie w Pucharze Świata. Tutaj też wprowadzono sztuczne tory najazdowe, także z systemem chłodzącym, już o realizacji telewizyjnej, kamerze na linach lecącej obok skoczka, kranie kamerowym, który w powtórce pokazuje lądowanie z perspektywy nad skoczkiem, nie pisząc.
Tak naprawdę nie da się rozstrzygnąć, który turniej jest lepszy, bo każdy ma swoją specyfikę. Nie zmienia to faktu, że każdy z nich trwa około tygodnia. Osobiście mam takie uczucie, że wolę w tym "pojedynku" dać remis ze wskazaniem na unikalny w swojej formule Turniej Czterech Skoczni. Bo przełom lat, bo konkurs noworoczny, bo Bischofshofen i długi najazd na próg, bo system KO. A z drugiej strony Raw Air - kwalifikacje, które liczą się do klasyfikacji turnieju, serie z drużynówek, serie z konkursów indywidualnych. W efekcie skoczek musi mieć większą koncentrację niż ma na przełomie grudnia i stycznia. Zobaczymy, czym kibiców zaskoczą organizatorzy TCSu, czy pokuszą się o jakąś nowinkę techniczną, która uatrakcyjni widowisko. Walka o Złotego Orła rozpoczyna się już w niedzielę. Najpierw w sobotnich kwalifikacjach o parowanie w serii KO, a potem w liczonym do klasyfikacji konkursie. Mam nadzieję, że Polacy pokażą, że możemy mieć paru zawodników w czołówce tej rywalizacji i, pod wodzą Michała Doleżala, dorównają wynikom drużyny Stefana Horngachera. Jednym z faworytów na pewno będzie Kamil Stoch.
Choć nie zdziwię się, jeżeli loteria (oprócz Klingenthal i pierwszego Engelbergu) będzie trwała w najlepsze...
1. Turniej Czterech Skoczni to 8 serii, Raw Air składa się z 16. W Turnieju Czterech Skoczni mamy do czynienia z liczeniem tylko serii konkursowych. W Raw Air liczy się wszystko. Wszystko, oprócz treningów i serii próbnych. Liczą się kwalifikacje (dla względów marketingowych nazywane "prologami"), konkursy drużynowe i konkursy indywidualne. Daje to 16 serii punktowanych, podczas których jeden błąd może sprawić, że zawodnik straci szansę na końcowy triumf. W Turnieju Czterech Skoczni zawodnik dostaje margines błędu podczas tego tygodnia ogromnej koncentracji. Nawet jeśli nie pójdzie mu w kwalifikacjach, to nie będzie to liczone do jego końcowego wyniku. Może być ewentualnie sparowany z jakimś dobrym zawodnikiem i wchodzi ryzyko wejścia do drugiej serii jako "szczęśliwy przegrany" lub braku awansu. Turniej Czterech Skoczni daje też możliwość taktyki. Jeżeli zawodnik skoczy z zamiaru słabiej, to będzie sparowany z lepszym zawodnikiem z TOP10 kwalifikacji. Do niedawna istniał myk, wedle którego rezygnując ze skoku kwalifikacyjnego, zawodnik dostawał numer 50 i był parowany w ostatniej, 25. parze pierwszej serii z jej triumfatorem. To dawało niesamowite pojedynki. Taką taktyką też Sven Hannawald wygrał Turniej Czterech Skoczni z Wielkim Szlemem. Ale skoro zrezygnowano z prekwalifikowanej TOP10, to i wszyscy muszą skakać. Albo kombinować.
2. Oba turnieje odbywają się na czterech skoczniach, ale to w Raw Air mamy konkurs na skoczni mamuciej. Głupi wniosek, ale zobaczcie, że z tego rodzą się niesamowite rywalizacje, czasem o ten nieoficjalny rekord świata W 2017 Stefan Kraft pobił w drużynówce rekord ustanowiony parę minut wcześniej przez Roberta Johanssona. 253,5m to jego wynik, który jeszcze przez jakiś czas będzie zapisany jako aktualny. W Czterech Skoczniach mamy równie imponujące rekordy skoczni, jak ten Kubackiego z Bischofshofen - 145m, Pettersena z Oberstdorfu - 143,5m, taki sam wynik, ale z GaPa Simona Ammanna. Jedyny wynik poniżej 140 metrów to ten Hayboecka z Bergisel z Innsbrucka - 138,5m, ale jak pokazał Jan Hoerl podczas jednego z przedsezonowych treningów, można skoczyć powyżej 140 metrów (a mianowicie 144!). Tylko lądowanie bardzo ryzykowne, bo na płaskim. Ale też musi być wiatr, też nie za bardzo porywisty.
3. Unikalne trofea. Triumfator Raw Air otrzymuje wielki, czarny talerz i 60 tysięcy euro. Po drodze triumfatorzy zawodów i prologów otrzymują też dodatkowe trofea (w edycji 2019 były to "lampy Alladyna" tudzież "urny", w edycji 2018 osławione "wazony" i ich miłośnik, niejaki Kamil Stoch). Być może, w sezonie 2019/20 zwycięzca Raw Air otrzyma też Kryształową Kulę za triumf w Pucharze Świata, bo konkurs w niedzielę 15 marca 2020 roku będzie finałem Pucharu Świata. I w tym sezonie raczej finał PŚ to nie będzie TOP30 klasyfikacji generalnej.
Triumfator Turnieju Czterech Skoczni otrzymywał do 2012 roku samochód. Od 2013 roku triumfator zdobywa Złotego Orła (statuetka, nie żywe zwierzę!) i 20 tysięcy franków (18 400 €, 78 260 zł). Pierwszego zdobył Gregor Schlierenzauer. Dwa takie w swojej kolekcji ma Kamil Stoch, w tym jeden za zrobienie 4/4 w 2017/2018, czyli Wielkiego Szlema, powtarzając Hannawalda z 2001/2002.
4. Turniej Czterech Skoczni ma jedyny w swoim rodzaju konkurs noworoczny! Gross-Olympiaschanze w Garmisch-Partenkirchen jest wyjątkiem na skalę światową. Co edycję odbywa się tam pierwszy w roku kalendarzowym konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich, w ogóle pierwsza aktywność, jeżeli chodzi o skoki w danym roku. Kwalifikacje odbywają się w roku wcześniejszym, a konkurs odbywa się pomiędzy czternastą a szesnastą godziną nowego roku w europejskiej strefie czasowej. Polacy stawali na podium tego konkursu ośmiokrotnie, jednak "klątwę konkursu noworocznego" co do wygranej w nim przełamał dopiero w 2018 roku Kamil Stoch, triumfując w tym swoim złotym turnieju.
5. Turniej Czterech Skoczni ma unikalną formułę pierwszej serii KO i nowatorskie rozwiązania. 23 lata temu wprowadzono ją w celu uatrakcyjnienia zawodów. W pierwszej edycji nie wyglądało jednak to tak, jak wygląda dzisiaj. Skoczkowie skakali w parach 1-2, 3-4, 5-6 etc., a nie w obecnym reżimie, że 26-25, 27-24 itd. do 50-1. Ustalenie zawodników było takie samo (na podstawie kwalifikacji), jednak numery były odmienne, bo np. para 1-2 to byli zawodnicy z miejsc 26 i 25. Ten system wprowadza magię rywalizacji o to, aby być lepszym w parze. Bo wtedy zawodnik nie musi się bać o to, czy będzie czy nie w drugiej serii. Dodatkowe emocje też wprowadziła zielona, laserowa linia na zeskoku pokazująca przybliżoną odległość, jaką zawodnik może skoczyć. To jest od sześciu lat i zostało wprowadzone, tak jak i podświetlenie belki startowej w tamtej edycji TCSu. Podobne rozwiązania stosują też obecnie inne skocznie w Pucharze Świata. Tutaj też wprowadzono sztuczne tory najazdowe, także z systemem chłodzącym, już o realizacji telewizyjnej, kamerze na linach lecącej obok skoczka, kranie kamerowym, który w powtórce pokazuje lądowanie z perspektywy nad skoczkiem, nie pisząc.
Tak naprawdę nie da się rozstrzygnąć, który turniej jest lepszy, bo każdy ma swoją specyfikę. Nie zmienia to faktu, że każdy z nich trwa około tygodnia. Osobiście mam takie uczucie, że wolę w tym "pojedynku" dać remis ze wskazaniem na unikalny w swojej formule Turniej Czterech Skoczni. Bo przełom lat, bo konkurs noworoczny, bo Bischofshofen i długi najazd na próg, bo system KO. A z drugiej strony Raw Air - kwalifikacje, które liczą się do klasyfikacji turnieju, serie z drużynówek, serie z konkursów indywidualnych. W efekcie skoczek musi mieć większą koncentrację niż ma na przełomie grudnia i stycznia. Zobaczymy, czym kibiców zaskoczą organizatorzy TCSu, czy pokuszą się o jakąś nowinkę techniczną, która uatrakcyjni widowisko. Walka o Złotego Orła rozpoczyna się już w niedzielę. Najpierw w sobotnich kwalifikacjach o parowanie w serii KO, a potem w liczonym do klasyfikacji konkursie. Mam nadzieję, że Polacy pokażą, że możemy mieć paru zawodników w czołówce tej rywalizacji i, pod wodzą Michała Doleżala, dorównają wynikom drużyny Stefana Horngachera. Jednym z faworytów na pewno będzie Kamil Stoch.
Choć nie zdziwię się, jeżeli loteria (oprócz Klingenthal i pierwszego Engelbergu) będzie trwała w najlepsze...

Komentarze
Prześlij komentarz