Bergisel ponownie pokazało swoje mroczne oblicze. Tym razem sprawiło, że w turnieju przepadł Samuraj i resztki niemieckich nadziei na triumf, czyli Karl Geiger. Odżyły nadzieje norweskie, bo Lindvik wygrał drugi raz w karierze, a Dawid Kubacki został nowym liderem turnieju! I był drugi.
W kwalifikacjach znakomitą dyspozycją popisał się Marius Lindvik, który je wygrał wynikiem 131,5m. Kraft był drugi ze skokiem metr dalszym, a trzecie miejsce zajął Geiger i Aschenwald. Ryoyu Kobayashi był piąty, a tuż za nim Dawid Kubacki. Pięciu Polaków zakwalifikowało się do konkursu, bo dziewiąty był Piotr Żyła, osiemnasty Kamil Stoch (w parze z Gregorem Schlierenzauerem!), trzydziesty dziewiąty Maciej Kot, a czterdziesty siódmy Stefan Hula. Kryzys przeżywa Kuba Wolny, który był 56. i po raz drugi z rzędu się nie zakwalifikował do konkursu. Wiele osób sugerowało, żeby zmienić go na Klemensa Murańkę na austriacką część turnieju, ale do zmiany ostatecznie nie doszło. Może będzie na Puchar Świata w Predazzo (na skoczni normalnej, bo prawdopodobnie jest problem z naturalnymi torami najazdowymi na dużej skoczni, stąd przełożono zawody na mniejszy obiekt).
W sobotnim konkursie oglądaliśmy thriller w paru aktach. Bergisel po raz kolejny wykluczyło Niemca z walki o Złotego Orła. Tym razem był to Karl Geiger - warunki nie sprzyjały Niemcowi na tyle, że w pierwszej rundzie uzyskał 117,5m, co dało mu 24. miejsce i koniec szans na triumf w turnieju. Dwa lata temu Bergisel zamknęła drzwi Freitagowi, rok temu Eisenbichlerowi. Geiger w lepszych warunkach w drugiej rundzie poprawił swoją pozycję, awansując na 8. miejsce. Katastrofę odnotował Ryoyu Kobayashi. Samuraj tym razem nie naostrzył swojego miecza i skoczył 122 metry w pierwszej próbie, a w drugiej dwa metry bliżej. Warunki nie pomogły, co sprawiło, że zajął 14. miejsce w konkursie, pierwszy raz od 20 konkursów poza TOP10. Typowy Japończyk, który reprezentuje sobą sumienność. Samuraj spadł jednak na czwarte miejsce w turnieju, Geiger na trzecie. Kto został liderem? Dawid Kubacki! Polak skoczył 133m w pierwszej serii, tyle samo co Lindvik. Młody Norweg jest niesamowitym odkryciem tego turnieju. Polak jednak wykorzystał błędy rywali i objął prowadzenie w turnieju. Zawodów nie wygrał, bo zajął drugie miejsce, tracąc po pierwszej i po drugiej serii 1,3 pkt do Mariusa Lindvika, który wygrał drugi raz w karierze i drugi raz z rzędu! A mieli w drugiej serii takie same odległości, kompensację za wiatr, odjęte punkty za belkę w górę, punkty od jury, punkty za odległość i łączną notę. To dało im siódmą notę drugiej serii. Serio, większego combo w skokach narciarskich dawno nie widziałem. Norweg będzie w Bischofshofen największym rywalem Dawida Kubackiego, do którego w turniejowej klasyfikacji traci 9,1 pkt. Jak pokazał Innsbruck, przewagę da się łatwo stracić i łatwo też ją uzyskać. Warunki mogą być ważnym czynnikiem w poniedziałek. Trzeci w sobotę był Daniel Andre Tande, który w pierwszej próbie był 12 po skoku na 126m, ale w drugiej rundzie skoczył 131m, co dało mu wygraną w drugiej serii i trzecie miejsce w konkursie. Tande znowu pokazał błysk. Tuż za podium Kraft, a piąty Leyhe. To nie jest tak ważne, jak szóste miejsce Gregora Schlierenzauera! Austriak był wreszcie zadowolony ze swoich skoków, 127,5m w pierwszej próbie (wygrana w parze ze Stochem) i 126m w drugiej (i noty ciut za wysokie, mimo trochę zachwianego lądowania). Widać było radość, jakiej dawno Gregor nie zaznał. Może teraz będzie tylko lepiej w jego karierze, życzę mu tego, czyli między innymi powrotu na podium i wygranej numer 54. Z 25. na 12. miejsce awansował Piotr Żyła, który mógł być zadowolony z drugiej próby na 125m. Kamil Stoch był 15, co było najlepszym jego wynikiem w tym turnieju, 126,5m i 118,5m. W drugiej próbie popełnił błąd po wyjściu z progu, który nie dał mu szansy na daleki skok. Mimo wszystko cieszy ten pierwszy skok, który był świetny i daje cień nadziei, że u Kamila będzie tylko lepiej. Aschenwald zrobił awans z 29. na 13. miejsce. Dwóch braci Prevców uplasowało się na 9. i 10. miejscu w kolejności starszy i najmłodszy. Średni - Cene przegrał parę i nie zdobył punktów. W tej rywalizacji tez przepadł Simon Ammann - 31. czy Pius Paschke, który wypadł z kręgu zawodników, którzy punktują w każdym konkursie tego sezonu. Zapunktować także nie zdołał Kevin Bickner, który w ostatnich dwóch konkursach był w TOP30. Stefan Hula był najgorszy, bo skoczył zaledwie 100,5m. Trzeba chyba jednak zacząć myśleć, kto mógłby go i ewentualnie Kubę Wolnego zastąpić w następnych konkursach. Pierwszą serię rozgrywano z belki 11 i 9, a drugą rundę z 10 i 12. To lepiej niż w zeszłym roku, gdzie była belka numer 1 i 0!
Czas na wielki finał w Bischofshofen. Lindvik ma szansę wygrać turniej jako pierwszy debiutant od 1992 roku i Toniego Nieminena, a Kubacki ma szansę wygrać jako pierwszy od 1998 roku i triumfu Janne Ahonena bez żadnego triumfu w turniejowych konkursach. Życzę Dawidowi, żeby był naszym trzecim królem czterech skoczni obok Małysza i Stocha, bo ma na to wielką szansę. Nie wolno jednak zepsuć skoków i zdekoncentrować się. Jeżeli jednak wygra Lindvik, to może być spory prognostyk na przyszłość, że Norweg jeszcze wiele w tym sezonie zwojuje. I tak samo w przypadku Polaka. Bischofshofen widziało już wielkie triumfy i porażki. Cieszmy się widowiskiem, które będzie w poniedziałek.
W kwalifikacjach znakomitą dyspozycją popisał się Marius Lindvik, który je wygrał wynikiem 131,5m. Kraft był drugi ze skokiem metr dalszym, a trzecie miejsce zajął Geiger i Aschenwald. Ryoyu Kobayashi był piąty, a tuż za nim Dawid Kubacki. Pięciu Polaków zakwalifikowało się do konkursu, bo dziewiąty był Piotr Żyła, osiemnasty Kamil Stoch (w parze z Gregorem Schlierenzauerem!), trzydziesty dziewiąty Maciej Kot, a czterdziesty siódmy Stefan Hula. Kryzys przeżywa Kuba Wolny, który był 56. i po raz drugi z rzędu się nie zakwalifikował do konkursu. Wiele osób sugerowało, żeby zmienić go na Klemensa Murańkę na austriacką część turnieju, ale do zmiany ostatecznie nie doszło. Może będzie na Puchar Świata w Predazzo (na skoczni normalnej, bo prawdopodobnie jest problem z naturalnymi torami najazdowymi na dużej skoczni, stąd przełożono zawody na mniejszy obiekt).
W sobotnim konkursie oglądaliśmy thriller w paru aktach. Bergisel po raz kolejny wykluczyło Niemca z walki o Złotego Orła. Tym razem był to Karl Geiger - warunki nie sprzyjały Niemcowi na tyle, że w pierwszej rundzie uzyskał 117,5m, co dało mu 24. miejsce i koniec szans na triumf w turnieju. Dwa lata temu Bergisel zamknęła drzwi Freitagowi, rok temu Eisenbichlerowi. Geiger w lepszych warunkach w drugiej rundzie poprawił swoją pozycję, awansując na 8. miejsce. Katastrofę odnotował Ryoyu Kobayashi. Samuraj tym razem nie naostrzył swojego miecza i skoczył 122 metry w pierwszej próbie, a w drugiej dwa metry bliżej. Warunki nie pomogły, co sprawiło, że zajął 14. miejsce w konkursie, pierwszy raz od 20 konkursów poza TOP10. Typowy Japończyk, który reprezentuje sobą sumienność. Samuraj spadł jednak na czwarte miejsce w turnieju, Geiger na trzecie. Kto został liderem? Dawid Kubacki! Polak skoczył 133m w pierwszej serii, tyle samo co Lindvik. Młody Norweg jest niesamowitym odkryciem tego turnieju. Polak jednak wykorzystał błędy rywali i objął prowadzenie w turnieju. Zawodów nie wygrał, bo zajął drugie miejsce, tracąc po pierwszej i po drugiej serii 1,3 pkt do Mariusa Lindvika, który wygrał drugi raz w karierze i drugi raz z rzędu! A mieli w drugiej serii takie same odległości, kompensację za wiatr, odjęte punkty za belkę w górę, punkty od jury, punkty za odległość i łączną notę. To dało im siódmą notę drugiej serii. Serio, większego combo w skokach narciarskich dawno nie widziałem. Norweg będzie w Bischofshofen największym rywalem Dawida Kubackiego, do którego w turniejowej klasyfikacji traci 9,1 pkt. Jak pokazał Innsbruck, przewagę da się łatwo stracić i łatwo też ją uzyskać. Warunki mogą być ważnym czynnikiem w poniedziałek. Trzeci w sobotę był Daniel Andre Tande, który w pierwszej próbie był 12 po skoku na 126m, ale w drugiej rundzie skoczył 131m, co dało mu wygraną w drugiej serii i trzecie miejsce w konkursie. Tande znowu pokazał błysk. Tuż za podium Kraft, a piąty Leyhe. To nie jest tak ważne, jak szóste miejsce Gregora Schlierenzauera! Austriak był wreszcie zadowolony ze swoich skoków, 127,5m w pierwszej próbie (wygrana w parze ze Stochem) i 126m w drugiej (i noty ciut za wysokie, mimo trochę zachwianego lądowania). Widać było radość, jakiej dawno Gregor nie zaznał. Może teraz będzie tylko lepiej w jego karierze, życzę mu tego, czyli między innymi powrotu na podium i wygranej numer 54. Z 25. na 12. miejsce awansował Piotr Żyła, który mógł być zadowolony z drugiej próby na 125m. Kamil Stoch był 15, co było najlepszym jego wynikiem w tym turnieju, 126,5m i 118,5m. W drugiej próbie popełnił błąd po wyjściu z progu, który nie dał mu szansy na daleki skok. Mimo wszystko cieszy ten pierwszy skok, który był świetny i daje cień nadziei, że u Kamila będzie tylko lepiej. Aschenwald zrobił awans z 29. na 13. miejsce. Dwóch braci Prevców uplasowało się na 9. i 10. miejscu w kolejności starszy i najmłodszy. Średni - Cene przegrał parę i nie zdobył punktów. W tej rywalizacji tez przepadł Simon Ammann - 31. czy Pius Paschke, który wypadł z kręgu zawodników, którzy punktują w każdym konkursie tego sezonu. Zapunktować także nie zdołał Kevin Bickner, który w ostatnich dwóch konkursach był w TOP30. Stefan Hula był najgorszy, bo skoczył zaledwie 100,5m. Trzeba chyba jednak zacząć myśleć, kto mógłby go i ewentualnie Kubę Wolnego zastąpić w następnych konkursach. Pierwszą serię rozgrywano z belki 11 i 9, a drugą rundę z 10 i 12. To lepiej niż w zeszłym roku, gdzie była belka numer 1 i 0!
Czas na wielki finał w Bischofshofen. Lindvik ma szansę wygrać turniej jako pierwszy debiutant od 1992 roku i Toniego Nieminena, a Kubacki ma szansę wygrać jako pierwszy od 1998 roku i triumfu Janne Ahonena bez żadnego triumfu w turniejowych konkursach. Życzę Dawidowi, żeby był naszym trzecim królem czterech skoczni obok Małysza i Stocha, bo ma na to wielką szansę. Nie wolno jednak zepsuć skoków i zdekoncentrować się. Jeżeli jednak wygra Lindvik, to może być spory prognostyk na przyszłość, że Norweg jeszcze wiele w tym sezonie zwojuje. I tak samo w przypadku Polaka. Bischofshofen widziało już wielkie triumfy i porażki. Cieszmy się widowiskiem, które będzie w poniedziałek.
Komentarze
Prześlij komentarz