Cyrk Pucharu Świata zawitał do Lahti. Były problemy z wiatrem w piątek, ale w następnych dniach udało się przeprowadzić konkurs drużynowy i konkurs indywidualny.
W piątek nie było kwalifikacji, bo te odwołał zbyt silny wiatr. Kwalifikacje przełożono na niedzielę, w nich najlepszy był Piotr Żyła, który skoczył 128m! Za nim byli Eisenbichler, Granerud i Kubacki. Komplet siedmiu Polaków awansował do konkursu. Odpadło ich trzech - Gąsienica, Bachlinger i Soukup, który nie dość, że skoczył słabo, to jeszcze dostał DSQ za buty. Tak, 53 zawodników walczyło w Q w Lahti. W porównaniu z Pucharem Świata kobiet w Ljubnie, który ma zresztą inne kwoty i z liczbą 76 pań, ta liczba pokazuje, że dzieje się coś niedobrego z PŚ panów i trzeba wprowadzić jakieś zmiany kwotowe by coś drgnęło.
W sobotę był konkurs drużynowy. W nim z wiatrem nie było problemu, udało się wszystko przeprowadzić bardzo płynnie. Nokautującym występem legitymowali się Norwegowie, którym udało się wygrać ten konkurs! Najmocniejszy punkt? Halvor Egner Granerud, który w pierwszej rundzie poleciał 130m, a w drugiej 123,5m, a tam strasznie nim bujało w powietrzu. Drużynę też ciągnął Johansson oraz Lindvik, mocno nierówny był Tande, ale z tą nierównością grzechem byłoby, gdyby Norwegowie nie znaleźli się na podium. Polska znowu druga! Tym razem zawodu nie ma, bo na tyle maksymalnie przy tej dyspozycji Norwegów było nas stać. Świetne skoki Stękały, który był obok Stocha główną maszyną w tej drużynie. Szkoda pierwszego słabszego skoku Piotrka Żyły, bo w drugim wszystko zagrało, a także pierwszej próby Dawida Kubackiego, przez którą spadliśmy na trzecie miejsce. Była to dzielna walka z Niemcami, którzy do ostatniej grupy drżeli o miejsce na podium. Polacy zasłużyli na pochwały, bo był to bardzo dobry konkurs. Udało się do Norwegów trochę odrobić, a Polacy ogólnie byli najlepsi w drugich próbach. Trzeci Niemcy. Czwarci przed ostatnią grupą, bo dogoniła ich Austria. Najmocniejszy? Karl Geiger, zresztą najlepszy w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej. Geiger miał być również groźny w niedzielę. Eisenbichler także, bo był dobry. Normalnie skakał Paschke, kompletnie średnio Hamann, który sprezentował Polakom drugie miejsce. Tak to wyglądało, bo jeśli się ląduje na 118,5m to na nic więcej nie można liczyć.
Austria po długich bojach była czwarta! Kraft znowu jest najjaśniejszym punktem drużyny, który ją pociągnął - 130/126,5m, też i Aschenwald skakał świetnie, bo 125/127,5m. Nie mam pojęcia, co się stało z Hayboeckiem, który skakał po 121m, ale co zrobił Huber to było wybitnie słabe. 115m pierwsza próba, druga ciut lepsza, 123m, jednak przy 9m dalszym skoku Geigera to nie miało prawa dać podium. Austrii brakowało trzeciego dobrego ogniwa, które mieli Niemcy. Japonia przed Słowenią! Yukiya Sato latał daleko, 125,5/131m, tym razem mu wszystko wyszło, choć i tak był zadowolony. Japonia była nawet w grze o podium i byłaby dalej, gdyby Yuken Iwasa nie wykonał drugiej próby słabiej, a lądował na 112m. I tylko słabsza próba Keiichiego Sato sytuację pogorszyła. Poza tym Ryoyu na poziomie.
Szwajcaria > Finlandia.. Tym razem Helwetika wygrała, choć nie miała prób, którymi warto się zachwycać, a tak naprawdę za uszy ich wyciągnął Gregor Deschwanden. Pełni rolę takiego kapitana jakim przez wiele lat był Simon Ammann. Finlandię w dół pociągnęli Nousiainen i Maatta. Ich próby zniszczyły wysiłek, choć i tak średni, Aalto i Kytosaho. Finowie nie mieli się czym poszczycić, natomiast punkty są. Tych nie zdobyli Amerykanie, którzy wystąpili pierwszy raz od 24 marca 2018 roku w konkursie drużynowym PŚ, wtedy wyprzedzili Włochów, w sobotę byli ostatni.. Najdalej skoczył Patrick Gąsienica - 104m! Trochę paradoks w momencie, gdy najdalej skacze zawodnik klepiący bulę, ale może to jakiś sygnał, że się trochę odbije jego kariera. Poza tym Urlaub klepnął bulę, a Larson i Decker niczym nie zabłysnęli. Dobrze, że USA wystąpiło w tym konkursie, bo przynajmniej nie było ośmiu drużyn i jakaś niby rywalizacja była, poza tym sobie skoczyli i nie mieli dnia wolnego. Ale pewnie jakby byli Rosjanie to zajęliby P10, a nie P9.
W niedzielę było mgliście, wietrznie i dość stabilne warunki. Z nich jednak nie skorzystał Marius Lindvik, który dość kompromitująco odpadł w pierwszej serii. Trochę nie trzyma jeszcze tej formy i dlatego nie udało się zdobyć punktów. Co się stało z Granerudem? Granerud miał szansę wygrać konkurs. Po pierwszej rundzie prowadził, skacząc 132,5m. W drugiej jednak włączył "Schlierenzauer 2009 mode", zaliczył mocne odbicie, leciał wysoko nad zeskokiem i podparł lądowanie na 137,5m, a następnie zaliczył upadek na odjeździe. Sędziowie odjęli punkty, otrzymał 8-9 pkt za skok, co przełożyło się na spadek na czwarte miejsce. Norweg trochę przedobrzył, a próba lądowania z tak wysoka niewielu się udaje. Nie zmienia to faktu, że nadal jest mocny i będzie liczył się na MŚ i dalej w tym sezonie, bo w niedzielę dołożył 50 pkt. Mistrz świata w Oberstdorfie? Możliwe. Kto wygrał? Inny Norweg. Robert Johansson wygrał pierwszy raz od 10 marca 2019 roku i konkursu w Oslo. Skakał pięknie, 128,5/126,5m, wygrał o 1,7 pkt. Kolejna wizyta na podium przełożyła się na wygraną, choć gdyby Granerud skoczył trochę bliżej to pewnie on by wygrał. Znakomita dyspozycja, "groźny z wyglądu" Wąsacz będzie znowu groźny w kolejnej połowie tego sezonu, bo jego forma rośnie. Norwegia jest mocnym faworytem do Pucharu Narodów, bo w ten weekend zanotowała zdecydowanie lepszą zdobycz od Polski. Kto na podium? Markus Eisenbichler, który potwierdził formę, skacząc 129,5m/128,5m. W pierwszym skoku można przyczepić się do za wysokich not za lądowanie, ale sędziowie przy drugiej próbie to odnotowali. Eisenbichler miał wyraźny problem z lądowaniem na Salapausselce, bo choć wygrywał z grawitacją, tak jednak wygrywał słabo. Za dystans plus, bo to mu pomogło awansować, a Geigerowi spaść, bo choć ten skoczył 130,5m w pierwszej próbie, tak w drugiej było 4,5 metra słabiej. O wysokim poziomie drugiej serii może świadczyć to, że Geiger zanotował dopiero piątą notę drugiej rundy. Cud, że zachował podium, choć gdyby Granerud dobrze wylądował to jego na tym podium nie powinno być.
Kraft P5, Tande P6, Lanisek P7, Hayboeck P8. Stali bywalcy dziesiątki, Kraft w formie, Kraft skacze dobrze, Kraftowi przerwa z Zakopanem pomogła, choć i tak nic nie zmieniła, bo nadal to jest ten sam dobry poziom. TOP10 trochę się zabetonowała, choć to i tak jest rotacja z Polakami, którzy jak wskakują do dziesiątki to niektórzy z tych zawodników z niej wyskakują. Kogo się nie spodziewałem po pierwszej rundzie w TOP10? Ryoyu Kobayashiego. Japończyk mnie zaskoczył, pokazał moc, niczym w sezonie 18/19 i poleciał na 129m, co dało mu najlepszą notę w drugiej serii. Awansował o 15 pozycji względem pierwszej rundy i wylądował na P9 w konkursie, jest Królem Awansów bardzo zasłużenie. Gdyby pierwszego skoku nie zepsuł, a wylądował go na marnych 119,5m, to wojowałby o podium w Lahti. Takie jest moje stanowisko. Potencjał mistrza sezonu 18/19 jest ogromny, szkoda tej pierwszej próby, bo trochę ta nierówność mu nie pomaga. Ale widać to, że ma moc i na pewno jeszcze wiele razy da radość swoim fanom. Dziesiąty Pius Paschke, na więcej nie było szans, ale dobrze go po raz piąty w sezonie widzieć w TOP10, a drugi skok dał mu ku temu szansę.
Polacy, co się stało? Znowu niedziela gorsza od soboty. Najlepszy Piotr Żyła - P11. 124/125m, dalej Andrzej Stękała - P15, Kamil Stoch - P16. Dawid Kubacki - P23. Dlaczego tak się dzieje? Brak sił po konkursie drużynowym? Zbyt mocna stawka? Pewnie to drugie, bo faktycznie walka w TOP8 była bardoz zacięta i czołówka była mocno ściśnięta. Jednak nie jestem w stanie pojąć tego, dlaczego po sobotniej dobrej drużynówce Polakom nie wystarczyło sił na konkurs indywidualny i stało się prawie że to samo, co w niedzielę w Zakopanem i w Titisee-Neustadt. W dodatku u Dawida Kubackiego wrócił problem nagłego spadania w ostatniej fazie lotu, czym przypomina lata 2012-15 w swojej karierze. Jest na to okreśłenie o worku ziemniaków i trudno się z tym nie zgodzić. Szkoda, że tak się dzieje, ale myślę, że jeśli wszyscy zawodnicy przeanalizują ze sztabem skoki i dojdą do tego, gdzie są błędy, będą w stanie wykrzesać z siebie ponownie tę dobrą siłę. To pierwszy konkurs, w którym Polaków zabrakło w dziesiątce od drugiego konkursu w Niżnym Tagile w 2019 roku. Seria była długa, skończyła się, ale mam nadzieję, że tylko ten konkurs był dla nas taki zły. Od zeszłego roku nam się nie wiedzie na Salpausselce, trzeba liczyć na to, że w 2022 będzie przełom.
Forfang P13! Przejaśnienie u niego po dwóch słabych konkursach w Zakopanem i Titisee-Neustadt. W pierwszym Titisee-Neustadt też był trzynasty, a potem dwa konkursy nie punktował. Oby to nie oznaczało początku kolejnej serii bezpunktowej, jeśli wierzyć symbolice "trzynastek". A skakał dobrze, 124/123m. Tylko nadal to nie są skoki na miarę tej reprezentacyjnej szpicy, bo wyprzedza go Tande czy ten nieszczęsny Lindvik, który przepadł w pierwszej rundzie. Yukiya Sato na P19, pierwszy skok mu się nie powiódł, bo 119m to nie powód do radości. Ale w drugiej próbie odrobił 10 pozycji. Japoński przełom w drugiej serii. Panie Miyahira, co się stało? Keiichi Sato też zyskał, ale 5 pozycji, 125m w drugiej rundzie i P20. Japończycy in plus w drugiej rundzie, jeden skok lepszy i byłyby szanse na bardzo dobre punkty. W puuktach pierwszy raz po kontuzji Markeng! P19 dla Norwega, 122,5/121,5m, stabilne skoki, dużo lepiej niż w Zakopanem. Początek sezonu 19/20, który przerwała brutalnie kontuzja w Klingenthal miał bardzo dobry. Aż żal, ze nastąpiła tak długa przerwa, ale jeśli to P19 ma mu dać kopa na rozpęd, to ja nie mówię nie. Cieszę się, że wrócił na skocznię i zdobył punkty, bo to jest ważne mentalnie i sportowo. Kto wie, czy w końcówce sezonu nie zacznie być rywalem dla tego betonu norweskiego?
Na koniec będzie chwalone, co by nie było niedzielnej stypy po Lahti. Polki były ósme w konkursie drużynowym PŚ w Ljubnie, skakały dziewczyny w składzie Twardosz-Szwab-Rajda-Karpiel. Karpiel wytrzymałą presję w swojej próbie w pierwszej serii i wyprzedziła Finlandię. Polki nie miały jednak szans na coś więcej niż ósme miejsce, bo Francuzki skakały zdecydowanie lepiej w drugich próbach, ale za to Kinga Rajda ładnie skoczyła w tej drugiej próbie. Niemniej pokonanie pięciu drużyn w tym konkursie jest sukcesem polskich skoków kobiet, czego warto gratulować, bo to może być początek pięknej historii. W konkursie indywidualnym brawo dla Kingi Rajdy, która choć zdobyła tylko punkt za P30, tak jednak pokazała mega waleczność. Podejrzewam, że gdyby konkurs był w piątek, to punktów by nie było z jej strony, a byłyby od Karpiel. Szkoda Kamili, ale obydwie mają potencjał na punktowanie i tego się trzeba trzymać. A wygrywały Słowenki i Norweżka Kvandal, oba te zwycięstwa są pierwszymi, zarówno dla Słowenii, jak i dla Kvandal. Dla Kvandal to DOPIERO drugi konkurs na najwyższym szczeblu! Następny weekend panie skaczą w Titisee-Neustadt.
Od piątku Willingen Sechs. Walka o 15 tysięcy euro za wygraną i 10 i 5 za pozostałe pozycje na podium, faworytami Granerud i Niemcy. Polacy mogą doskoczyć, jeśli w Willingen będą daleko latać jak co roku. Kamil Stoch może mieć potencjał na podium, wygrana numer 40 byłaby miłą niespodzianką. Czy Japończycy powalczą? Ryoyu ma potencjał, a Yukiya Sato, który uwielbia takie duże obiekty może znowu rozwinąć skrzydła. Ale to od piątku.
foto: TVP, RTV SLO
Komentarze
Prześlij komentarz