Nadeszła Planica. Drugi raz w tym sezonie, ale tym razem była jakby trochę inna, bo te loty o poranku i popołudniu w świetle słońca były czymś, do czego się przyzwyczailiśmy w ciągu ostatnich lat. Zapraszam na długą, długą ucztę traktującą o potędze lotu - odwiecznego marzenia człowieka, próbie ich powstrzymania, szach-macie i farsie.
Ale w środę odbyły się kwalifikacje. Już w środę, bo dodano extra konkurs w czwartek za Vikersund, to i w 2021 roku nie było kwalifikacji o 11:00 w czwartek, bo były w środę o 16:00. Te padły łupem Ryoyu Kobayashiego. Japończyk pokazał super formę i skokiem na 229m triumfował. Za nim uplasowali się Markus Eisenbichler i Bor Pavlovcić. Piątkę uzupełnili Karl Geiger i Andrzej Stękała, który był również najlepszym Polakiem - 226,5m. Szósty był Dawid Kubacki. Pięciu Polaków awansowało z kwalifikacji, w których było 68 (SZEŚĆDZIESIĘCIU OŚMIU) zawodników, co jest anomalią jak na ten sezon. Nie awansował Klemens Murańka, ale tu i warunki, i błąd na progu sprawiły, że nie poleciał tak daleko, by przekroczyć "grafitową linię". Najdalszą próbę oddał dziewiąty Naoki Nakamura - 236 metrów, w dodatku jest to jego nowy rekord życiowy. Pierwszego dnia lotów Team Dobrze zaskoczył na plus. Na minus Granerud, który wykonał dość słabą próbę kwalifikacyjną, a i warunki niektórym z czołówki nie pomagały, bo też i Kamil Stoch nie zaleciał za daleko. Dwudziesty był Lovro Kos, który od treningów prezentował się bardzo dobrze- w Q 229,5m. Wielu zawodników osiągnęło życiówki, jednym dały awans - jak Malcewowi tylnymi drzwiami z P40 -212,5m, innym nie - Sabirżan Muminow - 184m. W konkursie zabrakło też takich sław jak Simon Ammann, Antti Aalto czy Severin Freund.
Czwartkowe wydarzenia na skoczni przyćmiło jednak to, co się stało w serii próbnej. Daniel-Andre Tande tuż po wyjściu z progu popełnił błąd, co w rezultacie skończyło się fatalnie wyglądającym upadkiem na 99m. Zawodnik nieprzytomny zsunął się w dół zeskoku, w szpitalu udało mu się odzyskać przytomność, samodzielny oddech. Trzeba trzymać kciuki za jego powrót do zdrowia. Dopisuję te zdanie w poniedziałek po zakończeniu pisania o ostatnim konkursie niedzielnym - Tande wybudził się ze śpiączki, w którą go wprowadzono i jest dobrze, rozmawiał z mamą i dziewczyną, dalsze badania dadzą odpowiedź na to, czy jest więcej uszkodzeń niż tylko obojczyk. Takie momenty jak ten przypominają o tym, że skoki narciarskie to jest niebywale ekstremalna dyscyplina, a zawodnicy, którzy ją uprawiają winni być niesamowicie szanowani za wykonywanie sportu, w którym każdego dnia mogą doznać takiego upadku. Ludzie się nieraz śmieją "a, to tylko skoczki XD". A to są ludzie, którzy latają z ogromnymi prędkościami i każdego dnia wiele ryzykują.
Przejdźmy do konkursu.. Jak wiadomo od środy świetnie czuł się tam pewien Japończyk. I tak też było w czwartek. I było tak, że Ryoyu Kobayashi wygrał czwartkowy konkurs! Japoński mistrz nart latał 235,5/244,5m, jego druga próba jako jedyna w tym konkursie przekroczyła rozmiar skoczni (bo w pierwszej rundzie skakano z belki 10, a w drugiej sędziowie odważnie dali belkę 13 z jednym wyjątkiem - o nim zaraz). To był pewny, mocny, dobry Ryoyu, taki, jakiego poznaliśmy w sezonie 18/19. Znowu wrócił do świetnych skoków i pokazał wielką moc. Taką moc tez pokazał Eisenbichler, który był drugi - 232,5m/238,5m. Ta druga odległość została zrobiona z belki 12, o którą poprosił Horngacher, a że Eisenbichler przekroczył 95% obiektu to dostał dodatkowe 9 pkt. Od początku weekendu był tak jak Ryoyu typowany do podium, tak więc zero sensacji, brawo Markus. Też i z trzecim Karlem Geigerem - 224,5/238m. Świetna druga odległość, bo wyższa belka i lepsze warunki. Wykorzystał to niesamowicie i awansował o pięć pozycji. Mało kto mógł zagrozić Geigerowi po jego drugim skoku. Pokazał prawdziwą klasę mistrza świata, toteż w ogóle nie byłem zaskoczony tym, że stanie na podium. To było pewne. Tak jak i czwarte miejsce Hayboecka! 230,5/227m. Miało być pięknie," Michi" miał stanąć na podium, przełamać to, co się stało na MŚ w lotach, gdzie nie udało się zdobyć medalu. Skończyło się jednak tak jak w grudniu, poza podium. W czwartek było smutno, ale następne dni miały dać odpowiedź, czy stanie na podium.
Kto jeszcze w piątce? Potężny Bor. Latał daleko - 231,5/228,5m. Do podium zabrakło mu dalszego skoku w drugiej rundzie, ale by wyprzedzić Eisenbichlera musiał polecieć pod 250 metr, a siłą rzeczy to było niemożliwe. Do dziesiątki wskoczył Johansson, który odrobił tym samym trochę punktów do Stocha (zaraz napiszę dlaczego). Siedem pozycji, Król Awansów, siódme miejsce, 217/234,5m. Bardzo dobry konkurs, Wąsacz kolejny raz potwierdził klasę awansowania. Daniel Huber i Domen Prevc też wbili do dziesiatki. Ten drugi był nawet drugi po pierwszej rundzie - 231/222m. Znowu pokazał Domen, że jest prawdziwym "letalcem" (słoweń. lotnik).
Piotr Żyła dziesiąty! Odrobił parę pozycji względem pierwszej rundy, dokładnie 5, 214,5/230,5m. Druga próba wyszła mu znacznie lepiej niż ta pierwsza, bo udało się odlecieć. Tak jak i Kubie Wolnemu, który był czternasty - 215/231m. Szesnaście metrów zysku, miejsce w pierwszej piętnastce. Kuba pokazał, że nie zatracił zmysłu lotnika, który dał o sobie znać w sezonie 18/19 na Vikersundbakken i na Letalnicy. Trochę zawiódł Andrzej Stękała - osiemnasty, bo sam powiedział, że popsuł pierwszą próbę - 216,5m. Ta druga jednak była już świetna - 225,5m, była radość, szkoda, że pierwsza próba nie była tak dobra, bo był potencjał na miejsce w dziesiątce. Zabrakło stabilności. Na tym koniec pochwał. Chyba nikt się nie spodziewał tego, że poza drugą serią wylądują Dawid Kubacki i Kamil Stoch. 31 i 32. miejsce polskich mistrzów. Kubacki mógł zrzucić winę na wiatr, jednak Stoch nadal borykał się z problemami, miał wrażenie, że się cofa. Nie wyczarował niczego wielkiego, a o czwartkowym konkursie na Letalnicy mógł zapomnieć, bo nie warto niczego z niego pamiętać. Tego konkursu też nie chciałby pamiętać Halvor Egner Granerud, który przepadł w pierwszej serii, jednak jak sam powiedział - kompletnie nie mógł się skoncentrować po upadku Tandego. I ja mu się nie dziwię, tak samo jak Lindvikowi, który podobnie jak zdobywca Kryształowej Kuli odpadł w tej rundzie.
Jest moc u Nazarowa! Dwunaste miejsce, 219,5//221,5m, super skoki i uratowany honor Rosjan, bo jako jedyny z nich punktował w tym konkursie. Kto jak nie Nazarow miał zapunktować w tym konkursie? Planica fantastycznie pieczętuje najlepszy sezon w karierze Rosjanina z Moskwy. Też i Arttiego Aigro, który rywalizację skończył na P21. Pierwsze punkty w karierze zdobył dwudziesty siódmy Lovro Kos, który przez powyższe zawirowania nie został stracony w pierwszej rundzie, natomiast Kraft stracił 10 pozycji, bo jego drugi skok był słabiutki. Czy lepiej było w piątek?
W piątek miały się odbyć ostatnie zawody w sezonie z zawodnikami z kwalifikacji, jednak w Planicy dał znać o sobie silny wiatr. Dlatego też kwalifikacje do konkursu zostały odwołane i skoczył w nim komplet 67 zawodników. Konkurs trwał około dwóch godzin, bo przez pierwsze 45 minut puszczono zaledwie 20 zawodników. Sprawiało to wrażenie, że konkurs ciągnie się jak krew z nosa. Później jednak, gdy warunki lekko się uspokoiły, lecz nadal były trochę szalone rywalizacja się rozpędziła. Konkurs udało się rozegrać, ale z siedmiu serii w Planica 7 zrobiło się pięć, bo ze względu na zbliżający się zachód słońca nie było drugiej rundy w piątek. .Jednak mimo loterii dostaliśmy bardzo ciekawą rywalizacje. Były skoki pod rozmiar skoczni, jednak ten nie został ani razu przekroczony. Skaczący najdalej nie mogli liczyć na wygranie rywalizacji ze względu na szalejący wiatr i bonifikaty za warunki. Belka także nie ułatwiała zadania. Ci, którym dodano punkty zdecydowanie bardziej liczyli się w walce o czołową piątkę. Poza tym bardzo miłe było ze strony wielu zawodników z Japonii, Norwegii, innych krajów to, że życzyli zdrowia Tandemu, pokazywali jego cieszynkę. Ale wróćmy do konkursu. Sprytną sztuczką Horngachera wygrał jego podopieczny. Już wiecie, że wygrał Niemiec. A był to mistrz świata. .Karl Geiger triumfował w pierwszym konkursie Planica 7. 232m z coach request, czyli z belki na życzenie, nie 12 jak inni skakali, a 11 dało mu triumf. Zagrywka taktyczna ich trenera opłaciła się. Mistrz świata bardzo stylowo skoczył, dostał nawet jedną dwudziestkę za swoją próbę! Drugi był Ryoyu Kobayashi, lider PŚ w lotach też skakał na życzenie trenera z belki 11, ale 231m przy potrzebnych 238 nie dało mu wygranej. Kolejny bardzo dobry konkurs, znowu potwierdził klasę, jaką ma w końcówce tej kampanii. Trzeci Bor Pavlovcić, który fajnie, że jest na podium, ale czuję ogromny zgrzyt z tego powodu. Poniżej pokażę wam lądowanie. Czy ten skok zasłużył waszym zdaniem na 3x19 i 2x18,5 pkt? Czy za takie lądowanie można dać takie noty? Śmiem wątpić. Odległościowo dobra próba - 227,5m, 16,2 pkt dodane za wiatr. Jednak lądowanie Bora było po prostu złe. FISie - dajcie tym sędziom monitory. Nic się nie stanie. Wiem, że to ma być impresja, wrażenie jednostkowe widzianego skoku. Coś takiego, co zwykli śmiertelnicy czują, oglądając zachód słońca. Ale trzeba iść wraz z postępem technologicznym do przodu. Nie można stać w miejscu. Wprowadzenie powtórek dla sędziów nie naruszy DNA dyscypliny, a pomoże w sprawiedliwym sędziowaniu zawodów.
Piątkę uzupełnili Domen Prevc i Robert Johansson. Domen - pierwsza jego wizyta w TOP5 konkursu Pucharu Świata od lotów na Kulm 16 lutego 2020 roku. Klasa lotów - 223,5m, 16,6 pkt dodane za wiatr! Te krótsze próby dawały szansę na zaistnienie w czołówce zawodów. Johansson - 11,8 pkt dodane za 225m. Norweg potwierdził swoją równą formę. Odrobił kolejne 45 pkt do Kamila Stocha i przed finałem niedzielnym tracił do niego 89 "oczek". To znaczyło, że "Wąsacz" musi w niedzielę wygrać, a Stoch nie może zdobyć dużej liczby punktów. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie - wygrana Johanssona byłaby w tym momencie sensacją, dlatego też Stoch powinien, mimo zniżki formy, mimo tego, że w piątek był na P32 pomimo 215m i wczesnego numeru startowego, utrzymać trzecie miejsce w Pucharze Świata.
Yukiya Sato szósty, bardzo spodziewany występ Japończyka. Tak jak i siódmego Piotra Żyły. Poleciał 239m i zajął takie miejsce. Za wiatr odjęto mu 4,8 pkt. Żyła chwilę poliderował, jednak niczego więcej nie zdziałał. Jednak znowu to miejsce w dziesiątce, co warto docenić w tej chwili. Ósmemu Markusowi Eisenbichlerowi trick z coach request Horngachera się nie udał. Poleciał 223m, dlatego też nie mógł liczyć na dodatkowe punkty. Dziesiąty był Kuba Wolny - 237 metrów! Odzyskał radość z latania, odzyskał przede wszystkim radość z każdej czynności, co przełożyło się na kolejną wizytę w dziesiątce. Bardzo się z tego cieszę, bo ta nowa, świeża krew jest nam bardzo potrzebna. Tak jak i równa forma Dawida Kubackiego - był na P15 w piątek. Wreszcie daleki lot, 230m, mógł być bardzo zadowolony. Andrzej Stękała nie - dopiero P36, jedynie 203,5m. Jednak to on, Kubacki, Żyła i Wolny w sobotę byli składem polskiej drużyny w ostatnim konkursie drużynowym. Dobrze zauważyliście. Kamil Stoch został odrzucony, ale, jak to ktoś mądrze napisał, to nie jest konkurs dla najpopularniejszych, a dla najsilniejszych. Kamil teraz przeżywa kryzys i nie jest najsilniejszy. Jednak w pierwszej rywalizacji drużynowej nowego sezonu powinien się pojawić, tak myślę. Mistrzowie zawsze wracają. Granerud pewnie też wróci, w piątek zdobył punkty za P18, ale 221,5m nie pozwoliło mu liczyć na cokolwiek więcej. Ba, on nawet żadnej bonifikaty nie dostał, więc z czym do ludzi...
Powrót Żeni Klimowa! Dotarł chwilę później, zastąpił w piątek Kołobowa i już się rozgościł. 228m zwiastowało długie prowadzenie, a Klimow ostatecznie zakończył konkurs na piętnastym miejscu. Pokazał, że nie wolno go skreślać, a przede wszystkim dał znać rosyjskiemu związkowi, że nie warto go wycinać. Nazarow też zaprezentował się przyzwoicie - 24. miejsce, 213,5m, Loty w Planicy może zaliczyć do bardzo udanych, szczególnie że w niedzielę skakał w finale Pucharu Świata jako jedyny Rosjanin. Dobra praca w sezonie zaprocentowała i w niedzielny poranek oddał ostatnie skoki sezonu.
Słoweńcy byli mocni. Semenić i Kos znowu zapunktowali - P19 i P21. Kos znowu z dobrą zdobyczą punktową, te konkursy w Planicy były dla niego pewnym przełamaniem i myślę, że częściej go zobaczymy w Pucharze Świata.
Fin zapunktował w tym konkursie! Nie byli to jednak błyszczący w tym sezonie Kytosaho, ani Aalto, ani Nousiainen, którzy pokazali bardzo niewartościowe skoki, a w przypadku Aalto to było klepnięcie buli, a nie pokazanie dobrych lotów. Przebłysk pokazał Jarkko Maatta! Fin zdobył pierwsze punkty od listopada 2018 roku i lot na 216,5m dał mu trzy punkty za P28. Niezwykle cenne, niezwykle ważne. Był wiele razy skreślany, mówiono, że on już się nie nadaje. A tymczasem potwierdził tym konkursem, że nie wolno go skreślać. I ten występ dał mu pewność obecności w sobotnim konkursie drużynowym,
W sobotę mieliśmy obejrzeć konkurs drużynowy. Mieliśmy. Były na to ogromne szanse, seria próbna trwała 25 minut, 34 zawodników (bez Nakamury i Eisenbichlera) oddało swoje próby, a najlepszą miał Halvor Egner Granerud. Skreślający w tym momencie mogli go przestać skreślać. W drużynówce też skoczył 220m, tyle samo co Nakamura czy Pavlovcić. Stękała skoczył 221m. I faktycznie udało się oddać 21 skoków. Jednak by móc je oddać potrzebowano do tego 95 minut. Na jedną serię. Konkurs był ciągnięty na siłę, a w rezultacie odwołany po godzinie 11:35, po dwóch skokach po blisko półgodzinnej przerwie. Skrajna niekompetencja sędziów sprawiła, że oglądaliśmy farsę, kpinę ze skoków narciarskich, kpinę z lotów na Letalnicy i kpinę z widzów, którzy oczekujący dalekich lotów włączyli w sobotę rano telewizory, komputery i urządzenia mobilne. Dociągnięcie jednej serii do końca stało się mission impossible. FIS spotkał się z buntem Horngachera i Widhoelzla, którzy wycofali swoich ostatnich zawodników ze względu na te niebezpieczne warunki pogodowe, co było dobrą decyzją. Oni i tak nie oddali swoich prób, jednak gdzieś we włodarzach konkursu zatraciło się pojęcie "safety first", które dopiero przyszło po krótkim skoku Ammanna po godzinie 11:35, po którym przyszedł bardzo silny wiatr.. Grunt, że pożegnano Roka Justina, który zakończył swoją karierę zawodniczą.
Jednak jedna seria drużynówki nadal była możliwa do rozegrania. Bo Sandro Pertile, któremu po tym sezonie można zarzucać bardzo wiele, w swojej kieszeni miał, niczym inżynierowie Ferrari, plan B. O 9:00 w niedzielę miano rozegrać jednoseryjną drużynówkę, a o 10:30 dwuseryjny finał Pucharu Świata. Taki plan Pertilego został zatwierdzony, stacje telewizyjne także go zaakceptowały. Tak więc w niedzielę ostatni dzień sezonu rozpoczął się od jednoseryjnego konkursu drużynowego w takim samym składzie, w jakim miał odbyć się dzień wcześniej. Konkurs ten był tak naprawdę mega odległościowy w pierwszej grupie, potem było trochę gorzej, choć były takie skoki jak ten Eisenbichlera na 235,5m, który zagwarantował im wygraną, bo był z belki na życzenie. Odległościowo nie był to jednak ciekawy konkurs, też i na dalekie loty nie pozwolili sędziowie, więc kolejny - już ostatni - dzień mieliśmy oglądać farsę. Tak jak wspomniałem wcześniej, Niemcy triumfowali w ostatniej drużynówce. Wygraną dał tak naprawdę manewr taktyczny Horngachera, który tym razem się opłacił. Poza tym bardzo dobrze Geiger, stabilnie Paschke, a Schmid jak Schmid w ten weekend. Na drugim miejscu kto był? Niesamowicie dobrze dysponowana Japonia! Mieli w ten weekend kapitalnych lotników, odrealnionym byłoby to, gdyby nie stanęli na podium. A stanęli. Na stabilnym poziomie latali Nakamura, Sato i Ryoyu Kobayashi. Jego brat, Junshiro nie dostosował się poziomem do kolegów i jako jedyny nie skoczył ponad 225m, a 214m. Myślę, że gdyby Junshiro poleciał trochę dalej, to Japonia walczyłaby o wygraną w tym konkursie. A to byłaby wielka rzecz dla kadry Miyahiry. Choć z drugiej strony odległości drugiej grupy były mocno słabe i jedynie Stękale udało się polecieć ponad 220m - 222m. Jeszcze Austria na podium. Tak naprawdę to podium zawdzięczają Danielowi Huberowi, który swoją życiówką - 235,5m wyciągnął ich do grupy prowadzącej. Reszta po prostu skoczyła swoje, choć Austrię w dół pociągnął Kraft, któremu nie szło.
Słowenia poza podium, czwarta. Trochę jestem zawiedziony, bo spodziewałem się, że po tak dobrym weekendzie staną w drużynie na podium. Tak się nie stało, bo dalekimi lotami popisali się Bor Pavlovcić (243m, życiówka) i Domen Prevc (228,5m), a reprezentację w dół pociągnęli swoimi próbami Peter Prevc (205m) i Żiga Jelar (204,5m). Tutaj w przeciwieństwie do Niemców taktyka dwóch dobrych i dwóch średnich się nie opłaciła, bo wiele nie wyczarowali, a do podium zabrakło im 3,4 pkt. Norwegia piąta, ale pewnym było w tym przypadku, że pociągnie ich mega przeciętny Lindvik. Ten stwierdził, że ma gdzieś takie skakanie i w finale Pucharu Świata nie wystąpił. Najdalej latali Johansson i Granerud, ten w pierwszej grupie odleciał na 229,5m. Forfang natomiast średnio, ale jego skok to już był łabędzi śpiew. Johanssona także.
Polska szósta. To był jubileusz - 100. konkurs drużynowy z udziałem Polaków. Polskie skoki w końcówce sezonu były jednak silne jak nigdy, dlatego też dość zepsuty jubileusz nie zaskoczył. Reprezentację pociągnął Andrzej Stękała - 222m, a dość średnio skakał Żyła i Wolny. Dawid Kubacki - no comment. 204m. Nie były to też skoki w dobrych warunkach, to i oczekiwać nie można było zbyt wiele. Rosja siódma! Pozycję dały im stabilne, dobre skoki Nazarowa i Klimowa. Korniłow i Trofimow zrobili max, choć Trofimow mógł trochę dalej polecieć. Finlandia ósma, wyprzedzili Szwajcarię! Potężni Finowie nie zawiedli, Maatta i, o dziwo, przebudzenie mocy Aalto. Najsłabsze ogniwa - Kytosaho i Nousiainen. Serio nie wiem czemu go wsadzili na ostatnią grupę. Bo tak? Bo nikt nie chce dźwignąć presji? Dziwne. To tak jak występ Szwajcarów, którzy nie zdobyli punktów, bo byli po prostu słabi. Jedynym, który przekroczył punkt K był Deschwanden - 208,5m. Poza tym fatalny skok Hauswirtha, słaby skok Petera i przeciętny Ammanna. Taka Szwajcaria nie miała prawa zdobyć punktów w niedzielę rano.
O 10:30 rozegrano finał Pucharu Świata, był to bardzo płynny konkurs. Nie zabrakło prób zabijania rywalizacji przez sędziów poprzez obniżanie belek po dalekim skoku Hayboecka - 245m czy odlocie Bora Pavlovcicia - 249,5m! Belka zeszła do stopnia 10, ale Eisenbichler szachował z belki 9, a w drugiej rundzie z belki 11. Ten drugi szach dał mu najlepszy wynik w drugiej serii, ale starczyło to na trzecie miejsce, pierwszy szach się nie udał, bo nie osiągnął 95%. Z trzech szachów w niedzielę wyszły mu dwa. Generalnie Horngacherowi wyszedł manewr szachowania w całym weekendzie, za co trzeba pochwalić, bo umie korzystać z przepisów o "coach request", szczególnie w momencie, w którym jego zawodnicy są ścisłym światowym topem. Jego podopieczny także wygrał konkurs wieńczący sezon, kończący sezon cykl Planica 7, choć 4 oraz zdobył Małą Kryształową Kulę za loty. Karl Geiger potwierdził klasę mistrza świata i triumfował w finale, 231/232,5m, nie były to najdalsze loty w konkursie, jednak były do bólu skuteczne, a rywal skakał krócej, stąd jest efekt. Przeszukałem sobie statystyki i jest to pierwszy sezon od 2000/2001, jak Niemiec wygrał pierwszy i ostatni konkurs sezonu (Eisenbichler i Geiger, wtedy Schmitt), a także zdobył Kulę za loty (Geiger - Hannawald był najlepszy w klasyfikacji lotów w kampanii 02/03, jednak nie otrzymał Kuli za loty, bo wtedy takowej nie przyznawano). Wspomniany wyżej Niemiec miał, co prawda, tę samą liczbę punktów w klasyfikacji lotów co Japończyk, jednak Geiger wygrał dwa razy, a Ryoyu raz. Japoński samuraj mimo wszystko miał super końcówkę sezonu. Był drugi w niedzielę. Nie zdobył może Kuli za loty, natomiast pokazał prawdziwą klasę, że to jest ten Ryoyu. Mocny, daleko latający, zamykający drzwi rywalom. W niedzielę taki był jego pierwszy skok - 242 metry! Niestety druga próba była o wiele krótsza, 217m, stąd nie mógł wygrać konkursu i Kuli za loty, co byloby pewną sensacją, mimo że był bardzo mocny w tej końcówce. Czy to jest zapowiedź wielkiego powrotu dominacji Ryoyu w kampanii 21/22? Można się domyślać, ale tak naprawdę przygotowania, jak i pierwszy konkurs nowego sezonu pokaże, kto może liczyć się w walce.
Domen Prevc czwarty po raz drugi. Solidna końcówka sezonu Słoweńca, czuł się perfekcyjnie na lotach, co nie jest dziwne. Dwa razy 233m, z tym, że w drugiej serii ta odległość dała mu drugą lokatę. Nie stanął na podium, bo po prostu Geiger, Kobayashi, Pavlovcić i Eisenbichler byli lepsi. Jednak za to należy się powiedzenie "Robert Hrgota - dobra robota!", za przywrócenie Domena na właściwe tory, że znowu był w stanie walczyć o wysokie pozycje. Zresztą, jak będę podsumowywał sezon to będzie dużo miejsca na Hrgotę. Zresztą - dwunasty Jelar, czternasty Lanisek, któremu loty szły trochę gorzej. Dobry występ Słowenii w domu. Piąty Daniel Huber - tak kończy najlepszy sezon w karierze. Z sezonu na sezon jest tylko lepiej, w tym sezonie dwa podia, a na lotach mega przyzwoita dyspozycja + życiówka. 237/226m.. Yukiya Sato szósty, konsekwencja to podstawa - drugi raz z rzędu szósty, w czwartek dziewiąty. Końcówka sezonu wybitna, ale od takiego zawodnika jak on wymagania dalekich lotów to żadne wymagania - 233/229m. Siódmy Bor Pavlovcić. Dajcie wiarę, gdyby nie było tutaj przeliczników, to albo prowadziłby po pierwszej serii ze skokiem na 249,5m (był trzeci!), albo byłby restart (przy postępowaniu sędziów z Planicy, najpewniej wydarzyłoby się to drugie). Niebotycznie daleki lot, niebotycznie daleka życiówka. Ale "klub 250" jeszcze nie w tym sezonie dla potężnego Bora. Piszę "jeszcze", bo on ma potencjał na rekord świata. Jednak musi skakać równo, a druga seria i 218m tego mu nie dały.
Dobrze latający Forfang ósmy, za nim Johansson, który przegrał walkę o brązowy medal Pucharu Świata, ale także przegrał czwarte miejsce w Pucharze Świata, bo te zajął wspomniany wyżej kapitalnie dysponowany Ryoyu. Johansson musiał wygrać, żeby zdobyć medal PŚ, no ale nie z tymi rywalami... Hayboeck 10. Czuję zawód, bo na początku weekendu wiele rzeczy mu się kleiło, ale końcówka to był smutek, bezradność na rywali, mimo że latał daleko -245m! 224m w drugiej rundzie sprawiło, że spadł.
Panie Granerud, czy mamy wyłączyć kamery? Bo w skokach nietelewizyjnych to skakał Pan daleko i wygrywał pan serię próbną, był pan wysoko w treningach. A gdy transmisja rusza, to nagle moc odjęło. Szesnasty w finale, mimo że 239m w pierwszej rundzie i piąte miejsce po niej. W drugim 204m, podobna sytuacja jak u Lindvika - strzał na buli, utracenie pewności, w rezultacie utrata 20-25 metrów. Była wielka szansa na podium, ale zabrakło dwóch równych skoków u Norwega. Finał sezonu na minus, jednak cały sezon na takiego dużego plusa, bo hej, jest Kryształowa Kula! Pierwsza taka dla Norwegii od 11/12 i triumfu Andrersa Bardala.
Polacy? Wolałbym nie pisać, ale było ich sześciu w finale. Najlepszy spodziewanie Piotr Żyła - P13, 226,5/230,5m, ta druga próba zdecydowanie bardziej pokazała jego prawdziwe oblicze i z tego miejsca szkoda tej drużynówki, że była rozegrana bez serii próbnej, bo Piotrek zaskakuje na właściwy rytm właśnie na tym drugim-trzecim skoku. Bardzo podobnie piętnasty Andrzej Stękała - 219/222m. Ten okrzyk "KONIEC!" po ostatnim skoku podsumował dobrze jego najlepszy sezon w karierze pełen szaleństwa i bardzo dobrych skoków. Jędruś wszystkim zaimponował w tym sezonie, kto wie, czy to nie początek pięknej historii związanej z nim w następnych kampaniach? Dawid Kubacki? Trochę średni finał. Polaków rozkojarzyła ta przerwa, co jest skandalem, że FIS nie znalazł praktycznie żadnego zastępstwa. 219/216m. Kamil Stoch dwudziesty, ale trzeci w Pucharze Świata. 216,5/206,5m. Weekend w Planicy do zapomnienia, nie warto o nim pamiętać. Trzeba odpocząć, wyzerować się i zacząć przygotowania. Może to pozwoli Kamilowi odnaleźć dobry rytm i dalekie, pewne skoki na 19/19,5/20 pkt. 26. Kuba Wolny, który szukał w niedzielę czegoś, ale tego nie znalazł - 212/216,5m. 29. Szanowny Rekordzista Willingen - Klemens Murańka. Można mówić, że on ma 13 lat, że ma czas, ale to jego najlepszy sezon w karierze. Co z tego, że leciał 200,5/196,5m w finale. Pokazał to, że wielu zawodników pod skrzydłami połączonych kadr A i B dostało drugie życie i jest w stanie walczyć o te punkty. Brawo, Klemens! Brawo też i dla naszych w Czajkowskim - wygrane Zniszczola i Huli w finałowych konkursach Pucharu Kontynentalnego. Dla kadry z Kontynentala ten sezon > sezon 19/20. Brawo także i dla Niki Kriżnar, która ostatecznie zdobyła Kryształową Kulę w Pucharze Świata kobiet, ta walka z Takanashi w końcówce sezonu to był creme de la creme, jeżeli macie dostęp do Eurosport Playera to warto sobie te ostatnie konkursy odświeżyć.
Oglądaliśmy sędziowską farsę w ostatni weekend sezonu. Obniżanie belek zapobiegało dalekim lotom. Tak być nie powinno, w lotach chodzi o coś innego oprócz spełnienia odwiecznego marzenia człowieka o lataniu. Tu chodzi o dalekie latanie i wygrywanie. Też chodzi o zasady bezpieczeństwa.. Dlaczego sędziowie nie odwołali od razu po pierwszej grupie tej sobotniej drużynówki? Wiem, telewizja, wpływy dla organizatorów. Ale można było wcześniej odwołać, przełożyć na tę niedzielę. I wielu ludzi nie miałoby pretensji, choć to zbierało się już od czwartku na sędziów. Na pewno ich liczba byłaby trochę mniejsza, a tak niesmak pozostał. Był to cyrk, tak jak i w tym sezonie spora część ich działań była cyrkiem. Z sezonu na sezon jest ich coraz więcej, a oni toną w paranoi "belki w dół", by czasem ktoś nie przeskoczył skoczni. O co w takim razie chodzi we współczesnych skokach narciarskich? To dobre pytanie, by nim zakończyć ostatnie gadanie o skokach w tym sezonie. Jeszcze będzie w okolicach Wielkanocy podsumowanie sezonu, ale już teraz dziękuję za czytanie moich wypocin przez cały sezon. Wiem, że są niedoskonałości, ale mam nadzieję, że w następnym sezonie uda się je wyeliminować. Dzięki raz jeszcze i do zobaczenia w następnym sezonie.
Komentarze
Prześlij komentarz