Kończy się rok 2021, kończy się także mój challenge trwający od września. Stwierdziłem, że będę co tydzień oglądał jedno Grand Prix do końca roku. Ciągnąc sprawę od lutego, wyszło, że obejrzałem 51 wyścigów z F1 i nie tylko, bo było też NASCAR i IndyCar. Każdy z nich opisałem na Twitterze. Tutaj wnioski, jakie można czerpać z tego cyklu. Poniżej wykaz wyścigów.
https://docs.google.com/document/d/1hWRLkcHHIezU7vmXBQqnLOfE__cPgbOjIJdPv0tlhQk/edit?usp=sharing
Na pewno wnioskiem pierwszym, jaki wychodzi z cotygodniowych spotkań z F1 jest to, że w pewnym sensie DRS ułatwił sprawę wyprzedzania w F1. Nieraz jak miałeś dobre tempo, to albo musiałeś sobie wypracować atak, albo znaleźć odpowiedni moment. I to trwało z dobre 6-7 okrążeń, co było znaczną stratą czasu nie tylko dla kierowców, ale też widzów. Pewnie, że to wyglądało imponująco, jak kierowca się do innego zbliżał i później wychylał mu się zza tylnego skrzydła i chował się. Tylko że to potrafiło trwać w nieskończoność i nieraz trzeba było podcięcia strategicznego, by móc wyprzedzić. Ewentualnie poczekać na błąd rywala i go wykorzystać. DRS ułatwił wymijanie rywali, jednak pozbawił w pewnym sensie możliwość ciekawej walki, choć sezon 2021 był tego zaprzeczeniem, bo był DRS, była też walka tych, co nie mieli DRSu (GP Węgier, GP Kataru, GP Brazylii, GP Emilii Romagni, GP Francji, GP Turcji). Sezon 2021 był piękny, Max Verstappen mistrzem świata, ale tu nie o tym. Tak więc jasne, zgadzam się z tym, że lata 90. i 2000 to była walka o wypracowanie sobie pozycji i na pewno bardziej decydowały nie tyle co osiągi auta, co umiejętności kierowcy. I na pewno DRS w tym pomaga, ale w pewnym momencie stał się głównym narzędziem wyprzedzania, nie pomocą.
Rewolucja w 2022 może w pewnym sensie przywrócić lata 2000., ale z DRSem, który może odgrywać mniejszą rolę. Wyścigi z lat 2000 - poezja. Walki Schumachera z rywalami, jego przebijanie się przez stawkę, walki tych najsłabszych o choć jeden punkt. To było fajne, ale niestety niektóre z tych wyścigów były nudne. Szczególnie zapamiętałem Kanadę 2001, kiedy to Schumacherowie toczyli fenomenalną walkę. Także na Silverstone w 1995 i w 2002 roku były świetne walki. Zresztą, zawsze tak jest, jak wyścig odbywa się na mokrej nawierzchni.
Drugi wniosek jest taki, że lżejsze konstrukcje dawały ciekawsze walki. I widać to po tych z lat 2000 i z lat 90. także. Niestety, co za tym idzie, jest wniosek trzeci - konstrukcje były bardziej awaryjne niż te, które są obecnie i które były na początku drugiej dekady XXI wieku. Stąd nie dziwi to, że w niektórych z wyścigów odpadły oba McLareny, odpadało Ferrari, odpadały Williamsy (chociażby double DNF w USA 2001, ale tu też trochę pecha), odpadali wszyscy, czasem ponad połowa stawki i do mety docierało 8-9 aut. Takie to były czasy, jednak nic nie przebije Australii 1995, kiedy przez błędy kierowców i awaryjność aut, do mety dojechało 8 aut, a wówczas punktowało sześciu. Monako 1996 oglądałem, kojarzę, pisałem o tym. Jednak Australia 1995 to jest pokaz tego, co najgorsze. Może to i lepiej, że teraz konstrukcje są mniej awaryjne i na mecie widzą fani F1 17-18 aut, a nie 11-12? To zostawiam wam do oceny.
Czwarty wniosek to strategia. Jeżeli nie miałeś strategii, to nie mogłeś walczyć. Czasem, by przechytrzyć rywala, trzeba było zastosować coś niekonwencjonalnego. Tutaj patrzę w kierunku Francji 2004 i czterech zjazdów Michaela Schumachera, które pozwoliły wygrać z Fernando Alonso. Ferrari także nie zawiodło, triumfując strategicznie w GP Japonii 2000, kiedy Schumacher wykiwał Mikę Hakkinena i zapewnił sobie mistrzostwo świata. Tak wygrywa się mistrzostwa świata, kiedy działa strategia. Tak nawet zdobywa się punkty.
Piąty wniosek? Dobrze, że mamy 10 punktujących, a nie 6. Z jednej strony to prawda, 6 punktujących w wyścigu zwiększało prestiż Formuły 1 i to, że faktycznie sześciu najlepszych zdobywa punkty. Ale z czasem zwiększono to do 8 i 10 kierowców. I to był dobry kierunek, połowa stawki punktuje, a połowa nie. Gdyby w czasach Luki Badoera zastosować TOP10 punktujące, to Włoch nie byłby rekordzistą bez zdobyczy punktowej. A tak jest i raczej na zawsze będzie, no chyba że Mazepin pobędzie jeszcze z 2 sezony w F1 i nie zdobędzie ani jednego punktu...
Szósty wniosek to jest to, że w każdej dominacji zdarzają się sensacyjni zwycięzcy. Na Węgrzech 2021 wygrał Ocon, na Węgrzech 2003 wygrał Alonso (choć Renault wtedy było coraz lepsze), GP Europy 1999 wygrał Herbert, a on także wygrał w 1995 na Silverstone. W 1998 jeszcze Damon Hill w Jordanie na Spa na mokrej nawierzchni. I o ile w dominacjach Ferrari, McLarena i Williamsa zdarzały się sensacyjne triumfy, tak w dominacji Mercedesa takowe są rzadkie. I to nie jest żaden prztyczek, tylko stwierdzenie faktu. Mniejsze zespoły nie mogą nawiązać równej walki z tymi najlepszymi i dlatego mogą rzadko stawać na podium, bo coś dziwnego się nagle wydarzy.
Tyle wniosków, dziękuję za czytanie w tym roku moich wypocin na Twitterze, mam nadzieję, że komuś podobały się te powroty do starych wyścigów. W 2022 roku będzie kontynuacja cyklu, zapraszam 7 stycznia na pierwszy w 2022 roku wyścig.
Komentarze
Prześlij komentarz